Ten one-shot jest dla Joel_Carter (zapraszam serdecznie na jej profil), która być może zrobi z tego własne opowiadanie. (nie umiem dodawać dedykacji, wybaczcie xd)
Nikt nie mógł rozumieć, dlaczego Will odmówił samemu królowi Duncanowi, który proponował mu stanowisko w swoim zamku. Nikt, poza trzema osobami: Willem, Haltem i w końcu samym Duncanem, który owe stanowisko mu proponował. Lecz tylko jeden z nich wiedział, jaki jest prawdziwy powód wyboru chłopaka.
- Zniszczę cię, Willu... - Powiedziała tajemnicza postać i rozpłynęła się we mgle. Will zerwał się na równe nogi. Rozejrzał się przerażony po pomieszczeniu i dopiero gdy parę razy upewnił się, że nic mu nie grozi znów opadł wyczerpany na poduszki. Ile to już dni męczą go koszmary? Tego nawet sam Gorlog nie wiedział. Za to wiedział, że koszmary te wcale nie są tak błahe. Chłopak o kasztanowych włosach sam wyglądał jak zjawa. Jego oczy straciły dawny blask, stały się matowe i pozbawione tych radosnych iskierek, którymi stale zarażał wszystkich wokół. Mimo wszystko nie chciał martwić Halta, swego mistrza i przyjaciela. Choć traktował go jak ojca uważał, że jakieś tam koszmary nie są warte uwagi.
Will leżał jeszcze przez jakieś dziesięć minut, gdy nagle usłyszał krzątaninę w kuchni. Znów prawie wyskoczył z łóżka, na którym leżał, gdy zdał sobie sprawę z na pozór mało istotnej informacji. Słońce już wzeszło. A to znaczy, że Halt obudził się i prawdopodobnie przyrządza dla nich posiłek wraz z porządnym kubkiem kawy z miodem. A może nawet i dwoma. Na tę myśl kąciki ust Willa drgnęły. Co by się nie działo, kawa zawsze poprawiała mu humor.
Wstał z łóżka i przeciągnął się dokładnie, po czym ubrał się, trochę posprzątał w swoim pokoju i wyszedł na spotkanie ze swoim mistrzem.
- Dzień dobry, Halt. - Starszy zwiadowca drgnął na głos swojego ucznia i odwrócił się. Gdy ujrzał młodego chłopaka rozluźnił się i spiorunował go wzrokiem. Will uśmiechnął się nieznacznie, a gdy jego mistrz to zauważył młodszy zwiadowca zaśmiał się cicho. Halt był drugą rzeczą, która potrafiła poprawić mu humor w tych paskudnych dniach. Oczywiście, pierwsza była legendarna kawa z miodem, która znajdowała się już na stole, w dwóch dużych kubkach.- Witaj Willu. - Odpowiedział jego mistrz i wskazał głową na stół. - Głodny? - Zapytał, a chłopak widząc obfite śniadanie na chwilę zapomniał o swoich koszmarach i wręcz rzucił się na posiłek.
Gdy już zjedli Will pomógł Haltowi posprzątać, po czym poszedł umyć naczynia. Halt został w chacie tłumacząc się tym, że Crowley miał go dzisiaj odwiedzić. Podobno był w Redmont i chciał skorzystać z okazji i porozmawiać ze starym przyjacielem. Will jednak podejrzewał, że jego mistrzowi nie chce się wychodzić w taki upał. Co prawda, nie było jeszcze aż tak gorąco, ponieważ słońce wzeszło zaledwie dwie godziny temu ale jego mistrz wolał nie droczyć się z naturą. Właściwie to sam się tak tłumaczył. Will westchnął więc, po czym wziął naczynia i udał się nad strumień płynący jakieś sto pięćdziesiąt metrów od chaty.
Droga dłużyła mu się niemiłosiernie. Poza tym czuł się obserwowany. Co chwilę dyskretnie oglądał się za siebie i na boki by zobaczyć, że jest sam. Nic nie słyszał ani nie widział, a to sprawiało, że czuł się coraz bardziej nieswojo.
Gdy w końcu dotarł nad strumień lekko się rozluźnił, po czym uklęknął i zaczął szorować naczynia. "Zniszczę cię, Willu." głos rozbrzmiał echem w jego głowie, a sam chłopak podskoczył niczym wiewiórka. W locie odwrócił się i uczepił jakiejś gałęzi owijając ją nagami i rękami. Przez chwilę uspokajał oddech, a po paru minutach ostrożnie i powoli rozglądnął się i zszedł na ziemię.
- Dlaczego mnie to spotyka? - Wymruczał cicho do siebie i wrócił do mycia naczyń.