*~Rozdział 12~*

150 13 13
                                    

Perspektywa Ameryki

Sen

Znajdowałam się w jakiejś ciemnej uliczce, bez dostępu o dziwo do światła. Zastanawiałam się jak do licha się tutaj znalazłam, aż w pewnym momencie usłyszałam czyjeś kroki.

-Witaj USA. Wygląda na to, że znów się widzimy.-powiedział w moją stronę dziwnie znajomy mi głos. Wydawało mi się gdzieś go już słyszałam.
-K-kim jesteś i co ja t-tu r-robię?-zapytałam.
-Moja osoba musi zostać tajemnicą, a co do twojego miejsca pobytu, to za niedługo się tego przekonasz.
-C-co to ozna-oznacza?
-Tego nie mogę ci tak poprostu powiedzieć, jestem tutaj, żeby cię przed czymś ostrzec.-powiedział.
-...
-Pamiętasz swój poprzedni sen?
-T-tak. Ale po- -nie dokończyłam, iż owa osoba mi przerwała.
-Chcę dokończyć tamto zdanie.
-Ale dlaczego? Naprawdę to jest aż tak ważne?-zapytałam.
-Od tego zależy twoje życie. Czy tyle ci wystarczy?
-...-zaniemówiłam.
-No właśnie, więc posłuchaj mnie uważnie... Przedostatniego dnia miesiąca, w południe. Wtedy on... samochód... wypadek... Rosja...Więcej ci nie mogę zdradzić. Bądź ostrożna.
-Z-zacze-zaczekaj!-starałam się go zatrzymać-C-co t-o znaczy...?

-Z-zaczekaj...-wyszeptałam, wcześniej zrywając się z łóżka. Obudziłam się.

Czy mam ten sen potraktować poważnie?-zapytałam się w myślach- No bo kto wie... Często mój jeba** mózg wymyśla takie rzeczy, których nawet *Christopher Langan* nie zrozumie.

Sięgnęłam ręką w stronę stolika nocnego, z zamiarem sprawdzenia godziny. Była 6:58.
Natychmiastowo wstałam i ruszyłam w kierunku szafy. Wzięłam z niej dobrane wczoraj jeszcze ubrania i ruszyłam w kierunku łazienki, żeby się przebrać.

Po dotarciu i przebraniu się w łazience, spojrzałam w lustro. To co tam zobaczyłam pogorszyło w pewnym stopniu mój dzisiejszy nastrój. Wpierw ujrzałam tam swoje obrzydliwe odbicie, lecz później gdy spojrzałam za siebie w lustrze zobaczyłam tam czyjąś czarną sylwetkę. Przestraszyłam się. Gdy gwałtownie odwróciłam się za siebie już jej nie było. Postanowiłam to zignorować.
Wzięłam szczotkę i zaczęłam się czesać. Następnie umyłam zęby i zeszłam na dolne piętro, wcześniej jeszcze zabrałam ze swojego pokoju plecak.

-Bonjour USA. (Dzień dobry USA)-przywitała się Francja.
-Hi mom. How are you? (Cześć mamo. Jak się czujesz?)
-Całkiem nieźle. Będziesz jeść śniadanie?-zapytała.
-Ja-jakoś ni-nie jestem głodna, a p-poza t-tym myłam już z-zęby.-odparłam.
-No to może dam ci tosta do szkoły, abyś nie była głodna?
-P-podziękuję.
-Napewno?
-T-tak. Napewno.
-Jesteś tego pewna?
-Yhy...
-Tak na 100% pewna?
-Yes, I am 100% sure of it. Mom, please don't press. (Tak jestem tego 100% pewna. Mamo, proszę nie naciskaj)-odparłam.
-No niech ci będzie. Miłego dnia w szkole kochanie.
-Dzi-dzięki mamo. Pa.
-Pa córciu.

Skierowałam się ku wyjściu. Ubrałam buty oraz cienką kurtkę na bluzę i wyszłam. Na dworze było dziś wyjątkowo chłodno. Niestety zima nadchodzi... Szłam tak sobie, gdy nagle zauważyłam nieopodal siebie Rosję. Zarumieniłam się trochę na jego widok, ale szybko odwróciłam od niego wzrok, bo jeszcze by zauważył, że się na niego gapie i ch** wie co się później stanie.

-Привет Америка! (Privet Amerika!)(Cześć Ameryka!)- usłyszałam nieopodal siebie.

Odwróciłam wzrok na Ruska, wciąż się rumieniąc.

*~Zanim mnie nie będzie~* ||RusAme|| cantryhumans || ZAKOŃCZONE (cringe)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz