Rozdział 1

13 0 0
                                    

Piętnasty września pięćset ósmego roku czasu ludzi. Dziewiąty rok od zakończenia ''Wielkiej wojny,,

Jedyne co słyszałem, to było spokojne bicie mojego serca oraz odgłosy kropel wody spadających z czubków stalaktytów na ziemie. Powolne , rytmiczne , hipnotyzujące. Kap, kap, kap. Mimo, że w jaskini panował kompletny mrok, stawiałem kolejne kroki w otchłań. Jednym źródłem światła była paląca się pomarańczowo czerwonym ogniem pochodnia. Stanąłem na skraju półki skalnej. Spojrzałem w dół, okazało się, że nie jest zbyt wysoko i trzymając ręce w kieszeniach spodni zeskoczyłem na dół. Po kilku chwilach marszu w głąb jaskini, usłyszałem przed sobą groźne warknięcie. Od razu wyciągnąłem miecz i czekałem na pierwszy atak. Nareszcie odnalazłem mój cel dla, którego zapuściłem się tutaj. Jakieś pięć metrów przede mną zobaczyłem dwu metrową ,białą jak śnieg bestie z wilczym łbem. Bestia spojrzała na mnie swoimi bursztynowymi ślepiami, które pobłyskiwały w ciemności. Czułem ogromne napięcie, ale nie czułem nic poza tym. Kiedyś odczuwałbym ekscytację z powodu walki z potworem. Teraz widzę to jak codzienne nudne wyjście do pracy. Bestia skoczyła na mnie, a ja nim do mnie doskoczyła zrobiłem unik i ciąłem bestie w plecy. Potwór zawył z bólu. Nim zrobił cokolwiek wyprowadziłem serie pięciu ciosów ,lecz tylko jeden dosięgnął celu, reszta przeszyła powietrze. Tego dnia mój cel był jak u pięciolatka. Ja i bestia zaczęliśmy krążyć wokół leża, mierząc się wzrokiem szukaliśmy słabych punktów wroga. Bestia przylgnęła brzuchem do podłoża , spięła wszystkie mięśnie, wyszczerzyła kły, a z jej paszczy ciekła strumieniem ślina. Monstrum skoczyło i odbiło się od ściany. Spodziewałem się ataku łapą na korpus i głowę, ale to była tylko zmyłka . Zamiast tego zaatakowała moją lewą łydkę .Wgryzła się w nią, zęby przebiły spodnie oraz skórę . Krew trysnęła i poplamiła pysk potwora. Kujący ból przeszył moją nogę, miecz i pochodnia wypadły mi z rąk. Bestia próbując jeszcze bardziej pokiereszować moją łydkę zaczęła szarpać i ruszać głową na prawo i lewo. Długo nie myśląc sięgnąłem za pasek po nóż. W sekundę srebrne ostrzę wbiło się w ramie wilkołaka. Bestia odskoczyła. Szybko podniosłem się na nogi i gdy zrobiłem tylko pierwszy krok, poczułem ogromny ból. Syknąłem z bólu rana była naprawdę głęboka. Czułem ciepło wypływającej czerwonej posoki. Spiąłem się w sobie, wykonałem przewrót, podczas którego złapałem za rękojeść miecza. Od razu ciąłem wyprostowaną bestie na wysokości brzucha. Krew trysnęła, a z rany, która okazała się śmiertelna zaczęły wypadać wnętrzności. Potwór padł na kolanami zaczął przeraźliwe jęczeć, gdy wylądował twarzą na ziemi wydał ostatni oddech, a jego oczy wykręciły się w górę. Stałem chwile nad ciałem ciężko dysząc. Gdy emocje opadły, a adrenalina przestała działać, spojrzałem na swoją nogę i lekko dotknąłem rany ponownie sycząc z bólu.

- Kurwa! Ja jebie jak to piecze!

 Od razu sięgnąłem po eliksir leczący i gdy tylko poczułem jego metaliczny smak zachciało mi się wymiotować, jednak piłem dalej. Natychmiast po wypiciu tego rana zaczęła się goić, wstałem i podszedłem do ciała wilkołaka zacząłem odcinać mu głowę, która miała służyć za dowód, że zabiłem to ścierwo.

- Ja jebie ,od ośmiu lat jestem na szlaku i dalej nie mogę się przyzwyczaić do tego gównianego smaku. Co robię źle? Przecież gdy kupuję u alchemików to ich wyroby smakują dobrze, a gdy robię je sobie sam to smakują jak mieszanka gówna i żółci. Może tu chodzi o jakość składników? Pytałem sam siebie. - Na bogów i ten kac. 

Po odcięciu głowy złapałem za uszy i zacząłem wychodzić z nory, co było utrudnione ponieważ pochodnia wpadła do kałuży i zgasła. Noga już dawno przestała mnie boleć dlatego bez trudu wyszedłem na zewnątrz .Słonce natychmiastowo mnie oślepiło. Chwile mi zajęło przyzwyczajenie się do światła. A w oddali dało się słychać rechot żab i bzyczenie wszech obecnych komarów. Spojrzawszy w lewo zobaczyłem. Pięknego czarnego, umięśnionego rumaka, na którym spoczywało czerwone siodło, do którego były przywiązane duże juki. Gdy go tylko ujrzałem, zagwizdałem, a koń od razu przycwałował do mnie. Pogładziłem go po nosie i pieszczotliwie powiedziałem:

Synonim złaWhere stories live. Discover now