Rozdział 18 cz 1.

2K 158 26
                                    

Był wigilijny poranek, moja kobieta była na nogach od kilku godzin. Piekąc i gotując, aby uczynić ten dzień wyjątkowym. Teraz zniknęła z mojego wzroku na dłuższy czas. Zastanawiałem się gdzie się podziała. Właśnie wstawiłem choinkę do naszego salonu. Moi rodzice i nasze dzieci zajęli się ubieraniem drzewka, a ja ruszyłem do sypialni, zerkając po drodze do innych pomieszczeń. Siedziała tam przy maszynie, na której walały się kawałki czegoś, uszytego z jej sukienek jeżeli się nie myliłem. Ale nie szyła, za to jej wzrok błądził na zewnątrz, obserwowała szalejącą śnieżycę. 

- Kochanie? - Szepnąłem zmartwiony tym, że nawet mnie nie usłyszała. 

- Dzwonili z biura prokuratora. - Wyszeptała do mnie zgaszonym tonem. - Ben nie żyje, zginął w zamieszkach w więzieniu. Lara nie żyje od trzech miesięcy, a nawet nie dali nam znać. - Zaszokowany zatrzymałem się w pół kroku. Co miałem jej powiedzieć? Bo jedno co czułem to ulgę. Ogromną ulgę, że nikt nie skrzywdzi naszych dzieci. - Sama się czuje źle, ze swoimi myślami. Bo zwyczajnie się ucieszyłam w pierwszym momencie. To czyni ze mnie nie zbyt dobrego człowieka. - Otarła łzę. - Ten człowiek był moim mężem, był ojcem mojego dziecka, a ja się ucieszyłam. Jakbym pozbyła się kłopotu. - Nie miała prawa płakać przez to. Podniosłem ją i usiadłem na łóżku sadzając ją na swoje kolana. 

- Ej. Kochanie, jesteś tylko człowiekiem. Wszyscy by tak zareagowali na wieść o tym, że dzieci są już bezpieczne. To normalne. Nie płacz nad nim, nie był kimś dobrym i to jego postępowanie go tam umieściło, nie my. Ja chciałem zabić matkę mojego dziecka. Powstrzymaliście mnie. Ty przynajmniej nikogo nie próbowałaś zabić. - Przytuliła się do mnie.- Co szyjesz? Zapytałem, żeby odwrócić jej uwagę. 

- Lalkę dla Emmy. Nigdy nie miała własnej. Dzieciaki podzieliły się z nią zabawkami, ale ona wie, że wcześniej były czyjeś. Ta będzie tylko jej. Chciałam kupić, ale w sklepach już nic nie było. Już mam korpus. I muszę cię przeprosić, bo wybrałam wypełnienie od twojej kurtki. - Roześmiałem się.

 - Najwyżej będę ubierał więcej warstw.- Ona popieściła mój policzek dłonią. 

- Nie będziesz musiał. - Powiedziała tajemniczo, wstając po chwili. - Za godzinę powinna być gotowa. Jedzenie już jest. Nakryjcie do stołu, ja zapakuję ją i za dwie godziny zjemy kolację. - Usiadła z powrotem do swojej pracy. Cierpliwie napychając kończyny lalki. 

- Wezmę prysznic zmienię ubranie i zrobię to o co prosiłaś. - Pocałowałem ją w szyję. Zachichotała. 

- Nie przeszkadzaj mi, bo później wszyscy będą głodni. Ta dziewczynka zasługuje na dobry prezent. Sio. - Cmoknąłem jeszcze raz i umknąłem przed jej udawanym gniewem. 

- Dzieci ubierają drzewko z dziadkami. - Rzuciłem w drzwiach. 

- To cudownie. Prawdziwe święta z zapachem choinki. Marzenie. - Powiedziała z szerokim uśmiechem. Warto było zdobyć pozwolenie na wykopanie drzewka, warto było przechowywać je w stodole, tam gdzie dzieci i ona nie bywały, i warto było przedrzeć się przez zaspy, żeby jej to dać. Bo jej oczy lśniły jak gwiazdy. - Kocham cię. - Powiedziała tak cicho i spokojnie. Taka była. Dopóki nie ściągnąłem jej ciuchów i nie zaczynałem się z nią kochać. Wtedy była demonem seksu i spełnieniem marzeń każdego faceta. Mój pieprzony ideał, mój cholerny cud. Po prostu moja.

- Kocham cię. - Odpowiedziałem. Pod prysznicem miałem czas ochłonąć po tych wieściach. Co czułem, co powiem kiedyś córce gdy zapyta? Co Julia powie naszemu synowi? Jest zbyt mały, żeby wiedzieć, że jego świat właśnie stał się bezpieczny. Dzisiaj powinienem się cieszyć, i podziękować bogu za to co otrzymałem. To był mimo wszystko dar, choć tragiczny. I nikt z nas się z nim dobrze nie czuł. Odetchnąłem wycierając się i biorąc czyste ciuchy z garderoby. Jest dobrze, muszę odrzucić smutek i wziąć to co dał mi los. A dał mi wiele. Miałem solidny dach nad głową, wspaniałą rodzinę, lodówki pełne jedzenia i kobietę przy moim boku, która mnie kochała. To było najważniejsze.

RULE. SAGA : TAK ZWYCZAJNIE TOM V.  Zakończone.√Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz