-Tak, oh... tak! Mocniej, mocniej! - krzyczę i wypycham biodra w stronę przystojnego bruneta o czekoladowych oczach. Ruchy jego ręki przyspieszają, a ja czuję, że jestem bardzo blisko spełnienia. Nagle sen się urywa, a ja ląduje na twardej podłodze, cała rozgrzana i niespełniona.
-Kurwa...- mruczę i podnoszę się z niewygodnej podłogi.
Do moich uszu dolatuje nieznośny dźwięk dobijania się do drzwi wejściowych. Rękami przeczesuję włosy i krzywię się, gdy mokry materiał spodenek dotyka nagiej skóry moich ud. Szybkim krokiem kieruję się w stronę wkurzającego dźwięku. Patrzę przez judasza i dostrzegam moją sąsiadkę. Zdecydowanym ruchem przekręcam zamki i otwieram drzwi głośno wzdychając.
-Pani Olu chwała najwyższemu, jest pani żywa, słyszałam jakieś niepokojące odgłosy, tak przeraźliwie pani krzyczała, jakby panią ktoś zabijał!-wykrzykuje, zmartwiona kobieta.
O mój Boże, ona naprawdę wygląda na zatroskaną, czuję jak moje poliki stają się gorące, a przed oczami znowu staje mi przystojny mężczyzna ze snu.
-Pani Grażyno, nic się nie dzieje, po prostu wstając z łóżka uderzyłam się w mały palec- dukam i uświadamiam sobie, że jest czwartek, a ja mam pracę- Przepraszam, która godzina?
Kobieta spogląda na zegarek zdobiący jej rękę i odpowiada.
- Dziesiąta, ale przecież dzisiaj Walentynki, szef nie dał pani wolnego?- dopytuje.
Panika na mojej twarzy musiała być bardzo widoczna, gdy bez zastanowienia zamykam jej drzwi przed nosem. Z prędkością światła pędzę po telefon, by chwilę później wziąć najkrótszy prysznic świata i w dziesięć minut opuścić mieszkanie. Ubrana łapię klucze i torebkę próbując w tym samym czasie otworzyć drzwi i założyć buty.
Do pracy docieram z dwugodzinnym opóźnieniem, recepcjonistka posyła mi współczujące spojrzenie, z którego bez problemu mogę wyczytać– szef dzisiaj nie w humorze.
Zanim przekroczę próg mojego biura, dopada mnie Diabeł.
-Pani Aleksandro, proszę do mojego biura- Ręką wskazuje swoją pieczarę.
Wchodząc zahaczam o dywan i ląduje na kolanach eksponując pośladki szefowi.
Super, to już drugi raz kiedy ląduje na podłodzę...
Podnoszę się wzrokiem szukając torebki i zamieram. Mój szef pochyla się nad moim różowym wibratorem, a ja jestem pewna, że krwisty rumieniec zdobi moją twarz. Patrzy na niego po czym jego wzrok prześlizguje się na mnie.
-To... to nie tak, to...- nie jestem w stanie wypowiedzieć ani słowa.
-Proszę to pozbierać- mówi obojętnym tonem, obraca się i siada w swoim fotelu.
Trzęsącymi rękoma zbieram, mojego przyjaciela i chowam go w najgłębszym miejscu mojej torebki. Po wywodzie szefa, zabieram się do pracy, nawet nie wiem kiedy dochodzi osiemnasta. Po drodzę do domu rozmyślam jak spędzić tegoroczne Walentynki. Obejrzę jakiś romantyczny film, zapoznam się bliżej z przyjacielem schowanym w odmętach mojej torby i zjem gigantyczne pudełko lodów.
Tak, to dobry plan.
Już umyta, przygotowuję się do spotkania z różowym wibratorem. Podchodzę do parapetu i zapalam dwie zapachowe świece. Włączam nastrojową muzykę, a na etażerce stawiam kieliszek z czerwonym winem, ściągam jedwabny szlafroczek i naga kładę się na łóżku. Zaczynam od dotykania swoich piersi, a myślami powracam do bruneta z mojego snu.
-Nie spodziewałem się, że zaczniesz beze mnie- dochodzi do mnie głos mężczyzny, jak oparzona zrywam się z łóżka, a przed oczami dostrzegam mojego szefa, który nonszalancko opiera się o futrynę. Na jego twarzy znajduje się frywolny uśmieszek.
- Zapomiała Pani zamknąć drzwi- rzuca i staje przede mną , a w mojej głowie pojawia się jedna myśl "to będą udane Walentynki".
CZYTASZ
Walentynkowy Szef
ChickLitWalentynki nie zawsze muszą być dniem zakochanych, przekonajcie się o tym sami.