Jeszcze nie poprawiłam, wklejam na szybko. To nie koniec tego ff.
Uwaga. To nie jest część Kronik.
KodaixRyuji
*
To był trudna misja. Już od dawna przez fakt, że shinobi nie mieli żadnych zadań w swoich wioskach, zaczęli wynajmować się jako najemnicy. Ale teraz pojawiła się naprawdę silna grupa, z którą trzeba było sobie poradzić.
– Kodai, to już drugi raz. Drugi raz i znów przez ciebie znaleźliśmy się w takiej sytuacji – syknął Ryuji, patrząc na swój poraniony bok.
Cholera, co temu kretynowi strzeliło do głowy. Owszem, ostatnio nauczył się rzucać Rasenganem, ale to była pochopna decyzja atakować tak od razu. Bez rozpoznania i ocenienia siły przeciwnika. To był duży błąd. Owszem, jakimś cudem pokonali we dwójkę tych, na których się natknęli, ale jeden z nich władał żywiołem ziemi i takim sposobem znów znależli się uwięzieni wśród skał. A tak właściwie to Kodai.
– Rozwal to Chidori i wracamy do domu – wymamrotał Kodai. – Moja dziewczyna na mnie czeka.
– Skończ gadać głupoty. Wiem, że nie masz żadnej dziewczyny. A jak masz, to dlatego, że jej płacisz, tak jak wcześniej Nanako – warknął Ryuji i wstał.
Zdjął koszulkę, rozerwał ją i owinął sobie bok. Potem obszedł skały w których był uwięziony Kodai.
– Nie mogę. Jest na nich woda. Gdy użyję takiej mocy, jaka jest do tego potrzebna, zginiesz.
– Jak tego nie zrobisz, to i tak zginę. Nikt nie wie, gdzie teraz jesteśmy. Nie ma opcji, żeby ktoś nas tu znalazł i pomógł.
Kodai coś mruknął i oparł głowę o kamień. Faktycznie, sytuacja była nieciekawa. Tylko że tym razem był w pełni przytomny i mógł w pełni przenalizować skutki swojej nieprzemyślanej decyzji. Po chwili spojrzał w górę i zamarł.
– Ryuji, sufit tej jaskini wygląda jakby miał się zaraz zawalić – powiedział z przerażeniem w oczach. Nie mógł narażać też jego. – Uciekaj stąd, póki możesz!
No dobra, więc to był koniec jego kariery chunina. Dobre i to, że zginie podczas ważnej misji, zakończonej sukcesem. Choć miał nadzieje żyć trochę dłużej.
Ryuji uniósł głowę i też spojrzał na sklepienie. Fakt, nie wyglądało to dobrze. Przez walki tutaj struktura musiał zostać poważnie naruszona. Nie miał pojęcia, co robić. Mógł uciec, ale...
– Nie zostawię cię – zadecydował, podchodząc do Kodaia. – Coś wymyślimy.
– Dobrze wiesz, że nie. – Kodai pokręcił głową. – Idź stąd. I tak nigdy cię nie lubiłem. To przez ciebie i te głupie plotki wszystkie dziewczyny mnie zbywają – krzyknął.
To nie była prawda. Ale był już na tyle doświadczony, że wiedział, że gdy sufit się w końcu zawali, to zginą obaj.
– Kodai...
– Nie! Nienawidzę cię! Spieprzyłeś mi reputację! Wynoś się!
Ryuji spojrzał na niego i podszedł bliżej. Przykucnął i pokręcił głową.
– Wiem, o co ci chodzi. Chyba nie bez powodu moim mistrzem został Naruto–sensei. Hokage, mimo że długo w to wątpiłem, wiedział, co robi, tworząc w taki sposób nasze drużyny.
Usiadł obok i objął kolana rękami.
– Wiesz, zawsze chciałem trafić do Sasuke–senseia. Ale wszyscy wiemy, jaki on ma charakter. I wszyscy wiemy, że ja mam podobny. Jednak Naruto–sensei nauczył mnie trochę innego podejścia.