Rozdział dwudziesty trzeci

1.7K 114 10
                                    

Powrót do szkoły po raz kolejny był dla mnie jednym z lepszych dni w roku, jednak wciąż towarzyszyła mi obawa. Wiedziałam, że mogłam się dziwnie zachowywać i nie mogłam pozwolić, aby ktoś zauważył zmiany, jakie we mnie zaszły. Musiałam udawać, że wszystko jest dobrze i powoli zaczynała się rodzić we mnie nienawiść do samej siebie za to co robiłam. Wystarczyło, żebym zgłosiła któremuś z nauczycieli co dzieje się w moim domu, a mogłabym zyskać upragniony spokój. Niestety nie potrafiłam tego zrobił, przez co cały czas tkwiłam w tym okropnym miejscu z którego nie potrafiłam uciec. Za każdym razem było coraz gorzej, a ja wmawiałam sobie, że następnym razem do tego nie dojdzie.

- Lea, czy możesz odpowiedzieć na moje pytanie?- zapytała McGonagall, a ja spojrzałam na nią zaskoczonym spojrzeniem.

- Przepraszam, pani profesor, ale nie słuchałam- przyznałam cicho, patrząc na swoje notatki, a właściwie niemalże pusty pergamin.

Usłyszałam stukot jej butów, kiedy szła powoli w stronę mojej ławki. Czułam, że wszyscy patrzą w moją stronę i strasznie mnie to stresowało. Miała wrażenie, jakby wszyscy mieli za chwilę zobaczyć moje rany i siniaki. Wiedziałam, że gdyby wszystko się wydało w tamtej chwili po prostu bym nie wytrzymała. To zupełnie co innego, kiedy wie kilka osób, niż gdyby nagle dowiedzieli się wszyscy. Zaczęłam nagle słyszeć głosy, których wcale nie było, jakby wszyscy plotkowali między sobą na mój temat. Poczułam, że moja ciało zaczyna nerwowo reagować, więc zaczęłam poruszać lekko stopą, co zawsze pomagało mi uspokoić resztę ciała. Cisza, która panowała w sali, sprawiała, że jeszcze bardziej się denerwowałam i chciałam po prostu zniknąć.

W końcu kobieta zatrzymała się przy mojej ławce, a ja nie miałam w sobie wystarczająco odwagi, aby na nią spojrzeć, więc po prostu nie odrywałam wzroku od pergaminu. Miałam wrażenie, że w tamtej chwili wszyscy na chwilę przestali oddychać, lub po prostu to ja zatrzymałam powietrze w płucach. Nauczycielka musiała spojrzeć na moje notatki, ponieważ usłyszałam jak cicho westchnęła z irytacją. Przez chwilę panowała cisza, która wywiercała mi dziurę w głowie, aż w końcu McGonagall kazała mi wstać ze swojego miejsca. Wykonałam jej polecenie, jednak bardzo się przy tym ociągałam. Poczułam, ból w nodze, kiedy podnosiłam się z krzesła, jednak dzięki patrzeniu w notatki byłam pewna, że nikt tego nie zauważył. Czułam ból w kilku miejscach, jednak jakimś cudem udało mi się nie wydać z siebie żadnego dźwięku.

- Dlaczego nic nie zapisujesz, Lea?- zapytała kobieta, a ja czułam na sobie jej ostry wzrok.

- Nie wiem- szepnęłam i byłam pewna, że tylko ona to usłyszała.- Przepraszam.

- Co się z tobą dzieje?- zapytała, a ja poczułam, że robi mi się niedobrze.

Zacisnęłam mocno zęby i zamknęłam oczy. Starałam się nie zapomnieć o oddychaniu, jednak nie było to takie łatwe. Większość mojej twarzy było zasłonięte przez rozpuszczone włosy, jednam mimo wszystko czułam, że wszyscy na mnie patrzą. Usłyszałam nawet cichy głos Syriusza, który siedział ze mną w ławce, jednak nie udało mi się zrozumieć co powiedział. Z każdą chwilą czułam się coraz gorzej i nie potrafiłam nad tym zapanować. Moje mięśnie zaczęły się napinać lub drżeć, a ja słyszałam, jak moje zęby uderzają o siebie nawzajem. Drżenie szczęki było chyba najgorsza rzeczą, która mogła się wydarzyć, ponieważ nie byłam w stanie tego kontrolować nawet w minimalnym stopniu.

W końcu McGonagall zrezygnowała z czekania na moją odpowiedź. Kobieta nie chciała marnować więcej lekcji, jednak kazała mi zostać na przerwie, aby ze mną porozmawiać. Poczułam gwałtowny ucisk w głowie, kiedy dotarło do mnie, że moja tajemnica naprawdę mogła się wydać. Zamurowało mnie. Przez chwilę zapomniałam nawet o oddychaniu i po prostu stałam w miejscu bez większego ruchu niż drżenie szczęki. Naszczęście szybko zaczęłam znowu myśleć, jednak nie potrafiłam tego powstrzymać. Zaczęłam słyszeć krzyki ojca i poczułam, jakby moje rany zostały na nowo rozerwane. Całe to uczucie trwało może kilka sekund, jednak było tak intensywne, że wydawało mi się, że minęło kilka godzin. Z całego tego stanu wyrwała mnie dłoń Syriusza na mojej, kiedy chłopak próbował zwrócić mi uwagę, że powinnam usiąść. Spojrzałam na niego przelotnie i znowu utkwiłam wzrok w pergaminie.

- Czy mogę iść do łazienki?- zapytałam cicho, a mój głos wydawał się dziwnie odległy.- Proszę.

Wystarczyło, że McGonagall się zgodziła, a ja bez zastanowienia ruszyłam w stronę drzwi od sali. Na korytarzu po raz kolejny na chwilę się zatrzymałam, a przed oczami mignęły mi obrazy i wrzaski z przerwy świątecznej. Wystarczyła chwila, a kiedy dotarło do mnie to wszystko zaczęłam biec w stronę łazienki czując, że zaraz zwymiotuję. W tamtej chwili bardziej niż mojego ojca, czy brata, nienawidziłam samej siebie. Za to, że dawałam się tak traktować, kryłam ojca, nie potrafiłam przyznać, jak jest naprawdę. W końcu ci wszyscy ludzie byli moją najbliższą rodziną, więc musieli mnie kochać. Musieli o mnie dbać i robić wszystko dla mojego dobra. Prawda?

W końcu dotarłam do łazienki i wpadłam do jednej z kabin. Upadłam na kolana, jednak wcale nie zwymiotowałam, a zamiast tego po moich policzkach zaczęły spływać łzy i miałam problem z oddychaniem. Przez chwilę siedziałam tak w zupełnej ciszy, starając sie uspokoić, nawet jeśli nie wychodziło mi to najlepiej. Wyszłam z kabiny, kiedy tylko udało mi się uspokoić oddech i podeszłam do umywalki. Spojrzałam w lustro, które było zawieszone na ścianie tuż przede mną i powstrzymałam się, aby nie uderzyć w swoje odbicie. Odkręciłam kran i opłukałam twarz zimną wodą, co zazwyczaj było dobrym sposobem, abym się uspokoiła. Stałam jeszcze chwilę bez ruchu, poprawiłam włosy i wyszłam z łazienki, aby wrócić na lekcję. Wystarczyło, że przekroczyłam prób, kiedy zadzwonił dzwonek na przerwę.

Wolnym krokiem ruszyłam w stronę sali od transmutacji, do której dotarłam już po chwili. Weszłam do środka i podeszłam do swojej ławki. Zaczęłam w milczeniu się pakować i czekać, aż wszyscy opuszczą salę, a ja zostanę z nauczycielką. Ostatnia osoba wyszła z sali zamykając za sobą drzwi, a ja podeszłam bliżej biurka McGonagall z torbą na ramieniu. Spojrzałam na kobietę, która wyglądała, jakby próbowała zebrać swoje myśli. Obeszła swoje biurko i stanęla tuz przede mną z poważną miną, która zazwyczaj w moim przypadku zwiastowała kłopoty, którymi był szlaban. Wiedziałam, że mogło się to skończyć znacznie gorzej niż dostanie szlabanu.

- Wyjaśnisz mi w końcu co się dzieje, Lea?- zapytała kobieta, przerywając ciszę.

- Nie potrafię tego wyjaśnić. Po prostu ostatnio coraz częściej źle się czuję, przez co jest mi się ciężej skupić. - odpowiedziałam, patrzac na kobietę z najbardziej pewną miną, jaką byłam w stanie zrobić.- Przepraszam, że sprawiłam trudność w prowadzeniu lekcji.

- Nie przepraszaj mnie, Smith, jeśli nie zrobiłaś nic złego. Zrozum wreszcie, że jestem nauczycielem, a nie wrogiem. Po prostu się o ciebie martwię, bo jeszcze nigdy się tak nie zachowywałaś.

- Niech się pani nie przejmuje. Jak tylko zacznę czuć się lepiej, to od razu wrócę do robienia żartów.- zaśmiałam się, a na twarzy profesorki zobaczyłam chwilową panikę, jakby zdała sobie sprawę, że jednak spokój z mojej strony nie jest takim złym wyjściem.

- Wiesz co, Lea? Jednak nie widzę problemu w twoim zachowaniu. Wydaje mi się, że nie zmieniło się zupełnie nic. Możesz już iść.

Zaśmiałam się po raz kolejny i ruszyłam w stronę wyjścia, aby już po chwili znaleźć się na niemalże pustym korytarzu. Bez nawet chwili myślenia ruszyłam w stronę dormitorium, gdzie powinno być już większość uczniów. Przez całą drogę powtarzałam sobie, że będę musiała w przyszłości zachować więcej uwagii, aby po raz kolejny nie podpaść jakiemuś nauczycielowi. Wiedziałam, że przez przynajmniej kilka tygodni nie mogłam narażać się, aby nikt, nawet przypadkiem, nie odkrył prawdy.

Kłopoty przychodzą same Where stories live. Discover now