DEKLARACJA

97 9 2
                                    

- No i dlaczego jeszcze nic nie mówisz? – zapytała Izka, siadając na fotelu. Przyjechała kilkanaście minut wcześniej. – Czekasz na jakąś szczególną chwilę, odpowiednią atmosferę, czy po prostu chcesz, żebym z ciekawości urodziła? – spoglądała na krzątającą się po mieszkaniu Karolinę.

- Kochana, weszłam do domku chwilę przed Tobą. Troszkę jestem niezorganizowana. – uśmiechnęła się.

- Zorganizujesz się jak tylko usłyszę wszystko co ważne. Siadaj, wiesz, przecież, że wkurzanie ciężarnej nie wyjdzie Ci na dobre. – zaśmiała się mówiąc ostatnie słowa. Niewiele czasu pozostało Izce do terminu porodu. Karolina siadła obok niej na jasnej baraniej skórce. Położyła głowę obok brzucha Izki.

- Słychać jak bije jego malutkie serduszko. – powiedziała patrząc przyjaciółce w oczy. – Izka, ja chyba całkowicie zwariowałam. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale kiedy patrzę na niego, czuję, że wszystkie smutki odchodzą w cień. Jakby na chwilkę postanowiły przestać mnie nękać i dać nam troszkę radości, której tak bardzo mi ostatnio brakowało. – sięgnęła po laptop. – Chyba najlepiej będzie jak Ci pokażę. – włączyła pokaz ze zdjęciami jakie Jack zrobił podczas wspólnego spaceru po Londynie. Sama przyglądała się fotografiom i nie docierała do niej realność tego co się działo. Patrzyła w zmieniające się londyńskie wieczorne krajobrazy i opowiadała jak cudownie, spędziła czas podczas spotkania z rodzicami i siostrami Jacka a potem spacerując z nim po uliczkach brytyjskiej stolicy. – Brakowało mi takiej beztroski. – powiedziała, gdy ostatnie zdjęcie pokazało się na dłuższą chwilkę. – Naprawdę nie wiem co się ze mną dzieje.

- Jak to nie wiesz... Nie tylko Maksowe serce bije głośno w tym pokoju. Słyszę Twoje równie głośno. – ścisnęła dłoń przyjaciółki.

- Ono nigdy nie przestało bić. – Karolina spojrzała na Izkę.

- Były momenty gdy zdarzało mu się na troszkę zbuntować. Nie zaprzeczysz. – dodała prawie natychmiast Izka.

- Chyba każde serduszko ma chwile zapomnienia. – uśmiechnęła się Karolina i chwytając czerwony kubek z herbatą zaczęła opowiadać Izce o wszystkim co przeżyła podczas tej krótkiej wizyty w Londynie.

Gdy próbując zasnąć Karolina myślała o Jacku, Izka zapytała:

- Planujesz coś specjalnego na swoje urodzinki?

- Mam nadzieję, że urodzisz do tej pory. – zaśmiała się w odpowiedzi.

- Możliwe, ale można by coś fajnego zorganizować skoro ma przyjechać tutaj Jack.

- Nie chciałabym aby ta wizyta wyglądała kurtuazyjnie i sztucznie. Chcę, żeby wszystko było jak zawsze. Bez udoskonaleń. – powiedziała, po czym dodała ciszej – Chociaż myślałam o wypadzie na weekend w góry. Tylko nie wiem jak to będzie z Tobą. Nie wyobrażam sobie swojego święta bez Was.

- To ma być Twój, a nie nasz dzień. Pamiętaj o tym. – uściskała ją Izka. – Planuje urodzić w ten weekend. – powiedziała najpoważniej jak potrafiła.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że tego nie da się wpisać w grafik? – dopytała ze zdziwieniem Karolina.

- Tak sobie zaplanowałam i wiem, że tak będzie. Maksiu w niedzielę wieczorem będzie już wśród nas.

Zgodnie z założonym w główce absurdalnym planem Izki, niedzielny wieczór Karolina z Jaśkiem spędziła w szpitalu, podziwiając młodych rodziców i witając na świecie małego 3,5 kg człowieczka.

Niemożliwe staje się możliweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz