WPROWADZENIE

104 8 0
                                    

Przez kilka następnych dni Jack przyglądał się uważnie Karolinie, starając się dostrzec cień smutku, złości, pretensji czy irytacji. Jednak niczego takiego nie zobaczył. W dzień, w którym dowiedziała się o jego rozmowie z Jaśkiem, wieczorem położyła się obok niego i mocno wtuliła w ramiona. Głaszcząc ją po ręce, myślał o tym co mu powiedziała. „Nikt nie ma prawa o tym mówić." Ta część dała mu najbardziej do myślenia. „Co takiego musiało się stać, że tak bardzo cierpiała mówiąc o tym jakiś czas później". Patrzył na nią, spoglądał na zdjęcia zebrane w różnych miejscach mieszkania i rozważał wiele możliwości, nie mając zielonego pojęcia, czy którakolwiek jest chociaż trochę, bliska prawdy. Nie zapytał jednak o nic więcej. Następnego dnia, zadzwonił do niego Jaś:

- I jak tam? Moja siostra dała Ci mocno popalić? Sorry Stary, chciałem dobrze. Słyszałem jednak ton jej głosu, gdy starałem się przetłumaczyć jej parę spraw. Gdy Karolina się na coś uprze, czasem tylko Izka może ją do czegoś przekonać. Jednak w tym temacie, będzie stała za nią murem. Jak każdy z nas zresztą.

- Spoko Jasiek. Jednak muszę przyznać, że charakterek to ona ma... Następnym razem jak coś przeskrobię będę przygotowany na ten wzrok. Ale nie chciałbym zasłużyć znów na to spojrzenie.

- Nie zdziwi Cię to pewnie, ale wiem co masz na myśli. Jedno spojrzenie, a jakoś zimno się robi dookoła.

Rozmawiając z Jaśkiem, Jack doskonale wiedział, co chłopak ma na myśli. Gdy tylko Karolina wróciła z pracy, uśmiechała się do niego, tak jak wcześniej. Nie wiedział, czego się spodziewać. Usiadła obok niego i powiedziała:

- No to mamy cały weekend dla siebie. – oparła głowę o jego ramię.

- Bardzo się cieszę. Zmęczona? – pogłaskał ją po plecach, przyglądając się jej z ukosa. Szlachetny profil przesłaniał niesforny lok, tworzący swoistą zasłonę pomiędzy nią a resztą świata. Chwycił delikatnie kosmyk i skrył go za jej uchem, aby móc swobodnie zerkać na jej twarz podczas rozmowy.

- Troszkę. Co porabiałeś gdy ciężko pracowałam? – spojrzała na kanapę, gdzie leżała otwarta w połowie książka. – O widzę, że pochłaniasz kolejnego Cobena.

- Staram się wykorzystać możliwość. Ale większość dnia rozglądałem się dookoła. Przeszedłem się po okolicy. I tęskniłem troszkę na Tobą. Fajnie, że już jesteś obok. – pocałował ją delikatnie w czubek nosa. Uśmiechnęła się patrząc mu głęboko o oczy. Mały, czuły gest spowodował ruch motyli w jej żołądku. – I jak przystało na kurę domową, przygotowałem Ci obiad. – ruszył w kierunku kuchni. – Zapraszam. – wskazał na odsuwane krzesło. – Wiem, że nie przepadasz za zupami, ale to stary, rodzinny przepis. Jestem pewien, że przypadnie Ci do gustu. Muszę jednak przyznać, że konsultowałem się z mamą. – dodał po chwili.

- Jestem bardzo ciekawa, czy odkryje Pan przede mną swój kolejny talent, Panie Robson. – siadając przy stole, chwyciła łyżkę, a gdy tylko postawił przed nią talerz z zupą, pochyliła się aby poczuć jej aromat. Słodkawo – kwaśny zapach przyjemnie łechtał kubki smakowe. Burczenie brzucha przypominało o głodzie. – A Ty, nie jesz? – urwała sobie kawałek chleba.

- Przy gotowaniu, tyle się nasmakowałem, popróbowałem, że chwilowo nie zmieszczę niczego. Smacznego. – zachęcił ją. Zamieszała ostrożnie w miseczce i nabrała pierwszą łyżkę zupki. Zamknęła oczy aby skupić zmysły na odczuwaniu smaku potrawy. Poczuła cały wachlarz warzyw: starte ziemniaki, marchew, porę, pietruszkę, seler. Wszystkie one, połączone z szeroką paletą ziół oraz z wywarem z mięsa, którego rodzaju, Karolina nie była w stanie rozpoznać, tworzyło harmonijną całość, która zaskakiwała swoją wyrazistością. Nie powiedziała nic, po pierwszych łykach. Patrzyła na Jacka, znad talerza i uśmiechała się szeroko.

Niemożliwe staje się możliweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz