1

25 2 6
                                    

Rok 1988

Gdzieś w północnej Grecji

Lato tego roku było niesamowicie gorące. Nikt nie był wstanie uciec od przeraźliwie parzącego słońca. Nieliczni, którym nadal został sentyment do wiary w wielu bogów, uważają, że upały spowodowane są gniewem Heliosa, lub zupełnie przeciwnie - jego wielką radością. Dla przyjezdnych warunki pogodowe były zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Bruce Janssen, który nie przywykł do takich klimatów cieszyłby się z ciepła, gdyby nie to, że był wyczerpany kilkudniową podróżą pociągiem. Ciemne blond włosy lepiły się do jego czoła, na którym widoczne były kropelki potu. Co chwilę wycierał swoją twarz chusteczką i poprawiał okulary przeciwsłoneczne, które ześlizgiwały się mu z jego zgrabnego nosa. Mimo ochrony oczu, intensywnie świecące słońce wciąż oślepiało go na tyle, że nie mógł dokładnie określić w jakim miejscu się znajduje.

Promienie słoneczne dotarły także do pokoju położonego na ostatnim piętrze budynku, rzucając przyjemną poświatę na sylwetkę leżącej na łóżku dziewczyny. Z daleka można było usłyszeć szum morza, a morska bryza była jedynym ukojeniem w obliczu wysokiej temperatury; odgłosy natury pogrążyły nastolatkę we śnie. Wyglądała beztrosko, zupełnie tak jakby wszystkie nieuporządkowane elementy w jej głowie stanowiły całość. Sielankę przerwał donośny głos jej matki, która wtargnęła do pokoju. Szarpnęła ją delikatnie za ramię, ale do dziewczyny, która dopiero co wybudziła się z głębokiego snu, dotarło tylko kilka słów: "Jedziemy na stację odebrać nowego gościa!" Podniosła się z miękkiego materaca i pomyślała, że mogłaby tonąć w pościeli przez cały dzień. Sęk w tym, że powoli nadchodził wieczór, a ona zobowiązała się pomóc Heladii w przygotowaniu kolacji.

Rodzina Karagounis'ów od zawsze miała smykałkę do interesów: mieli sklep z pamiątkami, zajmowali się produkcją win i prowadzili pensjonat. Nie zarabiali na tym zbyt dużo, ale od zawsze byli na tyle gościnni, że zdecydowali się podzielić swoim klimatycznym, a zarazem dużym domem. Odkąd w ich zaciszu nastał mały kryzys, każdy klient jest dla nich na wagę złota. Mimo tego, że brakowało gości hotelowych, ich mieszkanie zawsze było pełne ludzi - słynęli bowiem z niebywałej serdeczności.

- Ophelia! - dziewczyna zwlokła się z łózka dopiero wtedy, gdy przez otwarte okno jej pokoju wleciał kamień. - Zaszczycisz mnie w końcu swoją obecnością? Czekam tu od dziesięciu minut!

Pokręciła głową, podnosząc kamień i rzucając nim z powrotem w swojego przyjaciela.

- Malaka!* - krzyknęła - Ugh, już idę.

Wygładziła swoją zwiewną czerwoną sukienkę w kwiaty i nie trudząc się zakładaniem butów zbiegła na podwórko, wpadając w objęcia Ilydiusza.

- To co, idziemy do miasta? - zapytał, wypychając przy tym dolną wargę.

- Nie, nie ma opcji - zaśmiała się cicho - Wiesz co się tam teraz dzieje?

- Wszyscy tańczą! - poruszył zabawnie biodrami.

- Naprawdę nie chcę tam jechać. - westchnęła - Z resztą możemy potańczyć tutaj.

Podeszła do wielkiego magnetofonu i włączyła znajdującą się w nim kasetę z najlepszymi greckimi piosenkami lat siedemdziesiątych. Chwyciła chłopaka za rękę i zaczęli poruszać się w rytm muzyki.

- Nie daj się prosić - jęknął nadal kontynuując temat wypadu do miasta.

- Mama by mnie zabiła - odpowiedziała - Zresztą, pojechali po nowego gościa.

- Dawno ich tutaj nie było - parsknął, za co oberwał w ramię. Chciał coś dodać lecz na podjazd wjechał właśnie beżowy samochód, a wysiadający z niego mężczyzna sprawił, że oboje przestali tańczyć.

- Witamy w naszych skromnych progach - mama uśmiechnęła się serdecznie, co odwzajemnił.

Ściągnął okulary przeciwsłoneczne i popatrzył na biały duży budynek z niebieskim dachem i werandą.

- Dokładnie tak, jak sobie wymarzyłem - przyznał, a następnie przeniósł wzrok na nastolatków, którzy posłali sobie zdezorientowane spojrzenia.

Nie tak wyobrażali sobie nowego gościa. Myśleli, że będzie to kolejny emeryt lub - ku niezadowoleniu Ilydiusza - młoda kobieta. Tymczasem był to wysoki, trzydziestoletni blondyn z pięknymi ciemnobłękitnymi oczami.

- Cieszę się, że ci się podoba - pan Karagounis poklepał go po plecach.

Ophelia na sygnał swojej mamy podeszła do nich uśmiechając się przy tym delikatnie. Mężczyzna odwrócił się w jej stronę i zachowując kamienną twarz podał jej rękę.

- Bruce.

- Pomoc*, miło poznać.

Pani Karagounis zaśmiała się nerwowo.

- Jaka tam pomoc - parsknęła - Ostatnio sprawia same kłopoty.

Dziewczyna pokręciła głową i zaśmiała się gorzko.

- Ilydiusz - zawołał gospodarz, gdy zauważył, że chłopak stoi pośrodku podwórka wahając się czy podejść. - Zabierz bagaż Bruce'a.

- Jasne - przytaknął, spoglądając przyjezdnemu w oczy, co wyraźnie go zawstydziło, bo przeniósł wzrok na Ophelie, która stała pod drzewem z założonymi rękami i wpatrywała się trawę.

- Poradzę sobie -kiwnął głowa i chwycił za swoją walizkę.

- Ophelia zaprowadzi Pana do pokoju - wtrąca się kobieta - A następnie pomoże Heladii w przygotowaniu kolacji - dodaje, patrząc na nią porozumiewawczo, na co ta wywraca oczami.

- Nie jestem głodny - uśmiecha się delikatnie - Za to chętnie pójdę już spać.

- Proszę za mną - mruknęła pod nosem, a następnie kiwnęła głową na wejście do budynku.

Wewnątrz panował niesamowity klimat. Rozmieszczenie pomieszczeń było dokładnie takie, jakie Bruce widział na starych greckich filmach, bowiem dom nie pamiętał remontu od dobrych trzydziestu lat. Dzięki temu, że na dziedzińcu unosił się piękny zapach regionalnych potraw, mężczyzna przyznał, że jest odrobinę głodny. Jednak w tamtej chwili marzył tylko o śnie, dlatego ucieszył się, gdy w końcu dotarł do sypialni. Od razu rzucił się na wielkie łóżko i zanurzając się w pościeli rzucił dziewczynie niewyraźne "Możesz iść".

Tak zrobiła. Wyszła z pokoju trzaskając drzwiami. Co prawda nie celowo, jednak po cichu liczyła na to, że wybudziła mężczyzne ze snu, w który zdążył już zapaść. Udała się do swojej sypialni. Chwyciła za pamiętnik i nabazgrała w nim energicznie:

Poznałam dziś najbardziej arogancką osobę na świecie.

*Malaka - bardzo popularne greckie określenie, stosuje się je często podczas przekomarzania się z przyjaciółmi, bardziej dosadna wersja określenia "głupek" czy "debil".

*Pomoc - imię Ophelia wywodzi się od greckiego słowa ophelos oznaczającego "pomoc".

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 26, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Ophelia PrimabalerinaWhere stories live. Discover now