Rozdział 10

1.1K 85 22
                                    

P.O.V Chara

-Naprawdę myślisz że cię posłucham? - mruknęłam do lekarki.

-Mam taką nadzieję. Z jakiegoś powodu nie zabiłaś tej śmiertelniczki, tylko przyniosłaś ją tu i jeszcze dałaś swój najlepszy apartament. Czyżby wyrzuty sumienia? - spojrzała na mnie sugestywnie.

-Chcę ją trzymać w dobrej kondycji. Jej krew jest niebywale dobra. - wyjaśniłam.

-Byś się skupiła na jej charakterze, bo jest stro razy lepszy od jej krwii. Idź z nią porozmawiać.

-Po moim trupie. - warknęłam.

-Idź.

-Ale... - zaczęłam.

-Won! - krzyknęła.

Spojrzałam na nią pretensjonalnie, nie chciałam rozmawiać z Frisk. Szczególnie teraz, gdy trzęsie się jak galaretka, jak tylko mnie zobaczy. Ale może potworzyca da mi spokój gdy to zrobię i nie zadzwoni do mojej matki z pretensjami co do tego że nie szanuję gości. Jeszcze Toriel tu brakuje. Żeby mnie męczyła, że porwałam Frisk. Dobra pójdę do niej, może nie umrze na zawał gdy mnie zobaczy. Odwróciłam się na pięcie i powolnym krokiem udałam się w kierunku aktualnego pokoju brunetki. Mam nadzieję że śpi i będę mogła wrócić do swoich poprzednich zajęć. Cicho weszłam do pokoju dziewczyny, nie było jej w łóżku. Czyli gdzieś się schowała.

-Naprawdę masz dwieście lat? Ja mam tylko osiemnaście! - usłyszałam.

Zdziwiłam się, z kim ona do cholery rozmawia? Głos dziewczyny dochodził z pokoju z roślinami, który kazałam dla niej przygotować. Nie pamiętam żebym kazała przynieść jakieś rośliny magiczne. Stanęłam przy drzwiach i zaczęłam nasłuchiwać.

-Nie, nie wiem gdzie jestem. Wiem tylko tyle że chyba umrę, ale nic nie szkodzi! - mówiła dalej.

-Hm? Naprawdę? Ona ma brata? Oh! Potwora? Ojeju musi być uroczy!

-Ja też mam brata, ale on nie za bardzo mnie lubi. Gdy byłam młodsza często mnie bił.

-Nie to nic takiego. Tak wiem że nie powinnam tak robić. Nie, już prawie nie boli.

Postanowiłam, że dłużej nie będę już podsłuchiwać, tylko wejdę tam i zobaczę o co chodzi. Uchyliłam drzwi do pokoju. Gdy zobaczyłam brunetkę siedzącą w kącie, naprzeciwko tej rośliny wzdrygnęłam się. Kwiat był podobny do krzewu, tylko jego łodygi były ruchome i pokryte delikatnym puszkiem. Wielu nazywa tą roślinę łaskawcą. Ze względu na to że ma zdolności leczące ale tylko dla pewnych osób. Jeśli dobrze pamiętam pomaga bezbronnym, niewinnym albo skrzywdzonym. Frisk jest chyba większością z wymienionych, więc nic dziwnego że kwiat zdecydował się jej pomóc. Aktualnie jeden z pędów był opleciony wokół prawej ręki dziewczyny, zasłaniał jej rany. Nagle brunetka zaśmiała się melodyjnie, oparłam się plecami o ścianę i zaczęłam ją obserwować.

-To łaskocze! - pisnęła.

Roślina oplotła łodygami drugą rękę dziewczyny. Frisk musiała wcześniej ściągnąć bandaże. Na widok jej poszarpanych ran znowu poczułam lekkie ukłucie w sercu. Ale natychmiast skarciłam się za to w myślach. Po kilku minutach roślina cofnęła swoje łodygi, odsłaniając całkowicie czyste ręce dziewczyny. Brunetka zapiszczała ze szczęścia.

-Bardzo dziękuję! Jesteś taka miła!

Nie wiem jakim cudem Frisk rozumie co mówi ten kwiat, umiejętności nimfy czy co?

-Hm? Nie to już nie boli. Tak to ona mnie pogryzła. Nie pozwoliła mi mówić do siebie po imieniu, więc wolę tego nie robić.

Frisk nadal nie zauważyła mojej obecności, chyba była zbyt zajęta swoim nowym przyjacielem.

-Mogłabyś? Byłabym wdzięczna. - powiedziała radosnym głosem.

Roślina ostrożnie oplotła szyję brunetki. Frisk uśmiechnęła się lekko. Miała niebywale dobry humor jak na kogoś kto został porwany. Przecież sama niedawno mówiła że uważa że umrze. Może faktycznie powinnam dowiedzieć się o niej czegoś więcej.

-Bardzo dziękuję, że mi pomagasz to bardzo miłe.

Postanowiłam nareszcie ujawnić swoją obecność.

-Witaj Frisk. - powiedziałam.

Brunetka pisnęła cicho i odwróciła głowę w moją stronę. Roślina zaczęła niespokojnie poruszać łodygami, jedną z nich wciąż leczyła rany na szyi Frisk.

-D-dzień dobry... - szepnęła.

-Widzę że już lepiej się czujesz. I że zaczęłaś rozmawiać z kwiatami. Imponujące. - powiedziałam.

Roślina puściła szyję Frisk, nie zostawiając nawet jednej blizny. Brunetka patrzyła na mnie przestraszona, chyba nie miała ochoty na rozmowę. Powolnym krokiem podeszłam do niej i przykucnęłam naprzeciw niej. Frisk nie ruszyła się, za to obserwowała moje ruchy. Wyciągnęłam przed siebie rękę i ostrożnie musnęłam opuszkami palców policzek brunetki. Dziewczyna wzdrygnęła się i zacisnęła powieki, ale nie sprzeciwiła mi się. Nagle poczułam jak roślina uderza mnie w dłoń, jedną ze swoich łodyg. Odsunęłam rękę od brunetki.

-Hm... Broni cię? Ciekawe.

Frisk nadal się nie ruszyła, przejechałam wzrokiem po jej ciele. Myślałam nad pewną rzeczą.

-Skoro nie tylko cię leczy, ale też broni musisz spełniać wszystkie trzy warunki. - mruknęłam.

-Jakie warunki? - szepnęła.

-Ta roślina to tak zwany łaskawca, pomaga tym, którzy zostali skrzywdzeni, są bezbronni albo niewinni. Ale skoro nawet cię broni, musisz spełniać wszystkie trzy te warunki.

Brunetka trochę się uspokoiła, spojrzała na mnie z zainteresowaniem. Czyli z nią jak z dzieckiem, coś jej opowiesz i się uspokaja.

-Oczywistym faktem jest że jesteś skrzywdzona i z tego co słyszałam nie tylko z mojego powodu.

Frisk opuściła głowę, chyba nie chciała o tym rozmawiać, a już napewno nie ze mną.

-Bezbronna oczywiście, nawet się nie bronisz.

-Hm... Jesteś dziewicą? - spytałam prosto z mostu.

Dziewczyna zarumieniła się dość wyraźnie.

-P-po co ci to wiedzieć? - spytała zawstydzona.

-Tak czy nie?

Frisk lekko pokiwała głową, uniosłam brew. Osiemnaście lat tak? Chociaż z tego co mi wiadomo niektóre nimfy są w tym temacie bardzo wrażliwe.

-Więc to nie dziwne że łaskawca cię broni.

-Chodź ze mną. - dodałam.

Frisk wstała z podłogi i powoli do mnie podeszła. Spojrzała na mnie bojaźliwie. Obejrzała się na kwiata, który niespokojnie się poruszał.

-Do zobaczenia. - szepnęła.

Wyszłam z pokoju, brunetka posłusznie podreptała za mną.

-Pokażę ci gdzie możesz wchodzić a gdzie nie. Oczywiście możesz chodzić do ogrodu. - powiedziałam.

-Naprawdę mogę? - szepnęła niepewnie.

-A dlaczego nie? Z tego co mi wiadomo lubisz kwiaty a ktoś musiałby się zająć tymi w ogrodzie. Są w opłakanym stanie.

-Mogę się nimi zająć! Z przyjemnością! - pisnęła.

Zerknęłam na nią kątem oka, humor trochę się jej poprawił. Oprowadziłam ją po mojej posiadłości, brunetka była bardzo ciekawska, zadawała mnóstwo pytań. Gdy w końcu wyszłyśmy na zewnątrz, dziewczyna zaczęła rozglądać się dookoła siebie. Podbiegła do jednego z krzewów róż. Ostrożnie wzięła w dłonie martwy kwiat.

-Biedactwo... Pomogę ci. - szepnęła.

Przyglądałam się jej, Frisk biegała od kwiata do kwiata i patrzyła na nie. Poczułam się dziwnie dobrze z myślą że sprawiłam komuś radość. Pierwszy raz od dłuższego czasu.

Pod moją ochronąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz