P r o w o k a c j a
– Kirishima Ayato? – Spojrzałam na Inspektora z kwatery głównej i westchnęłam. – Co z nim?
– Nie mamy pewności, ale istnieje możliwość, że jest Ghulem. – Roześmiałam się. Tak oto działała nasza organizacja.
– Nie mamy pewności? Istnieje możliwość? Nie rozśmieszajcie mnie i weźcie się w końcu do roboty. Na takiej podstawie połowa mieszkańców Tokyo może być Ghulami, a wy nic z tym nie robicie – odparłam zirytowana, nie mogąc się powstrzymać.
Istnienie Gołębi było – od dłuższego czasu – jedną, wielką pomyłką, przynajmniej według mnie. Ghule same się nawzajem wybijały, gdy naruszali swe terytoria, jednak do moich pracodawców jeszcze to najwyraźniej nie dotarło. Cóż, jeśli posyłanie ludzi na śmierć sprawiało im przyjemność, to mnie nic do tego.
– Dlatego chcemy, byś mu się bliżej przyjrzała. Wiesz, gdzie ich szukać, a jednak od dłuższego czasu nie mieszasz się w ogóle w ich sprawy. To obniżyło nasze wyniki. Jeśli się nimi brzydzisz lub boisz się z nimi walczyć, przynajmniej pomóż innym się nimi zająć. – Zagryzłam wargę i zmrużyłam oczy.
Bezczelny, stary głupiec. Nie zamierzałam przykładać ręki do niczyjej śmierci. Ostatnimi czasy patrzyłam na Ghule z nieco odmiennej perspektywy, której niestety nie mogłam przedstawić tym na górze.
Kimi ukrywała Ghula. Nie byle jakiego – studenta farmacji. Nie znałam szczegółów, ale gdy tylko zobaczyłam ranę nad jej obojczykiem wiedziałam, z czym mam do czynienia. Co mnie jednak zdziwiło, ba!, zszokowało, to fakt, że nie miała nic przeciwko temu. Wręcz przeciwnie, opiekowała się tym... osobnikiem i była do niego niesamowicie przywiązana. Gdy zaczęłam ją bardziej naciskać, powiedziała, że wraz z innymi uratował ją przed zostaniem pożartą, a później, w pewnym momencie, się w nim zakochała.
Wtedy wydało mi się to niedorzeczne. Przecież Ghule nie mogły wiązać się z ludźmi ani żywić do nich sympatii, a co dopiero miłości; mogły co najwyżej zrobić z nich posiłek.
A jednak im dłużej jej słuchałam, tym lepiej rozumiałam ten punkt widzenia.
Poznałam ją w gimnazjum. Nie miała rodziców, zginęli w wypadku samochodowym. Zawsze ponura, siedziała w kącie klasy i z nikim nie rozmawiała, choć widziałam, że miała na to ochotę. Dlatego postanowiłam się z nią zaprzyjaźnić. Jednak po tym, jak zostałam zwerbowana do Gołębi nasz kontakt ograniczył się do krótkich wypadów na miasto i rozmów telefonicznych, najwyżej raz w miesiącu. Nim się obejrzałam, nie miałam od niej nowych wieści, a gdy wróciłam do Tokyo z kilkumiesięcznej misji w Kyoto, czekały na mnie same niespodzianki.
Nie poznałam jej Ghula. Chwilowo nie miałam na to nawet ochoty, nie byłam też pewna, czy nie odstrzelę mu którejś części ciała przez przypadek. Nieważne, jak odważna mogłam być, wciąż się ich bałam, zdając sobie doskonale sprawę z ich morderczych możliwości, o których przekonała się nie raz na własnej skórze. Dlatego wolałam słuchać jej opowieści, przysięgając, że nikomu nic nie zdradzę. Jakbym zresztą mogła to zrobić? Za ukrywanie Ghula, według prawa, kara była o wiele gorsza, niż za ukrywanie zwykłego, ludzkiego mordercy.
Spojrzałam więc na Inspektora i wykrzywiłam usta w uśmiechu, który prawdopodobnie bardziej przypominał grymas.
– Gdyby to ode mnie zależało, cała ta buda wyleciałaby w powietrze. Jesteście bandą świrów, którzy wysyłają ludzi na pewną śmierć – wycedziłam mimo woli chcąc odwrócić jego uwagę, jednocześnie wiedząc, że za te słowa mogliby mnie skazać. Miałam jednak pewność, że tego nie zrobią. Dlaczego?
CZYTASZ
.𝐬𝐲𝐧𝐝𝐫𝐨𝐦 | 𝐊𝐢𝐫𝐢𝐬𝐡𝐢𝐦𝐚 𝐀𝐲𝐚𝐭𝐨 𝐱 𝐎𝐂
Fanfiction➛ Były takie rzeczy, które potrafiły zmienić punkt widzenia. || Kirishima Ayato x OC