Lucjan wrócił do warsztatu godzinę po tym, jak przyszła do niego Gosia. Dzielnie zniósł krzyki swojego ojca i wziął się za robotę. Ciągle jednak myślał o swojej ukochanej i o tym, co mógłby dla niej zrobić. Naprawdę chciał jej pomóc, pragnął, by żyło jej się jak najlepiej. Mógłby nawet poświęcić swoje życie, by Rudej się wiodło. Musiał porozmawiać z Klarą, ona na pewno wiedziałaby jak jej pomóc i razem wymyśliliby jakieś rozwiązanie.
— Lucjan, przykręcaj tę śrubę szybciej — powiedział pan Ambroży, spoglądając swojemu synowi na ręce. — Jest już czternasta.
— Tak, tato. Ale nie patrz mi się na ręce, bo tylko mnie to stresuje.
— Twoja panienka, co tu wbiegła jak szalona, cię nie stresuje? — spytał ojciec, mierząc Lucka wzrokiem.
— Czemu Gosia miałaby mnie stresować?
— Wyglądasz na bardzo przejętego.
— Po prostu wydarzyło się coś złego. Poza tym, ma trochę problemów i się zastanawiam, jak mógłbym je rozwiązać.
— Synu, twoim jedynym problemem w tym momencie jest skręcenie tego silnika. Przestań myśleć o tej panience, bo się rozkojarzasz. — Skarcił go ojciec.
— Jeśli coś się spieprzy, to wisimy — dodał Beniek.
— Benjaminie! — krzyknął pan Ambroży.
— No co, tato. Mówię, jak jest.
— Przestań gadać i weź się do pracy, bo urwę ci uszy!
W garażu, w którym wspólnie naprawiali ciężarówkę dla Niemca, panowała napięta atmosfera. Ambroży krzyczał na swoich synów, popędzając ich co chwilę. Nie chciał spóźnić się ze swoim zleceniem, by nie zdenerwować mężczyzny, który przywiózł samochód do naprawy.
Około godziny szesnastej najstarszy z Leszczyńskich sam wziął się za wykończenie roboty, którą zaczął z synami. Niewiele pozostało do zrobienia, więc wysłał ich na obiad. Kiedy wrócili, zabrali się za renowację furgonetki, którą przywiozła Strzała. Dziewczyna miała ją odebrać przed dwudziestą drugą, więc mieli jeszcze trochę czasu.
Kiedy Ambroży zakończył pracę nad ciężarówką, wziął się za naprawę rikszy. Nie chciał przykładać się do robienia czegokolwiek przy furgonetce, którą zobowiązał się naprawić Lucjan. Jego synowie byli ogromnie lekkoduszni i nieodpowiedzialni. Bał się, że pewnego dnia zginą. Nie był w stanie zrozumieć, dlaczego nie mogli choć przez chwilę zająć się czymś, co nie narażało nikogo i nie pakowało wszystkich w ogromne tarapaty.
Jego młodsza pociecha spędzała niekiedy całe dnie na alkoholowych libacjach w swoim zapleczu. Ambroży nawet na nie nie wchodził, bo bał się o swoje zdrowie i życie. Karcił go potem za każdym razem, ale Benjamin miał gdzieś starania swojego ojca. Wreszcie pan Leszczyński się poddał. Uważał, że skoro jego syn ma już prawie dwadzieścia jeden wiosen, jest w stanie sam uporać się ze swoimi problemami.
Lucjan natomiast nie był problemowym człowiekiem. Wprawdzie za dzieciaka wraz ze swoim bratem łobuzowali na różne sposoby, ale kiedy dorośli Lucek stał się tym spokojniejszym, bardziej ułożonym. W pewnym momencie Ambroży miał nawet nadzieję, że Lucjan uda się na studia chemiczne i stanie się kimś. Jednak tak się nie stało. W tysiąc dziewięćset trzydziestym siódmym, gdy młody Leszczyński miał składać papiery na uniwersytet, umarł współpracownik jego ojca. Od tamtego momentu musiał pogrążyć swoje marzenia na cześć pracy w ojcowskim interesie. Ambroży myślał, że jego starsza pociecha będzie kierowała się w życiu odpowiedzialnością i rozważnością. Nigdy nie pomylił się aż tak bardzo. Jego syn był wprawdzie spokojny, ale ogromnie nieodpowiedzialny. Zachowywał się, jakby miał dziewięć żyć. Według Ambrożego pokazał to, na przykład, nawiązując kontakty z Armią Krajową. Spodziewałby się tego po Benjaminie, ale nie po Lucjanie. Był na niego wściekły, dlatego nie dotykał maszyny, którą Lucek zamierzał naprawić.
CZYTASZ
Mazurek
Fiksi SejarahCZĘŚĆ PIERWSZA MUZYCZNEJ TRYLOGII Kiedy nuty historii ponownie wygrały wojenną melodię, ludzie musieli stanąć do walki. Klara była nieco naiwną dziewczyną, po uszy zakochaną w muzyce i starym fortepianie, stojącym w rogu pokoju. Nie przejmowała się...