✧LXXII. Fortepian✧

103 17 57
                                    

Estera zbierała się do pracy. Ukroiła sobie dwie kromki chleba i zawinęła je w ścierkę. Jedną posmarowała cienką warstwą marmolady, a drugą jeszcze cieńszą warstwą margaryny. Nie chciała marnować zapasów jedzenia. W jej oczach Zosia i Klara zasługiwały na nie dużo bardziej. Jednak jej opiekunka dałaby jej ostrą reprymendę, gdyby dowiedziała się, że znowu nie wzięła ze sobą śniadania. Słońce leniwie wznosiło swoje promyki poza miejski horyzont, powoli rozjaśniając świat dokoła.

Spojrzała na zegar. Dochodziła szósta. O szóstej trzydzieści miała się zjawić w swoim miejscu pracy. Nie zastanawiała się zbyt długo. Odsłoniła zasłony i zawiązała swoje trzewiki. Dostała stare buty Klary, bo ze swoich już dawno wyrosła. Zosia bardzo chętnie przyjęła jej buciki i w ten sposób wszystkie miały w czym chodzić.

— Muszę je oddać pani Klarze, w końcu teraz pracuje u szewca — westchnęła, spoglądając na lekko odklejającą się podeszwę w jej lewym bucie.

Kiedy już się ubrała, zawiązała chustkę na głowę. Chusta była jej niezbędnikiem. Trzymała długie włosy z dala od taśmy fabrycznej i nie zwracano aż takiej uwagi na to, że były ciemne jak węgiel. Jeden Niemiec podejrzliwie na nią spoglądał przez pierwszy tydzień, ale w końcu przestał i skupił się na innych rzeczach. Rzeczą niezbędną była również kenkarta, w której miała wpisane imię Urszula Siwiecka. Klara załatwiła jej naprawdę dobre papiery. Raczej nikt nie posiadał powodów, by się do nich przyczepić.

Panienka wzięła kenkartę, śniadanie i klucz do mieszkania. Jeden miała Klara, a drugi ona. Zosi jeszcze go nie dały. Tak czy siak spędzała całe dni na podwórku i wracała dopiero wtedy, gdy Klara. Otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz. Rześkie powietrze ogarnęło jej ciało. Wiosna zaczęła się na dobre. Śnieg na ulicach topniał i było go mniej z każdym kolejnym dniem. Estera szła chodnikiem i tarła oczy dłońmi. Była cały czas zmęczona i chodziła spać niemal od razu po powrocie do domu. Liczyła na to, że Klara jak najszybciej znajdzie jej nowe zatrudnienie. Miała szczerze dosyć fabryki, ale znosiła wszystko dzielnie. W końcu nie miała większego wyboru.

Równo o w pół do siódmej dotarła na miejsce i weszła do środka. Spojrzała na inne kobiety, które pracowały z nią w fabryce. Znajoma Klary tylko pokazała jej, co miała robić. Z resztą zostawiła ją całkiem samą. Większość pracownic była starsza od Estery. Dwie piętnastoletnie panienki odwróciły się od niej prawie na samym początku i ciągle szeptały za jej plecami. Nie znała tam ani jednej przyjaznej duszy, co sprawiło, że jeszcze bardziej chciała stamtąd uciec.

— Ulka, prawie się spóźniłaś — huknęła starsza kobieta, która spotkała ją przy wejściu. — Zaraz będą robić kontrolę, kto stawił się w pracy. Lepiej ustawiaj się przy taśmie i do roboty.

— Tak jest — powiedziała Estera i posłusznie udała się na swoje miejsce.

Zauważyła, że dziewczyny, która pracowała na taśmie po jej prawej stronie, nigdzie nie było. Od czasu jej przyjścia minęło zaledwie kilka minut, a Hanka zawsze była na miejscu szybciej. Nagłe zniknięcie współpracownicy zaniepokoiło młodą panienkę Tylim. Zastanawiała się, gdzie mogła podziać się kobieta, ale nic nie przychodziło jej na myśl. Postanowiła spytać pani Jadwigi, która stała po jej lewej stronie. Pani Jadwiga wiedziała wiele rzeczy, na pewno miała pojęcie, gdzie podziała się Hanka.

— Wie pani może, co stało się z Hanką? — szepnęła Estera, gdy zobaczyła, że Niemiec, który odpowiadał za ich dział, przyszedł sprawdzić stan pracowników.

— Zabrali ją wczoraj. Wywieźli w cholerę, Bóg wie gdzie — powiedziała niemal niesłyszalnym głosem. — Wyprostuj się, idzie do nas.

MazurekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz