✧LXXIV. Okruchy dawnych dni✧

119 17 74
                                    

Wakacje mijały im raczej spokojnie. Każdy powoli godził się z faktem, że Kockównej już nigdy nie będzie wśród nich. Każdy oprócz Beńka i Gosi. Nie zachowywał się jednak tak jak w pierwszym miesiącu po śmierci Anastazji. Był o wiele bardziej ponury i skryty, niż przed tamtym wydarzeniem, ale zdawało się, że ze wszystkim sobie radził.

Gosia natomiast udawała, że wszystko jest w porządku. Klara wiedziała, że wcale tak nie było. Wiedziała jak bardzo brakowało jej Anastazji. Ruda chodziła jak struta przez kolejne dłużące się miesiące. Panienka Jasińska zastanawiała się, jak mogłaby pomóc swojej przyjaciółce, ale zrozumiała, że nie była w stanie. Spysińska musiała sama dojść do pewnych spraw. Oczywiście, Klara zamierzała ją wspierać, ale wiedziała, że trzeba czasu, by zabliźnił rany powstałe po czyjejś śmierci. Wiedziała to z autopsji. Wciąż miała w sobie stare rany, które zadała jej śmierć matki, ojca i Stefka. 

Pewnego sierpniowego wieczoru Klara wróciła do domu, jak zwykle, tuż przed godziną policyjną. Zważając na to, że zaczynała się ona o dwudziestej drugiej, chwilę jej to zajęło. Jednak tuż po pracy spotkała się z Edmundem. Dawno nie mieli czasu dla siebie, więc cieszyła się, że w końcu im to się udało.

— Wróciłam! — krzyknęła, gdy stała w przedsionku. Odwiesiła torbę na wieszak i odłożyła buty na dywanik.

Potem skarciła się w myślach. Nie powinna być tak głośno w porze, kiedy Zosia i Estera mogłyby już spać. Miała tylko nadzieję, że zbytnio ich nie rozbudziła. Zdziwiła się, gdy, wchodząc do kuchni, ujrzała obydwie dziewczynki siedzące przy stole.

— Klarcia, wreszcie jesteś! — pisnęła Zosia.

— Martwiłyśmy się — powiedziała Estera.

— Nie mówiłaś, że idziesz gdzieś po pracy. Zawsze wracałaś szybciej albo mówiłaś, gdzie idziesz.

— Och, wybaczcie mi, kochane. Byłam z Edmundem na spacerze, dawno się nie spotykaliśmy. Przyszedł po mnie zaraz, gdy skończyłam pracę — odparła Klara, siadając obok Estery. — Nie jesteście śpiące?

— Już nie. Czekanie na ciebie było niesamowicie niepokojące. — Zosia, zaraz po powiedzeniu tamtego zdania, ziewnęła.

— Na pewno nie jesteś śpiąca? — Zaśmiała się Klara.

— Może odrobinkę. Ale skoro już wróciłaś to Esterka musi ci opowiedzieć wszystko, co stało się dziś u niej w pracy.

— Daj spokój, Zosiu, nie stało się nic szczególnego. Pani Klara pewnie jest zmęczona i chce już się położyć, nie będę jej zadręczać — powiedziała zawstydzona Estera.

— Ależ chętnie cię posłucham! — odparła Klara i wstała od stołu. — Najpierw może zaparzę nam herbaty.

Klara wzięła garnek i odkręciła kran. Woda przez chwilę leciała, ale nagle przerwała. Panienka zaczęła siłować się z kranem, ale okazało się, że nic to nie dało.

— Odcięli wodę — burknęła Zosia.

— Co? Przecież zapłaciłam!

— Pani Małecka z dołu powiedziała, że od początku tego tygodnia odcinają od dwudziestej drugiej i włączają o szóstej — oznajmiła Zosia. — Byłaś zajęta, Klarcia. Wracałaś późno i od razu szłaś spać, więc nie zrobiło ci to większej różnicy.

— Chyba dziś obędzie się bez herbaty. Ciekawe, czy prąd też będą wyłączać tak jak kiedyś.

— Kiedy Niemcy się wreszcie stąd wyniosą?

MazurekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz