Edmund odprowadził Klarę praktycznie pod same drzwi. O w pół do ósmej wieczorem była z powrotem w mieszkaniu. Uśmiechała się od ucha do ucha i ciągle spoglądała na miedziany pierścionek, który błyszczał na jej dłoni. Miał zielone szkiełko i lekko spadał jej z palca. Dla kogoś z zewnątrz, pewnie nie wyglądał na idealny, ale dla niej był najpiękniejszy na świecie.
Zdjęła płaszcz, uprzednio zamykając za sobą drzwi. Odłożyła beret na półkę, odstawiła buty na miejsce. Przeszła przez korytarzyk i wstąpiła do kuchni. Tam rozgrywała się bitwa na śmierć i życie. Oczywiście mam na myśli zaciekłą grę w Hodowlę zwierzątek.
— No nie! — krzyknęła rozczarowana jedenastolatka. — Znowu przegrałam.
— Nie martw się, Zosiu — powiedziała Estera. — Na pewno następnym razem wygrasz z Polą.
— Ona jest w to koszmarnie dobra! — jęknęła dziewczynka.
— Wróciłam — oznajmiła Klara, bo wszystkie domowniczki były tak pochłonięte grą, że zdawały się jej nie widzieć.
— O, Klarcia, jesteś wreszcie.
Panienka Jasińska położyła dłoń na ramie krzesła i spojrzała na stół. Usiłowała pojąć, o co chodziło w tej grze, którą każdy się interesował. Spojrzała na kartoniki z różnymi zwierzakami, na porozrzucane kostki i stwierdziła, że nadal nic nie rozumie.
— Nie ma mowy... — Zosia zrobiła zdziwioną minę i przyglądała się prawej dłoni swojej siostry.
— Coś się stało, Zosieńko?
— Twój palec. Pokaż go. — Dziewczynka zerwała się z krzesła i chwyciła swoją siostrę za rękę.
— Oświadczył ci się? — spytała Estera, nie mogąc uwierzyć w słowa, które właśnie wypływały z jej ust.
— Czy to ten legendarny Edmund? — Pola musiała się upewnić, że wiedziała, o kogo chodzi.
— Och, to nic wielkiego — odparła Klara, nerwowo chichocząc.
— Nic wielkiego? Nie zapomniał pierścionka? Nie zająkał się? Ukląkł przed tobą?
— To były całkiem udane zaręczyny. Potem pojechaliśmy na przejażdżkę rowerem. Naprawdę go kocham. Teraz czuję się taka szczęśliwa.
— Zaraz wracam — oznajmiła Zosia. — Będę płakać ze szczęścia w swoim pokoju. A właśnie, czy możemy zjeść na kolację coś innego niż zupę albo chleb? Tak dla uczczenia zaręczyn Klarci.
Pola i Estera zaczęły chichotać, a Klara parsknęła śmiechem. Tamten dzień był jednym z najszczęśliwszych w jej życiu. Chciała, by trwał wiecznie i nigdy nie dobiegł końca.
✧✧✧
Edmund wszedł na klatkę. Nie zaświecał światła, gdyż wierzył, że poradzi sobie bez niego. Mieszkał na pierwszym piętrze i w miarę dobrze widział w ciemności. Bez problemu przeszedł parter, ale gdy wszedł na pierwsze piętro zobaczył, że ktoś stoi przed jego mieszkaniem.
— Kim jesteś? — odparł przerażony Równy.
— To ja, Janek.
— Kiepie, wystraszyłeś mnie.
— Trzeba było wchodzić bez światła? Ja tylko przyszedłem w odwiedziny — powiedział Janek, naciskając na włącznik. — I stała się światłość. Śpię dziś u ciebie.
— Jaki masz w tym interes, Młody? — spytał Mundek.
— Sąsiadka mi powiedziała, że próbowałeś się dobić do mojego mieszkania. Pomyślałem, że to coś pilnego, a uwierz mi, stoję tu od godziny i wróciłeś dopiero teraz.
CZYTASZ
Mazurek
Historische RomaneCZĘŚĆ PIERWSZA MUZYCZNEJ TRYLOGII Kiedy nuty historii ponownie wygrały wojenną melodię, ludzie musieli stanąć do walki. Klara była nieco naiwną dziewczyną, po uszy zakochaną w muzyce i starym fortepianie, stojącym w rogu pokoju. Nie przejmowała się...