— Wszystko w porządku, Klaro? — spytał Edmund, gdy już wyrzucił Irenę za drzwi.
— Trochę mi słabo — odparła i usiadła przy stole.
Równy podniósł świecę i postawił ją z powrotem na stole. Pola usiadła obok Klary i położyła jej dłoń na plecach. Gładziła delikatnie, podczas gdy Edmund chodził od ściany do ściany. Spodziewał się wielu rzeczy, ale nie tego, że będzie świadkiem próby morderstwa swojej narzeczonej.
Tamta kobieta naprawdę jest niepoczytalna. Mam nadzieję, że już nie będzie nas nachodzić — pomyślał.
— Już po wszystkim, Klaro — stwierdziła Cicha.
— Myślicie, że to naprawdę koniec? Że ta żmija nie wróci.
— Nie wróci. Jestem tego pewien — powiedział Edmund. — Jak wróci, to każę jej uciekać jak najdalej stąd. Już wystarczająco dużo szkód udało jej się wyrządzić.
— Nienawidzę jej. Tak cholernie jej nienawidzę.
Klara zaczęła szlochać i przecierać oczy dłońmi. Pola wstała i spojrzała na Edmunda. On tylko kiwnął głową i podszedł do swojej narzeczonej.
— Dobrej nocy — odparła Pola. — Jakbyście czegoś potrzebowali, to możecie mnie zbudzić.
— Dziękuję, Polu — wydukała Klara.
— My też stąd pójdziemy, kochana — powiedział Edmund. — Przyda ci się trochę snu.
✧✧✧
Od momentu, w którym Edmund wyrzucił Irenę z mieszkania, nic złego się nie przytrafiło. Choć panienka Jasińska bała się, że jej macocha powróci, nic takiego się nie stało. Nie spała przez kilka nocy, nasłuchując najmniejszych szmerów. Fakt, że nie wiedziała, czy Irka przeżyła, napawał ją ogromnym niepokojem. Wolała mieć pewność i spać spokojnie.
Jednak gdy po ponad dwóch tygodniach Irena nie dała żadnego znaku życia, Klara zaczynała się powoli uspokajać. Co prawda, nadal miała kłopoty ze snem, ale nie zarywała nocy tylko dlatego, że bała się nagłej wizyty Irki.
Zaczął się grudzień. Kolejny rok dobiegał końca, a oni wciąż żyli z dnia na dzień. Nikt bowiem nie wiedział, czy kolejnego dnia nie skończy swojego marnego żywota. Roku pańskiego tysiąc dziewięćset czterdziestego trzeciego wojna zebrała szczególne żniwo. Przez powstania w gettach w całym kraju, ogrom akcji dywersyjnych i sowieckie naloty, Czarna Pani miała zdecydowanie więcej pracy.
Przepływające po horyzoncie chmury, które co chwilę zrzucały z siebie kolejne porcje białego puchu, patrzyły na ludzi z oddali. Spoglądały też na Śmierć. Wiedziały bowiem, że z kolejnym rokiem tylko przybędzie jej obowiązków. Milczały, płynąc spokojnie. To jeszcze nie był czas na deszcz ludzkich ciał.
W połowie miesiąca Klara otrzymała propozycję na zagranie w jakiejś nowej kawiarence. Ucieszyła się, gdy o tym usłyszała. Dawno bowiem nie koncertowała. Tęskniła za graniem przed publicznością. Nie mogła jednak pojawić się w barze, w którym występowała od prawie samego początku okupacji. Po ucieczce do Adamówka zerwała wszelkie kontakty z właścicielem baru i panienka Jasińska była pewna, że ktoś już zdążył napomknąć mu o tym, że nie żyła.
Na karteczce zapisany był adres, pod którym skrywało się jej chwilowe miejsce zatrudnienia. Fragment papieru służył tylko do trzech rzeczy. Przeczytania, szybkiego zapamiętania i spalenia w płomieniu lampki.
Tym razem nie miało być inaczej. Klara zrobiła to, co zwykle i karteluszka zniknęła w płomieniach. Coś jednak tchnęło Jasińską i postanowiła, że na ten koncert zabierze ze sobą Esterę. Żydówka od prawie dwóch lat nieustannie pracowała w fabryce. Wieczorami ćwiczyła grę na pianinie albo spędzała je z Polą i Zosią. Niezbyt wiele działo się w jej życiu. Nie wychodziła z domu nigdzie, tylko do pracy.

CZYTASZ
Mazurek
Historical FictionCZĘŚĆ PIERWSZA MUZYCZNEJ TRYLOGII Kiedy nuty historii ponownie wygrały wojenną melodię, ludzie musieli stanąć do walki. Klara była nieco naiwną dziewczyną, po uszy zakochaną w muzyce i starym fortepianie, stojącym w rogu pokoju. Nie przejmowała się...