Wjechały do miasta i bez większych problemów przebrnęły przez niemieckie kontrole. Żołnierz, który je sprawdzał, był albo zbyt zmęczony, albo zbyt znudzony życiem. Po prostu przepuścił je przez szlaban, w końcu dostawa się zgadzała. Odwiozły ciężarówkę do warsztatu Leszczyńskich.
Podczas przejazdu przez miasto niebywale się bały. Klarze trzęsły się ręce, które zacisnęła na kierownicy, i mimo że jechała naprawdę wolno, była zdenerwowana możliwością spowodowania wypadku. W takiej sytuacji amunicja, którą przewoziły, mogłaby z łatwością wysadzić cały wóz w powietrze.
— Lucjan powinien tam na nas czekać, tak się z nim umówiłam — powiedziała Gosia do Krysi.
Obydwie siedziały skulone między skrzyniami z amunicją i bronią, czekając aż dojadą na miejsce. Wprawdzie powątpiewały w umiejętności kierowania pojazdami Klary, ale tylko ona była na tyle wysoka, by z zewnątrz nie wzbudzać podejrzeń i tylko ona już raz prowadziła ciężarówkę podczas jednej akcji. Wprawdzie przejechała wtedy o wiele mniejszy odcinek i nie robiła tego w środku miasta, ale jako jedyna posiadała jakiekolwiek doświadczenie w tamtej kwestii.
— W jakim oddziale jest Lucjan? Bo nigdy nie widziałam go na żadnych akcjach czy zebraniach — spytała Krysia.
— Lucek nie należy do konspiracji. Tak samo Beniek. Ich ojciec jest wielce przeciwny wstąpieniu swoich synów do AK — oznajmiła Ruda.
— Myślałam, że jest. Beniek też. Tylko nie w naszym plutonie. Wyglądają, jakby kręcili coś przeciwko Niemcom, a tu proszę.
— Pomagają nam. Przecież pamiętasz, ile razy użyczyli nam garażu, żeby przechować coś nielegalnego, dziś będziemy trzymać tam wóz, a kiedyś naprawili kradziony samochód dla Strzały, bo potrzebowała go do przeprowadzenia akcji. Podczas naszej pierwszej dywersji odwieźli nas na rikszach, żebyśmy w porę uciekły.
— Myślę, że wreszcie powinni wstąpić. I tak zachowują się, jakby prawie w niej byli.
Nagle auto gwałtownie zahamowało. Dziewczęta pod plandeką aż podskoczyły. Przestraszone złapały się za skrzynki. Po chwili silnik przestał działać i usłyszały trzaśnięcie drzwiami. To znaczyłoby, że znalazły się na miejscu.
— Gdzie Gosia? — spytał Lucek.
— W środku, między skrzynkami. Możesz pomóc jej się wydostać.
— Sama sobie poradzę, moi drodzy — powiedziała Ruda, wychodząc z pojazdu.
— Jesteś cała?
— Tak — powiedziała, uśmiechając się do Lucka.
Na końcu z ciężarówki wyszła Krysia. Alicja i Klara zdjęły z siebie mundury, które skradły od martwych niemieckich żołnierzy i wcisnęły je w głąb pojazdu.
— Chłopaki z Tygrysa podejdą tu wieczorem, razem z Zamojem — oznajmiła Gosia. — O dwudziestej musisz otworzyć im garaż.
— Dobra, przyjąłem rozkaz, szefowo. — Lucek się zaśmiał i otrzepał ręce, które miał umazane jakimś dziwnym smarem i pyłem. — Możecie wejść przez zaplecze do sklepu i tamtędy wyjść, żeby nie wzbudzać podejrzeń.
— Zostanę u ciebie i tak mam nocną zmianę — stwierdziła Ruda.
Kiedy reszta dziewcząt udała się do wyjścia, Gosia i Lucjan zostali sami w garażu. Chłopak przykrył samochód większą plandeką i wrócił do swojej narzeczonej.
— Dużo masz dziś pracy? — spytała, wieszając mu się na szyi.
— Muszę zmontować te dwa silniki i zobaczyć, czy Beniek jest w stanie naprawić naszą riksze. Wygląda, jakby nie był, ale ileż rany reperował coś w nieświeżym stanie. Może dziś też mu się uda.
CZYTASZ
Mazurek
HistoryczneCZĘŚĆ PIERWSZA MUZYCZNEJ TRYLOGII Kiedy nuty historii ponownie wygrały wojenną melodię, ludzie musieli stanąć do walki. Klara była nieco naiwną dziewczyną, po uszy zakochaną w muzyce i starym fortepianie, stojącym w rogu pokoju. Nie przejmowała się...