✧XCV. Pociski✧

88 13 95
                                    

Wjechały do miasta i bez większych problemów przebrnęły przez niemieckie kontrole. Żołnierz, który je sprawdzał, był albo zbyt zmęczony, albo zbyt znudzony życiem. Po prostu przepuścił je przez szlaban, w końcu dostawa się zgadzała. Odwiozły ciężarówkę do warsztatu Leszczyńskich.

Podczas przejazdu przez miasto niebywale się bały. Klarze trzęsły się ręce, które zacisnęła na kierownicy, i mimo że jechała naprawdę wolno, była zdenerwowana możliwością spowodowania wypadku. W takiej sytuacji amunicja, którą przewoziły, mogłaby z łatwością wysadzić cały wóz w powietrze.

— Lucjan powinien tam na nas czekać, tak się z nim umówiłam — powiedziała Gosia do Krysi.

Obydwie siedziały skulone między skrzyniami z amunicją i bronią, czekając aż dojadą na miejsce. Wprawdzie powątpiewały w umiejętności kierowania pojazdami Klary, ale tylko ona była na tyle wysoka, by z zewnątrz nie wzbudzać podejrzeń i tylko ona już raz prowadziła ciężarówkę podczas jednej akcji. Wprawdzie przejechała wtedy o wiele mniejszy odcinek i nie robiła tego w środku miasta, ale jako jedyna posiadała jakiekolwiek doświadczenie w tamtej kwestii.

— W jakim oddziale jest Lucjan? Bo nigdy nie widziałam go na żadnych akcjach czy zebraniach — spytała Krysia.

— Lucek nie należy do konspiracji. Tak samo Beniek. Ich ojciec jest wielce przeciwny wstąpieniu swoich synów do AK — oznajmiła Ruda.

— Myślałam, że jest. Beniek też. Tylko nie w naszym plutonie. Wyglądają, jakby kręcili coś przeciwko Niemcom, a tu proszę.

— Pomagają nam. Przecież pamiętasz, ile razy użyczyli nam garażu, żeby przechować coś nielegalnego, dziś będziemy trzymać tam wóz, a kiedyś naprawili kradziony samochód dla Strzały, bo potrzebowała go do przeprowadzenia akcji. Podczas naszej pierwszej dywersji odwieźli nas na rikszach, żebyśmy w porę uciekły.

— Myślę, że wreszcie powinni wstąpić. I tak zachowują się, jakby prawie w niej byli.

Nagle auto gwałtownie zahamowało. Dziewczęta pod plandeką aż podskoczyły. Przestraszone złapały się za skrzynki. Po chwili silnik przestał działać i usłyszały trzaśnięcie drzwiami. To znaczyłoby, że znalazły się na miejscu.

— Gdzie Gosia? — spytał Lucek.

— W środku, między skrzynkami. Możesz pomóc jej się wydostać.

— Sama sobie poradzę, moi drodzy — powiedziała Ruda, wychodząc z pojazdu.

— Jesteś cała?

— Tak — powiedziała, uśmiechając się do Lucka.

Na końcu z ciężarówki wyszła Krysia. Alicja i Klara zdjęły z siebie mundury, które skradły od martwych niemieckich żołnierzy i wcisnęły je w głąb pojazdu.

— Chłopaki z Tygrysa podejdą tu wieczorem, razem z Zamojem — oznajmiła Gosia. — O dwudziestej musisz otworzyć im garaż.

— Dobra, przyjąłem rozkaz, szefowo. — Lucek się zaśmiał i otrzepał ręce, które miał umazane jakimś dziwnym smarem i pyłem. — Możecie wejść przez zaplecze do sklepu i tamtędy wyjść, żeby nie wzbudzać podejrzeń.

— Zostanę u ciebie i tak mam nocną zmianę — stwierdziła Ruda.

Kiedy reszta dziewcząt udała się do wyjścia, Gosia i Lucjan zostali sami w garażu. Chłopak przykrył samochód większą plandeką i wrócił do swojej narzeczonej.

— Dużo masz dziś pracy? — spytała, wieszając mu się na szyi.

— Muszę zmontować te dwa silniki i zobaczyć, czy Beniek jest w stanie naprawić naszą riksze. Wygląda, jakby nie był, ale ileż rany reperował coś w nieświeżym stanie. Może dziś też mu się uda.

MazurekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz