✧CII. Ślub✧

142 11 61
                                    

Cezary przyjechał do Warszawy rankiem dwudziestego piątego lutego. Nie chciał wracać do ojca, więc zatrzymał się u ciotki Gryzi. Kobieta wiedziała o wyjeździe swojego bratanka i obiecała nie pisnąć ani słowa panu Strzyżewskiemu. Kiedy jednak Cezary wysłał do niej pierwszy list, poczuła się zobowiązana, by powiadomić brata o całej sytuacji.

— Wróciłeś sam? — spytała ciotka, podając chłopakowi herbatę. — Gdzie Julia?

— Została w Laskach. Jest w ciąży, nie mogłem zabrać jej ze sobą.

— Chryste, dziecko! Wy nawet nie jesteście małżeństwem.

— Jesteśmy, ciociu. Od Bożego Narodzenia zeszłego roku.

— I nawet nic mi o tym nie napisałeś! Co ty sobie myślałeś? Że napiszesz jeden list i przestaniemy się martwić?

— Ale nie mówiłaś nic ojcu, prawda? — Cezary wolał się upewnić, że jego ojciec pozostał w niewiedzy.

— Na początku nic nie mówiłam, ale strasznie się zamartwiał. Musiałam coś zrobić. Pokazałam mu list. Po tym jak go zobaczył, nie chciał rozmawiać ze mną przez tydzień. Musisz go odwiedzić, Ceziu.

— Wiem, ciociu. Zobaczę się z nim, ale jeszcze nie teraz. Muszę się na to przygotować.

Strzyżewski poczuł się gotowy do rozmowy z ojcem dopiero trzy dni później. Pojechał tramwajem, aż na Żoliborz. Kiedy stanął przed kamienicą, w której powinien zastać ojca, serce zaczęło mu szybciej bić. Naprawdę nie chciał go martwić. Wciąż uważał, że uciekł dla dobra ich wszystkich. Julka nie byłaby bezpieczna w Warszawie, a oni przetrzymując ją w mieszkaniu, tylko narażali swoje życie.

Wziął głęboki oddech i stanął przed drzwiami. Uniósł dłoń i zapukał w drewnianą płytę. Przez dłuższą chwilę nikt nie odpowiadał. Cezary zastanawiał się, czy jego ojciec w ogóle był w mieszkaniu. Ciotka, która dzień wcześniej przyszła tam w odwiedziny dla, jak to ujęła, zbadania gruntu, powiedziała Cezaremu, że ojciec nigdzie się nie wybierał.

Wtedy usłyszał delikatne skrzypienie i szczęk otwieranego zamka. Na klatkę wyszedł mężczyzna w średnim wieku. Przyglądał się swojemu synowi, nie mówiąc ani słowa. Stali oddaleni od siebie na odległość zaledwie kilku kroków.

— Tato, wróciłem — powiedział Cezary, tłumiąc łzy.

— Cezary, to naprawdę ty? — spytał zdziwiony ojciec.

Cezary niepewnie podszedł do ojca i zupełnie nagle rzucił mu się na szyję. Pan Strzyżewski przycisnął mocno syna do swej piersi. Umierał ze strachu przez te kilka miesięcy, w których nie dostał od niego zupełnie żadnej informacji.

— Tak, to ja. Przyszedłem cię odwiedzić i porozmawiać.

— Dlaczego wyjechałeś bez słowa? Nic nie rozumiem. Teraz nagle wróciłeś. Dlaczego?

— To długa historia, tato.

— Wejdź do środka. Opowiesz mi wszystko.

Przekroczył próg mieszkania. W środku panował ogólny nieład. Ubrania ojca były porozrzucane w każdym możliwym kącie, brudne naczynia walały się po całej kuchni, a płaszcz, który leżał zbyt długo w szafie, wisiał teraz w sieni, cały ponadgryzany przez mole. Cezary zastanawiał się, kiedy ostatnim razem ktokolwiek tam sprzątał.

— Napijesz się kawy, synu? — spytał i drżącą ręką chwycił za czajnik.

— Podziękuję — odparł Cezary, spoglądając na stan kubków.

MazurekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz