Czarnego nigdzie nie było. Nie wrócił nawet do obozu, gdy pozostali udali się tam po wygranej walce. Klara snuła się wokół ogniska, roniąc łzy. Nie dość, że Lucek zniknął, to nie mogła nigdzie znaleźć Edmunda. Po chwili jednak jej mąż wyszedł wraz z Zamojskim z kąta obozowiska.
Dziewczyna rzuciła się mu na szyję, kładąc głowę na jego piersi. Wolała płakać, kiedy ktoś był dla niej oparciem. Poczucie winy uderzało ją coraz mocniej. Nie powinna pozwolić, by Gosia odeszła bez niej. Jednak długa nieobecność Lucka powodowała, że nie traciła resztki rezonu. Edmund objął ją ramieniem, ale Zamojski niedługo później przerwał im tę chwilę, mówiąc:
— Każdy był gotowy na śmierć, kiedy powstanie miało dojść do skutku.
— Ale nikt nie był gotowy na dwa tygodnie walki! Ile to jeszcze potrwa? Ile jeszcze ludzi pójdzie w piach, zanim ktoś nam pomoże? — krzyknęła Klara, a łzy wylały jej się na blade policzki.
— Były zrzuty. Rosjanie...
— A Rosjanie nam gówno pomogli! — syknął Edmund. — Co robią? Stoją przed Wisłą i nawet kroku nie postawią!
— Zachowujesz się jak rozwrzeszczany bachor, Równy. Mam tam iść i im kazać przejść na drugą stronę? Sami musimy zawalczyć o naszą wolność. A teraz — powiedział, wpychając broń Edmundowi — pójdziesz na wartę i może przestaniesz narzekać.
Edmund z grobową miną odsunął się od dowódcy i poszedł zmienić wartownika.
— A co z Czarnym? — odezwała się Klara, ocierając łzy.
— Nie wrócił? Cóż... Może ten tchórz uciekł albo strzelił sobie w łeb. Straciliśmy już jedną sanitariuszkę, na pewno nie pójdziesz go szukać sama.
— Jak pan może tak mówić! Co jeśli coś mu się stało, a my stoimy w miejscu?! Jeśli go nie znajdę, może być za późno!
— To weź jego braciszka. Tylko wróćcie tej nocy. Najlepiej w jednym kawałku.
Klara kiwnęła głową. Jeśli rozsierdziłaby go jeszcze bardziej, mogłoby to zaważyć na życiu Lucjana, a tego by sobie nie wybaczyła. Gosia też by jej tego nie wybaczyła. Poszła w stronę Beńka. Gdzieś dało się usłyszeć Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój! Westchnęła tylko i szła dalej, choć jej serce w pewien sposób rwało się do powstańczych piosenek. Odnalazła młodego Leszczyńskiego przy ognisku, wśród powstańców z oddziału, który ocalili z rąk Niemców.
— Beniek — szepnęła Klara, chwytając go za ramię. — Beniek, musisz mi pomóc.
— Co się stało? — odburknął chłopak, który i tak nie był w najlepszym nastroju i właśnie przygaszał papierosa z odzysku.
Wszyscy zgodnie stwierdzili, że na razie lepiej będzie dla Beńka, jeśli nikt nie poinformuje go o bracie, który nie powrócił. Teraz jednak nie mieli wyjścia.
— Lucka nie ma.
— Co? — powiedział i zerwał się z miejsca.
— Zamojski powiedział, żebyśmy poszli poszukać, bo to całkiem blisko. Tylko musimy uważać.
Beniek pokiwał głową i zabrał latarkę od rosłego mężczyzny, który siedział obok niego.
— Gdzie go widziałaś ostatnim razem?
— Zaprowadzę cię. Tylko nie idź tą drogą — odparła, wskazując na jedną z dwóch uliczek. —Szkopy stały tam cały dzisiejszy dzień.
— To pójdziemy tędy — powiedział Beniek, włączając latarkę.
CZYTASZ
Mazurek
Historical FictionCZĘŚĆ PIERWSZA MUZYCZNEJ TRYLOGII Kiedy nuty historii ponownie wygrały wojenną melodię, ludzie musieli stanąć do walki. Klara była nieco naiwną dziewczyną, po uszy zakochaną w muzyce i starym fortepianie, stojącym w rogu pokoju. Nie przejmowała się...