Krzysiek otworzył oczy. Wciąż słyszał nieustający pisk w uszach, a przed jego powiekami świtały białe plamki. Po chwili zaczęły do niego dochodzić stłumione głosy. Mocno mrugał oczami, ale wciąż miał wrażenie, że przekłuwało je okropne światło.
— Jestem w niebie? — spytał, łapiąc się za głowę.
— W szpitalu — odparła spokojnie blondwłosa dziewczyna. — A w zasadzie to w piwnicy.
— To w szpitalu czy w piwnicy?
— W szpitalu w piwnicy. Poza tym jest pan w ciężkim stanie, a szpitale na Starówce padają. Robimy transport na Mokotów. Zaraz pana zabiorą.
Harcerz jęknął dopiero po chwili, w której dotknął wciąż krwawiącej rany. Uderzył go wtedy niesamowity ból. Myślał, że jest już na dobrej drodze do spotkania swego ojca. Tylko jedna osoba sprawiała, że wciąż pozostał przytomny. Estera. Estera Tylim, która najpewniej zapomniała o jego istnieniu, którą skrycie miłował od ponad roku. Gosia mówiła, że została sanitariuszką na Mokotowie.
— Panienka mówiła, że ten transport to...? — wysapał Krzysiek, łapiąc się za brzuch i jednocześnie zwijając się z bólu.
— Mokotów.
Mokotów... Wreszcie będzie miał okazję na ujrzenie Estery i wreszcie powie jej, jak bardzo ją kochał. Kilkudniowe podróżowanie kanałami z dziurą w brzuchu nie zdawało się być czymś przyjemnym, ale dla Krzyśka ta droga miała być zbawieniem. Zbawieniem, które powinno zaprowadzić go do Estery.
✧✧✧
— Wszyscy znają swoje pozycje, prawda? Dziś odbijemy pocztę, a jutro posuniemy się w głąb tej ulicy, jasne?
Wszyscy zgodnie kiwnęli głowami, nawet nie spoglądając na Zamojskiego. Wiedzieli, że nie mieli absolutnie nic do gadania. To dowódca wydawał rozkazy, a oni mieli się im podporządkować, nieważne jak niebezpieczne by były. Równy próbował go powstrzymać, ale Zamoj nie słuchał go zupełnie.
— Pięć trójek i trzy piątki. W takim ustawieniu lepiej będziemy mogli zaskoczyć wroga. Żółtodziób idzie do Równego. Widzę, że już tak nie kłapie jęzorem i nie macha rękami na prawo i lewo.
Beniek milczał. Nienawidził tamtego człowieka z każdym dniem coraz bardziej. Po wymierzonej, poniżającej go karze nie miał ani krzty szacunku wobec swojego dowódcy. Na początku wstydził się swoich myśli, ale teraz mógłby to wyrzec nawet przed całym oddziałem. Śmierć Zamojskiego nie zrobiłaby na nim żadnego wrażenia, co więcej, cieszyłby się z takiego obrotu spraw. Jednak Zamojski żył. Żył i miał się dobrze. I to właśnie bolało Benjamina najbardziej.
Przesunął się nieco w stronę Równego, a Zamojski kontynuował:
— Chudy i Docia, wy też do Mundka. Damian pójdzie z wami. — Wskazał ręką na chłopczynę z uratowanej jednostki powstańczej.
— Mogę dołączyć do nich zamiast Damiana? Chciałbym walczyć z Chudym — spytał Kamil.
— Idź, gdzie chcesz. Damiana zaraz gdzieś przydzielę.
Przez kolejny kwadrans rozdzielał żołnierzy. Potem uczynił podobnie z bronią, aby upewnić się, że tym razem żaden oddział nie zostanie jej pozbawiony. Zasoby były dość małe, ale każdy otrzymał swój przydział — chociażby w postaci butelki czy filipinki.
— Wygramy to! Szkopy będą musiały się wynieść, a my otrzymamy więcej broni i będziemy w stanie ich wyprzeć z tej części dzielnicy. Czas zacząć zabawę — odparł Zamojski, uśmiechając się pod nosem.
CZYTASZ
Mazurek
Ficción históricaCZĘŚĆ PIERWSZA MUZYCZNEJ TRYLOGII Kiedy nuty historii ponownie wygrały wojenną melodię, ludzie musieli stanąć do walki. Klara była nieco naiwną dziewczyną, po uszy zakochaną w muzyce i starym fortepianie, stojącym w rogu pokoju. Nie przejmowała się...