Wysoka, na wpół przeszklona wieża z ciemnego kamienia, który według wielu, zapewne fałszywych legend miał pochodzić z kruszcu meteorytu. Pod nią parę mniejszych, dalej główny budynek, obudowany grubym murem dziedziniec i stajnie. Pałac nad pałace, arcydzieło architektury. Wiele ludzi widząc go, straciłoby dech. Struktura ta była piękniejsza od połowy zamków królewskich, ale z pewnego powodu nikt o niej nie wiedział. Chroniła ją bariera. Budowla była niewidzialna dla niewtajemniczonego, ludzkiego oka. Nikt nie zaznaczał jej na mapach, wędrowcy zaklęciami prowadzeni byli od niej z dala. Zobaczyć mogli ją tylko jej byli, bądź uwcześni domownicy.
Razem powoli zmierzali ku ogromny, czarnym, lśniącym się pozłacaniami wrotom, próbując nie zagubić się w ogromnym ogrodzie czerwonego milinu, gorejących krzewów, wonnych budlei, białych płotków porośniętych hibiskusem, kwitnących wiśni i dzwoneczków Irevenu. Wilczyca rozglądała się, wdychając kojące zapachy. Amelie krzywiła się, jej te same zapachy zdążyły zbrzydnąć już dziesięć lat temu. A Leonard próbował powstrzymać trzęsienie rąk. Robiło mu się słabo. Nie chciał tam być. Nie chciał dotrzeć do tamtych pozłacanych wrót. Jego dusza wybuchała szczęściem, za każdym razem kiedy wilk zatrzymywała się, by obejrzeć wcześniej nie znany kwiat, czy krzew. Dawało mu to trochę więcej czasu. Czas. Cały czas o niego grał, a kiedy gra już chyliła się ku końcowi, w miejsce gry wpychało się mrożące krew w żyłach przerażenie.
Zamiast patrzyć się na wiejące grozą odrzwia, postanowił wbić swój wzrok w kostkowany bruk. Poczuł dłoń Amelie na swoim barku. Spojrzał na nią z lekkim zdziwieniem, strach nadal nie zniknął z jego oczu. Zarzucił głową przed siebie, stali przed nią. Amelie sięgnęła po mosiężną klamkę. Rozległ się typowy dla wrót głuchy dźwięk. Leonard wstrzymał oddech. Chwilę potem, przed nim ciągnął się już czerwony dywan, skrywający marmurową posadzkę. Amelie ruszyła przed siebie. Jej niskie obcasy postukiwały miarowo, tuż za nią podążyła skulona wilczyca. Zanim Leonard przekroczył próg ogromnego holu, policzył do dziesięciu; potem do dwudziestu, a potem zdał sobie sprawę z tego jaką był porażką i bez głębszego namysłu postawił krok za straszliwą linią.
CZYTASZ
Łów
FantasySamotnie żyjący malarz spędza swój czas w spokoju, w swoim domu na skraju morza. Jego codziennością jest monotonia, ale nie szczególnie mu to przeszkadza. Nagle, pewnego dnia, odwiedza go stara znajoma i kompletnie przewraca jego życie do góry nogam...