~1~

327 19 11
                                    

Christabelle pracowała w niedużym sklepie muzycznym. Znajdował się on blisko centrum miasta, popularny był w kręgach muzyków, co oznacza tylko tyle, że nieczęsto bywali tam klienci.

W pomieszczeniu stały stłoczone fortepiany i pianina. Ściany obwieszone były gitarami różnego rodzaju, a w kącie stały dwie perkusje. Na półce nad ladą ściśnięte stały struny gitarowe. Na wysokim, barowym stołku położono pudełka z kostkami. Sklep był czysty, ale kamienica miała już swoje lata, a wiek odcisnął na niej swoje piętno. Podłoga często trzeszczała, boazeria była popękana w kilku miejscach, a na tapecie znalazło się kilka naderwań.

Było to dżdżyste, późne, jesienne popołudnie. Co jakiś czas samochód przejeżdżał ulicą. Kilka osób przewijało się przez drogę. Wszyscy z ponurymi, angielskimi twarzami wracali zmęczeni do domu. Christabelle pracowała jeszcze w sklepie, a że nie było klientów, uczyła się. Gruby zeszyt leżał otwarty na stole, który służył za ladę. Obok piętrzyły się wypożyczone książki. Dziewczyna nie spodziewała się dzisiaj klientów, a więc nic dziwnego, że podskoczyła na krześle, gdy drzwi lokalu zamknęły się z trzaskiem.

W progu stanął wysoki brunet i niższy od niego blondyn, w którym dziewczyna rozpoznała swojego dalszego kuzyna.

- Hej, Rog. Dawno się nie widzieliśmy - przywitała się Christabelle, westchnęła. - Dzień Dobry - zwróciła się do drugiego mężczyzny. - W czym mogę pomóc?

- Jestem  tylko z Rogerem - spojrzał na niego z wyrzutem. - Przyszliśmy po kable, które zamówił.

- Ach, proszę zaczekajcie chwilę - rzekła mile i skierowała się w stronę półek.

Tym czasem Roger zaczął chodzić po sklepie, aż w końcu usadowił się na taborecie stojącym obok pianina. Brian rozglądał się po pomieszczeniu, zatrzymując wzrok na kobiecie krzątającej się przy szafie w przeciwnym kącie pokoju. 

- Cristabelle, umówiłbym się z tobą, gdybyśmy nie byli rodziną! - zawołał Roger.

Rzeczywiście, Cristabelle była osobą godną tego, by rozwinąć z nią znajomość. Dodatkiem była ponadprzeciętna uroda, jednak nie podkreślała jej zbytnio, będąc typem samotnika, który nie szuka poklasku i zainteresowania.

- Roger, zabiłabym cię, gdybyśmy nie byli rodziną! - odparła tym samym tonem kobieta. 

Odwróciła się z pudełkiem w dłoniach. Podeszła długim krokiem, przemykając między rozstawionymi instrumentami. Podała niewielki pakunek i poprosiła o podpis Rogera. Uśmiechała się przy tym, w ten sposób, że nie wiadomo czy była to szczera, czy wymuszona mina. Pożegnała się z mężczyznami tonem charakterystycznym dla tej kochanej ciotki, która namawia cię do zjedzenia jeszcze jednego kotlecika. 

Drzwi ponownie zamknęły się z trzaskiem, a Christabelle powróciła do swojej szarej codzienności - nauki. Mogła szczerze przyznać, że blondyn był dla niej ważną osobą i jednocześnie nie darzyła go wyszukaną sympatią. Gdyby miała wybór nie spotykałaby się z nim, lecz oboje mieszkali w Londynie, byli spokrewnieni - dość daleko, ale jednak, do tego zwykli sobie pomagać. Mogła też powiedzieć, że mężczyzna z burzą loków na głowie ją zainteresował.

Patrzenie w dusze innych ludzi było jedną z niewielu rzeczy, w których Christabelle była dobra. Każde jej spojrzenie było przeszywające. Gdy spojrzała w oczy lokatego bruneta, mogła stwierdzić, że był on czujny, jego oczy były mądre i głębokie, to dziewczyna mogła powiedzieć na pewno. Były to oczy, które rozkładany na elementy wszystko naszym skupią wzrok, zastanawiając się jak to było złożone, oczy osoby kreatywnej z głową pełną pomysłów. To były cechy, których Christabelle brakowało i choć próbowała je nabyć, nie mogła.

Z kolei Cristabelle musiała wszystkiego się nauczyć, nie była osobą, która tworzy, lecz osobą, która ocenia i recenzuje, nie wprowadzała nowości, zawsze działała według ustalonych zasad. Oczywiście potrafiła myśleć logicznie, ale nauczenie się nowych schematów zajmowało jej dość dużo czasu.

Brian również zobaczył coś w oczach kobiety, była to samotność. Swoją drogą chciałby się z nią zaprzyjaźnić, ale nie był na tyle pewny siebie, by zapytać czy gdzieś razem nie wyjdą. Nie uważał też tego za zbyt taktowne, pytając mógłby zrobić złe wrażenie, a tego zdecydowanie nie chciał. On chciał z nią porozmawiać, wyglądała na oczytaną, na stole leżały kilka książek, dostrzegł pomiędzy nimi jedną o mechanice kwantowej, inna związana była z chemią, na pewno znaleźliby wiele wspólnych tematów. Mężczyzna nie był osobą, która przepuszcza okazję do poznania kogoś interesującego, ale tym razem taka sposobność nie nadeszła, co wprawiło go w żal, a może bardziej zawiedzenie. Miał nadzieje, że jeszcze kiedyś się spotkają, liczył na to całym sercem.

Ci młodzi ludzie jeszcze nie wiedzieli, że następne spotkanie nadejdzie tak niespodziewanie.



{Dobra w końcu się za to zabrałam, bo zaczęłam to pisać gdzieś w lutym. Mam nadzieję, że nie jest tragicznie. wiem, troszku krótko wyszło. Piszcie jeśli są jakieś błędy.

Ogólnie myjcie rączki, noście maseczki itd.

Zdrówka życzę.}


some day ● brian mayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz