Prolog

618 10 0
                                    

*Franky*

Właśnie udaremniliśmy napad na sklep z antykami należącego do przyjaciela rodziny Hunterów, pana Sroki. Poszło nam całkiem sprawnie, ale niestety nie udało nam się umknąć przed policją, która tylko czeka na to, aby nas schwytać. Ech, i to mimo tego, jak wiele zrobiliśmy dla Amsterdamu. 

- Nie zdążymy uciec, co teraz? - spytała Sam.

- Jest możliwość, że przyjdą tu jedynie Daniel z Simon? - dopytał Freddy.

- Na wszelki wypadek zniknijmy na chwilę. - stwierdziłam, chwytając Samanthę za rękę. - Nie wyda nas pan? 

- Od dzisiaj się znamy? - odpowiedział pytaniem na pytanie, a ja jedynie uśmiechnęłam się i sprawiłam, że razem z Krwistą Plazmą stałyśmy się niewidzialne. Freddy zniknął nam z oczu w ten sam sposób, jednak on to zrobił o własnych siłach. W samą porę, bo do sklepu wtargnęli funkcjonariusze policji. Byli to Daniel i Simon, ale nie tylko, bo trafiło tu jeszcze dwóch gliniarzy, których nie znałam. 

- Harry, Daniel, Simon, zabierzcie ich stąd, zanim się obudzą. - anonimowy w moim mniemaniu, policjant wskazał nieprzytomnych napastników, których wcześniej załatwiliśmy. Trójka funkcjonariuszy zaczęło wykonywać jego polecenie. - Wyjaśni nam pan, co tu zaszło? 

- Oczywiście, panie władzo. - uśmiechnął się starszy mężczyzna. - Dwoje uzbrojonych mężczyzn w kominiarkach napadło na mój sklep, ale dzięki interwencji trójki młodych śmiałków nie zostałem obrabowany. - policjant niestety nie podzielał zadowolenia pana Sroki ową informacją. 

- A zatem nasze Świetlne Trio tutaj było. - westchnął, zapisując coś w swoim notesie. 

- Całe szczęście. 

- Ja nie nazwałbym tego szczęściem, proszę pana. Tę trójkę trzeba złapać i jak najszybciej zamknąć w areszcie. Policja zrobi wszystko, żeby właśnie tak było. - posmutniałam trochę, kiedy policjant to powiedział. Tyle razy już udowodniliśmy, że nie mamy złych zamiarów, a oni przez jeden wybryk całkowicie nas skreślili. Ale nie będę się tym teraz przejmować. Mamy przecież kilka spraw do załatwienia. Stróż prawa opuścił sklep z antykami pana Sroki, a kiedy radiowóz odjechał, na spokojnie już sprawiłam, że na powrót staliśmy się widzialni. 

- Uff, na szczęście Richard nie zajarzył, że tutaj jesteśmy. - odetchnęła uśmiechnięta, Samantha. 

- Jeszcze raz bardzo wam dziękuję za ocalenie mojego sklepu. 

- Nie ma za co. Taka nasza praca i policja kiedyś to zrozumie, ale raczej nie nastąpi to w najbliższym czasie. - stwierdził Freddy. 

- Ta, zwłaszcza że szef ściągnął tu dwójkę doświadczonych policjantów, którzy wyjątkowo nie lubią, jak trójka świecących dziwadeł odbiera im pracę. Poznajcie Richarda i Harry'ego. - Sam teatralnie wskazała na drzwi wyjściowe. 

- Franky, Freddy, kończcie te pogaduchy, bo zaraz kończy się przerwa obiadowa. - usłyszeliśmy w komunikatorze głos naszego młodszego brata. 

- Tak, Sal. Już idziemy. - odpowiedziałam chłopakowi aż zanadto dbającemu o naszą edukację. 

- A ja wbiję z powrotem w policyjną kurtkę i dołączę do Daniela i Simon, udających wielkich łowców bohaterów. - Samantha udała się na zaplecze, by móc się przebrać, natomiast ja i Freddy odpaliliśmy niewidzialność i w locie ruszyliśmy w kierunku naszej szkoły.

Na dziedzińcu

Udało nam się zdążyć na koniec przerwy obiadowej. Zahaczyliśmy tylko o szatnie, by móc się przebrać w normalne ubrania, po czym dosiedliśmy się do Sala, Jaka i Maxa, którzy przez cały czas trwania akcji nam się przysłuchiwali. 

- No, załatwiliśmy, co mieliśmy załatwić, więc teraz możemy kontynuować udawanie zwyczajnych nastolatków. - stwierdził Freddy na totalnym luzie, ja jednak nie podzielałam jego opinii. 

- Wiadomo może coś więcej o tych porwanych dzieciach? - zwróciłam się do Sala. 

- Której części zdania "udajemy normalnych nastolatków" nie rozumiesz, Franky? 

- Jakbyś jeszcze tego nie zauważył Freddy, ta praca nie polega tylko na; lecimy na akcję, nawalamy komu trzeba i wracamy do domu. 

- Jako ekspert w temacie, w pełni zgadzam się z Franky. 

- Dziękuję Jake! 

- Rozumiem wasz zapał do działania, ale póki co nie udało się niczego ustalić. Ani policji, ani niestety nam. - oznajmił Sal z niezadowoleniem. 

- A co z Edgarem i Eveline? Jakieś wieści? 

- Żadnych. Nasza szalona parka przepadła, jak kamień w wodę. - oznajmił Max. 

- Może twój ojciec będzie wiedział coś więcej? W końcu Edgar był jego wykładowcą. - spojrzałam wymownie na Sala. 

- Zdaje się, że rozmawialiśmy już na ten temat. Edgar i Eveline polują na nas, tak samo jak my na nich. Na pewno się jeszcze pokarzą. Nie potrzebujemy pomocy mego ojca, żeby ich znaleźć, jasne? - spojrzałam na każdego z osobna zmęczona tym tematem. Wiem, że podczas ostatniej przygody Hunterowie doszli do wniosku, że mój ojciec się zmienił, ale mimo ich zapewnień, nie jestem jeszcze gotowa na to, żeby się z nim spotkać. - Zarządzam oficjalny koniec tego tematu. - taa, mówiłam to już setki razy, ale i tak do mojego rodzeństwa nie dociera przekaz. Owszem, będziemy wracać do tego tematu jeszcze wieeele razy. 

*Rose*

Moi rodzice są zrozpaczeni, ponieważ ubiegłej nocy zaginęła moja młodsza siostrzyczka, Susan. Najprawdopodobniej została ona porwana, jak siódemka dzieci przed nią. Nie, ja nie mogę czekać, aż policja, albo ci superbohaterowie ją znajdą. Zamierzam przyprowadzić ją bezpieczną do domu na własną rękę. Z ogromną determinacją ubrałam na siebie swoją ulubioną bordową bluzę oraz czarne glany. Kaptur założyłam na głowę, tak że widać było jedynie moje długie blond włosy. Nie informując rodziców, że wychodzę, otworzyłam okno i weszłam na pobliskie drzewo. Najciszej, jak potrafiłam zeszłam z niego i udałam się tam, gdzie poniosły mnie nogi. Było już późno, a co za tym idzie, ciemno, do tego ja nie wiedziałam, gdzie powinnam szukać, ale nie zamierzałam siedzieć bezczynnie. Susan wróci do domu. Ja tego dopilnuję. 

*Tajemnicze miejsce*

Mimo, że mieszkam w Amsterdamie od urodzenia, nigdy tutaj nie byłam. Miałam jednak dziwne przeczucie, że moja siostrzyczka tutaj jest. Byłam już zmęczona, ponieważ szłam już jakieś dwie-trzy godziny, ale nie zamierzałam się poddać. Dla Susan zrobiłabym wszystko. Nie wiem, czy to z powodu zmęczenia miałam jakieś urojenia, czy rzeczywiście tak było, ale usłyszałam czyjeś kroki skierowane w moją stronę. Ale kto normalny zapuszczałby się na takie odludzie? Echh... ja. 

- A panienka to się chyba zgubiła. - na przeciw wyszła mi jakaś nieznana mi kobieta. To znaczy, tak myślę, że nieznana, bo po głosie jej nie rozpoznałam, a w tych ciemnościach dostrzegłam jedynie jej sylwetkę. 

- Ja tylko szukam siostry. Susan Stars. Drobna dziewczynka o blond włosach i niebieskich oczkach. Widziała może pani ją tu gdzieś? Muszę ją znaleźć i odprowadzić bezpiecznie do domu. Razem z rodzicami odchodzimy od zmysłów, zamartwiając się o nią. - oznajmiłam, spoglądając błagalnie na kobietę, choć ta najprawdopodobniej nie była w stanie tego dostrzec. Nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie od tyłu. Na nic zdały się moje krzyki, gdyż jakiś mężczyzna mnie obezwładnił i rzucił na kolana przed wcześniej wspomnianą kobietę. Ona podeszła do mnie i mocno chwyciła mój podbródek, abym spojrzała w jej lodowate oczy. Dotyk ów kobiety również był zimny, niczym sople lodu. Przełknęłam głośno ślinę, bojąc się jej.

- Ładna jesteś. - stwierdziła, po czym odsunęła się ode mnie na parę kroków. Trochę się zdziwiłam jej komplementem, ale za bardzo się bałam, żeby się chociaż odezwać. - Jeśli naprawdę chcesz odzyskać siostrzyczkę, coś dla nas zrobisz. - jej głos był przeraźliwie chłodny i stanowczy. Nie byłam pewna, czy kobieta wie coś na temat Susy, ale jeśli tak, jestem gotowa na wszystko, by moja siostrzyczka wróciła do domu. 

- Co mam zrobić? 

Koniec. W końcu doczekaliście się prologu trzeciej części mojego opowiadania o Hunterach. Mam nadzieję, że Was zaciekawił, choć jest trochę krótki. Pierwszy rozdział powinien pojawić się na początku lutego. Do pierwszego rozdziału!

Hunter Street : Ciernista RóżaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz