Rozdział 11

1K 75 7
                                    

Jak zwykle o tej porze spacerowałam po korytarzach mojej posiadłości. Nadal nie mogę "męczyć" Frisk. Molly grozi że mnie zabije jak tylko ją dotknę. A to niby ja jestem agresywna. Postanowiłam iść do ogrodu, pewnie Frisk teraz się tam krząta. Skręciłam w jeden z korytarzy, po kilku minutach wyszłam na zewnątrz. Była wyjątkowo piękna pogoda jak na jesień. W ciągu ostatnich dni zdarzyło się że kilka razy rozmawiałam z brunetką, nadal się mnie boi, ale odzywa się bez większych problemów. Nawet zwierzyła mi się z kilku swoich tajemnic, znowu twierdząc że nie ma nic do stracenia. Dowiedziałam się że Frisk była maltretowana przez swojego brata, odkąd jej ojciec zginął w wypadku. Dodatkowo inni ludzie dokuczali jej w podstawówce, ale tego nie opisała mi dokładnie. Jestem ciekawa dlaczego mi to powiedziała, nawet pytałam o to, ale ona tylko odwracała wzrok i zaciskała wargi. Weszłam do różanej części ogrodu. To co zobaczyłam na chwilę zbiło mnie z tropu. Pomiędzy krzewami leżała Frisk, miała zamknięte oczy i oddychała spokojnie, chyba spała. Niedaleko niej siedziała Molly i zerkała to na Frisk to na kwiaty.

-Co się tu... - zaczęłam.

-Zamknij się i siadaj. - przerwała mi potworzyca.

Niechętnie to zrobiłam, kobieta nie zaszczyciła mnie nawet spojrzeniem.

-No co? - spytałam ciszej.

-Spójrz na kwiaty. - mruknęła.

Zerknęłam na rośliny, fakt wyglądały dużo lepiej ale co z tego? Spojrzałam z niezrozumieniem na Molly, ta tylko westchnęła zrezygnowana. Podała mi telefon z wyświetlonym zdjęciem tych samych krzewów, tylko że w dużo gorszym stanie. Nadal nic nie rozumiałam.

-To zdjęcie jest z przed godziny. Gdy Frisk dopiero się tu położyła. - powiedziała.

-Żartujesz?

Potworzyca pokręciła głową, nadal wpatrywała się w pogrążoną we śnie dziewczynę. Leżąc na trawie, pomiędzy kwiatami wyglądała jak mała boginka.

-Czy ona ma coś wspólnego z nimfami? Albo driadami? - spytała.

-Podejrzewam że jej matka była nimfą leśną.

-Nimfa leśna? Nie słyszałam o nich od bardzo dawna. Myślałam że wyginęły.

-Z tego co mi wiadomo zostało ich kilka, ale teraz już w to wątpię. Nic o nich nie wiadomo od kilku lat.

-I mając świadomość tego kim jest i tego jakie ma umiejętności i dobre usposobienie i tak ją krzywdziłaś? - spytała z wyrzutem.

Potwierdziłam skinieniem głowy, potworzyca spojrzała na mnie oburzona. Pewnie zaczęłaby na mnie krzyczeć, gdyby Frisk nie spała. Zamiast tego prychnęła gniewnie i mruknęła coś w stylu:

-Później o tym pogadamy.

Machnęłam ręką w jej kierunku, po czym zerknęłam na śpiącą brunetkę. Muszę przyznać że nie jest ładna, a wręcz śliczna. Ma bardzo delikatne rysy twarzy i drobną budowę ciała. Ideał delikatnej, ludzkiej kobiety. Chociaż ona nie do końca jest ludzka, co z resztą mogę teraz podziwiać.

-Dobra postawmy sobie ultimatum. - zaczęła mówić kobieta.

Popatrzyłam na nią z ciekawością.

-Albo zaczniesz ją traktować jak należy, albo zadzwonie do pani Toriel i ona cię przywoła do porządku.

Powiem szczerze że bardzo się zdziwiłam. Nie słyszałam by ktoś był wobec mnie aż taki stanowczy. Uznałam że wizyta mojej mamy to ostatnie czego potrzebuje w tej sytuacji.

-Jak należy? Mam ją zamknąć w klatce i trzymać jak wiele innych magicznych stworzeń, które są tak traktowane? - spytałam sarkastycznie.

-Wiesz o co mi chodzi! Masz po prostu przestać się nad nią znęcać, a najlepiej puścić ją wolno.

-Uwolnić ją? - zaśmiałam się cicho. - Jest zbyt wartościowa. Zostaje tutaj.

-Co masz na myśli mówiąc wartościowa?

-Wiesz ile wampirów dałoby się zabić za chociażby kroplę jej krwii? Nie ma mowy o tym że ją wypuszczę.

-Poznałaś ją, wiesz mniej więcej co przeżyła i że nie miała łatwo w życiu. Daj jej spokój.

-Dlaczego aż tak ci na tym zależy?

Potworzyca spojrzała na mnie wymownie.

-Ponieważ wiem jak to jest być więzionym.

Mruknęłam coś w odpowiedzi, chciałam po prostu zakończyć tę rozmowę. Nagle obie zauważyłyśmy że Frisk powoli podnosi się z ziemi. Przetarła oczy dłońmi i zamruczała cicho. Spostrzegłam że krzewy róż drgnęły, chociaż nie było wiatru. Gdy brunetka nas zauważyła w pierwszej sekundzie trochę się wystraszyła. Pisnęła cicho i położyła dłoń na swojej piersi.

-Patrz jaka wrażliwa. Nie daje ci to do myślenia? - usłyszałam.

Nie odpowiedziałam, Frisk pochyliła przede mną głowę, spojrzała na mnie nieśmiało. Wstałam z ziemi i powiedziałam:

-Zostaw nas same.

Kobieta niechętnie odeszła, najprawdopodobniej poszła do swojego pokoju. Podeszłam do brunetki, która wciąż siedziała na ziemi. Popatrzyłam na nią z góry, Frisk nawet nie drgnęła. Wpatrywałam się w nią jak drapieżnik w swoją przyszłą ofiarę. Wyciągnęłam przed siebie rękę i mrugnęłam:

-No wstawaj, dość już leżałaś na ziemi.

Brunetka ostrożnie złapała mnie za dłoń, wyczułam że nie boi się aż tak bardzo jak wcześniej. Pomogłam jej wstać, po czym spojrzałam na róże, kilka z nich wyglądało jakby zaczynała się wiosna. Rozkwitały w najlepsze.

-Masz dobry wpływ na rośliny w ciągu jakieś godziny odratowałaś moje róże. - powiedziałam.

Brunetka spojrzała na krzewy, otworzyła szerzej oczy.

-A-ale ja nic nie zrobiłam... - szepnęła.

-Wygląda na to że sama twoja obecność jest życiodajna dla roślin.

-Nie wiedziałam...

Nie odpowiedziałam jej, zamiast tego powolnym krokiem udałam się w stronę mojej posiadłości. Gdy Frisk zorientowała się że się ruszyłam, od razu do mnie podbiegła.

-Proszę odprowadzi mnie pani do pokoju? - spytała cicho.

-Nie. Idziesz ze mną. - mruknęłam.

Brunetka chyba się zestresowała, usłyszałam że jej serce zaczęło szybciej bić.

-Nie bój się. Nic ci nie zrobię. - dodałam.

-D-dobrze.

-Możesz zwracać się do mnie po imieniu. To per pani brzmi strasznie drętwo.

-Oh dziękuję. - uśmiechnęła się lekko.

Na widok jej delikatnego uśmiechu, przez chwilę poczułam się dobrze z samą sobą. Coraz częściej mi się to zdarza, zaczyna mnie to niepokoić. Zaprowadziłam brunetkę do mojej komnaty. Otworzyłam drzwi i przepuściłam ją pierwszą.

-Chcesz się czegoś napić? - spytałam.

-Herbaty malinowej, jeśli to nie problem. - powiedziała cicho.

Podeszłam do służącej stojącej przy drzwiach i powiedziałam:

-Herbata malinowa i słodkie czerwone wino, rocznik osiemdziesiąt sześć. Te z najwyższej półki.

Potorzyca ukłoniła mi się i szybkim krokiem poszła prawdopodobnie w kierunku kuchni. Odwróciłam się w stronę Frisk, dziewczyna nadal stała w tym samym miejscu, jakby bała się ruszyć.

Pod moją ochronąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz