York

1.5K 53 47
                                    

Ziemia pokryta była kilkucentymetrową warstwą śniegu, który wciąż padał, zakłócając dobry widok kamiennej fortecy przed Harrym. On i Ginny przebywali w różnych miejscach Yorku przez ostatnie półtora tygodnia. Prawie tydzień zajęło im samo odnalezienie posiadłości Lestrange'ów, ukrytej pod wieloma różnymi zaklęciami.

Dwór znajdował się na szczęście na odludziu. Większość grubego na trzy metry kamiennego muru, który kiedyś otaczał cały zamek była nienaruszona. Wielkie podwórze wyraźnie wskazywało na zaniedbanie od dawna. Trawa rosła aż po biodra, kamienny chodnik między budynkami był rozwalony na kawałki, a stara, drewniana stajnia już dawno się rozpadła, pozostawiając tylko kontur budynku.

Okrągła baszta to już zupełnie inna bajka. Była w doskonałym stanie, jak jej grube, kamienne ściany i ciężkie, drewniane drzwi. Kamienne stopnie prowadzące do wejścia były solidne i błyszczały, jakby niedawno zostały wypolerowane. Magia emanująca z wieży była taka intensywna, że prawie można było ją zobaczyć.

Harry zatrząsł się pod peleryną-niewidką. Włamanie do Ministerstwa Magii było dobrym treningiem. Harry i Ginny obserwowali basztę przez ostatnie kilka dni. Patrząc na zegarek, deportował się.

Ginny uśmiechnęła się, gdy weszła na Shambles, malowniczą uliczkę w sercu Yorku. Była to wąska, brukowana ulica, po obu jej stronach znajdowały się sklepy i puby. Przypominało jej to Pokątną i dom.

Jedną z rzeczy, która zaskoczyła ją najbardziej, było to, że w większości Yorku na ulicach znajdowała się mieszanka sklepów magicznych i mugolskich. Nie tak jak w Londynie, w Yorku nie było wydzielonej dzielnicy magicznej. Zamiast tego obydwa światy przeplatały się i żyły spokojnie obok siebie.

Po upewnieniu się, że jej włosy są ukryte, ruszyła pewnym krokiem w stronę małego, nieokreślonego sklepiku znajdującego się pomiędzy antykwariatem a butikiem. Otworzyła drzwi i szybko weszła do środka. Malutka poczekalnia była pusta i nikogo nie było za ladą. Ginny podeszła do kontuaru i rozejrzała się. Znajdowało się tu pięć rzędów półek, a za nimi drzwi, które prawdopodobnie prowadziły na zaplecze.

- Jest tu kto? – zawołała.

Młody mężczyzna o kasztanowych włosach wyjrzał zza półek. Ginny poczuła, że trochę się rozluźnia. Wyglądało na to, że sprzedawca był gdzieś w okolicach późnej dwudziestki. Był raczej wysoki – miał przynajmniej metr osiemdziesiąt wzrostu. Te jego włosy i piegi na twarzy przypominały jej trochę jej braci.

Podszedł nerwowo do kontuaru.

- W czym mogę pomóc?

- Potrzebuję różdżki – powiedziała pewnie.

Zmierzył ją oceniającym wzrokiem.

- Mogę spytać, dlaczego pani takiej nie posiada? Ministerstwo patrzy nam teraz na ręce i sprawdzają każdą sprzedaż różdżki.

- Została mi odebrana, nie przez ministerstwo – wyjaśniła Ginny.

- Jesteś mugolaczką? – spytał różdżkarz.

- Nie – odparła chłodno Ginny. – Jeśli koniecznie musi pan to wiedzieć, jestem czystej krwi.

Gdy nadal patrzył na nią sceptycznie, przewróciła oczami i wyrecytowała wierszyk, którego nauczyła ją matka, gdy była mała.

- Orła mądrość panowała, borsuka czułość wciąż nie bladła, lwa odwaga świat uratowała, gdy węża zdrada niemal światło skradła.

Sprzedawca roześmiał się.

- W porządku. Wątpię, że jakikolwiek mugolak znałby Hymn Założycieli.

Wyciągając rękę, powiedział:

Niezamierzone KonsekwencjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz