Harry obudził się powoli. Leżał na czymś twardym. Wyciągnął rękę i dotknął podłogi. Nie był to kamień czy ziemia. Nie wiedział, na czym dokładnie leży. Ostrożnie podniósł się do siadu i rozejrzał się po dużym, pustym pomieszczeniu. Był biały, a krawędzie były spowite mgłą. Gdy zaczął się ruszać, pokój zaczął się zmieniać. Teraz wyglądał jak pokój wspólny Gryffindoru. Na ramieniu sofy leżał komplet szat. Spoglądając w dół, zobaczył, że jest nagi. Szybko zarzucił na siebie szatę i dalej rozglądał się po pomieszczeniu. Był martwy? Czy to było niebo? Dlaczego był sam?
Jęczący odgłos przykuł jego uwagę i zobaczył pod stołem, przy którym zwykle z przyjaciółmi robił zadania domowe, leżała jakaś niezidentyfikowana kreatura. Wyglądało to na okropnie zniekształcone niemowlę z podobnymi do szparek czerwonymi oczami Voldemorta. Co to jest?
- Harry.
Odwracając się, zobaczył swojego ojca chrzestnego idącego do niego.
- Syriusz! Gdzie my jesteśmy? Co się dzieje?
Syriusz uśmiechnął się do chrześniaka.
- To jest... Nie wiem, jak to dokładnie nazwać, ale to coś w stylu stacji przesiadkowej.
- Stacji przesiadkowej? - Harry spojrzał na niego, zdezorientowany. - Nie żyję, prawda? Pamiętam, że uderzyła mnie Śmiertelna Klątwa.
- No, nie do końca.
- Co masz na myśli, nie do końca? Chciałem umrzeć. Wszedłem w drogę Śmiertelnej Klątwy. - Harry zamarł. - Czekaj, skoro nie jestem martwy, to co z Ginny? Jest cała?
- Z Ginny wszystko w porządku - powiedział Syriusz, szybko rozpraszając panikę Harry'ego. Poprowadził go do sofy i usiadł obok niego. Uśmiechnął się do niego z dumą. - Harry, było dużo ludzi, którzy chcieli być tymi, którzy będą mogli z tobą porozmawiać. Jakby na to spojrzeć z innej strony, profesor Dumbledore byłby bardziej odpowiednią osobą, ale... mamy silniejszą więź, więc pozwolono mi tu przyjść.
Harry uspokoił się, gdy usłyszał, że Ginny żyje. Zmusił mózg do szukania możliwego wyjaśnienia tego, co się stało.
- Ale ta część duszy Voldemorta, która była we mnie... nie ma jej już, prawda?
- Prawda - odparł Syriusz z uśmiechem.
- Jak to możliwe? - spytał Harry.
Syriusz uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Myślę, że znasz na to odpowiedź. Pomyśl, czego się dowiedziałeś o Voldemorcie.
Harry przemyślał wszystkie wcześniejsze informacje o jego odwiecznym wrogu.
- Moja krew. Voldemort użył mojej krwi, gdy się odradzał.
- Dokładnie - odparł Syriusz. - Gdy wziął twoją krew, wziął w swoje żyły ochronę Lily. Z tego, co mówił Dumbledore, miłość Lily była tym, co cię uratowało, gdy byłeś dzieckiem. Miłość, którą czuła do ciebie twoja matka była niewiarygodnie silnym czarem. Tak silnym, że dopóki mała jego część istniała w Voldemorcie, nie mógł cię zabić.
Harry wpatrywał się w ogień, starając się wchłonąć wszystko, co powiedział mu jego ojciec chrzestny.
- Wiedziałeś o tym?
- O którą część pytasz? Nie, Harry. Nie dowiedziałem się, dopóki nie umarłem. Dumbledore trzymał to głęboko w swoim prywatnym koszyku. Nie wiedziałem nawet, co głosiła przepowiednia, dopóki... - Roześmiał się lekko. - Trochę to brzmi dziwnie, ale dopóki nie umarłem.
CZYTASZ
Niezamierzone Konsekwencje
FanficGdy Harry i Ron wpadają w kłótnię podczas poszukiwania horkruksów, Hermiona wybiega za Ronem, prowadząc do niezamierzonych konsekwencji. Nawet z najlepszymi intencjami, wszystko może pójść źle. Opowiadanie nie jest moje, tylko je udostępniam!