Harry'emu ciężko skoncentrować się na jednym z tysięcy odcinków emitowanej w telewizji telenoweli. Dezorientacja na twarzy blondyna siedzącego tuż obok, gdy wpatruje się ze skupieniem w - jak to nazywa - grające pudło jest o wiele ciekawsza. Są razem od kilku lat, były gryfon niezliczoną ilość razy tłumaczył mu różnorodne zagadnienia związane ze światem mugoli, ale zawsze znajdzie się coś, czego Draco nie rozumie i dramaty bohaterki najwyraźniej się do tego zaliczają.
W salonie jest ciepło, ale pomimo to oboje opatuleni są grubym, czerwonym kocem. Gdyby nie byli tak ściśnięci, miękka kanapa prawdopodobnie nie pomieściłaby ich obu, lecz od jakiegoś czasu jest to ich ulubione miejsce. Być może właśnie dlatego, że są zmuszeni do dzielenia tak niewielkiej przestrzeni, co wcale nie jest łatwe z długimi nogami Malfoya. W efekcie Harry czuje ciężar jego głowy na swoim ramieniu, blond kosmyki łaskoczą mu policzek. Jedyne odgłosy, które da się obecnie usłyszeć to ciche stukanie kropel deszczu o szybę i piskliwy głos aktorki dochodzący z ekranu.
- Dlaczego powiedziała do niego "kotku"? Koty to przecież piękne zwierzęta. Mugole są okropnie słabi w obelgach. Abstrahując od tego, że podobno się kochają - głos blondyna jest stłumiony, mamrocze w materiał jego swetra, marszcząc w niezrozumieniu brwi. Potter nie wie, co bawi go bardziej - to, jak wielu rzeczy jeszcze nie pojmował, czy też fakt, iż powiedział to tak jakby wyzwiska nie były w ich związku codziennością. Nie są tak ostre, jak za czasów gdy jeszcze żyli w przekonaniu o wrogości do siebie nawzajem, ale nie tak łatwo wyzbyć się starych przyzwyczajeń.
- Ona wcale nie chciała go obrazić, Draco. "Kotku" to pieszczotliwe określenie. Często się tego używa, tak samo jak innych zwierzęcych zdrobnień - tłumaczy spokojnie, bawiąc się roztrzepanymi włosami chłopaka. Po raz kolejny dziękuje sobie w myślach za pozbycie się wszystkich zapasów żelu, jakie znalazł w rzeczach ślizgona, lubi je o wiele bardziej nieulizane, kiedy może dotykać ich do woli nie otrzymując w zamian morderczego spojrzenia.
Jego słowa intrygują Malfoya na tyle, by ten oderwał w końcu wzrok od telenoweli. Wąskie wargi rozciągają się w uśmiechu, który nie wróży niczego dobrego.
- Co powiesz na szczeniaczka?
Do Harry'ego dociera, że czasem lepiej zostawić niektóre rzeczy niewyjaśnionymi, by uniknąć takich sytuacji, jak ta. Jęczy cicho, pragnąc zakopać się pod kocem, nim zdąży powiedzieć coś jeszcze.
- Macie takie same błyszczące oczy. Albo małe hipogryfy, Zabini pokazywał mi kiedyś film dokumentalny o nich. Gdy zobaczyłem jak bardzo nieporadne są ich pierwsze kroki, od razu pomyślałem o tobie. Tyle, że im po czasie przechodzi.
Ukończyli naukę w Hogwarcie trzy lata temu, ale to nie sprawiło, że Draco stał się mniej ślizgoński. Wciąż potrafił doprowadzić go do szału lepiej i szybciej niż ktokolwiek inny. Kpiący uśmieszek pozostawał taki sam, choć tyle innych rzeczy zdążyło się w nich zmienić. Dzień, w którym Złoty Chłopiec pokonał Voldemorta przyniósł ogromną ulgę i po raz pierwszy pozwolił czarodziejom na spojrzenie w przyszłość bez strachu, ale nie wymazał wszystkiego. Czarny Pan nawet po śmierci osiągnął to, czego zawsze pragnął - żałobę, tęsknotę i mroczne piętno na duszach wszystkich, którzy mieli z nim do czynienia. Długie miesiące mijały, zlewając się w mętne szarości, ale brnęli przez nią dopóki, dopóty nie ujrzeli pierwszych wyraźnych konturów. Powoli doprowadziły ich do miejsca, w którym byli dzisiaj. Pozwolili na pogrzebanie wszystkiego, co ciągnęło ich w dół, a sami wspinali się po grobie ciemnej przeszłości, aż odnaleźli w sobie coś więcej niż marionetki w grze o ocalenie świata.
Harry zapomina o ponurych myślach, gdy jak przez mgłę zaczyna docierać do niego monolog Malfoya. Ma dość w chwili, w której zostaje nazwany prosiątkiem, nawet jeżeli stanowi to zawoalowany komplement dla jego śmiechu.
- Cokolwiek powiesz, fretko. - Uśmiecha się szeroko, widząc jedynie stalowe spojrzenie i zaciśnięte usta na twarzy Draco, nim dostaje poduszką i przez chwilę ma przed oczami jedynie ciemność. Tak, to raczej nie jest ulubione wspomnienie ślizgona ze szkolnych lat. Przez kilka tygodni musiał mierzyć się z drwinami na ten temat, jak gdyby przemiana w gryzonia sama w sobie nie była wystarczająco upokarzająca. Wolał pogrzebać ten temat i przy odrobinie szczęścia o nim zapomnieć, ale Potter wydawał się świetnie bawić opisując każdy szczegół owego dnia. Kiedy kilkukrotny cios poduszką nie wystarcza, blondyn wstaje z furią w oczach. - Jako fretka byłeś milszy.
- W takim razie dziel łóżko z fretką, Potter, skoro moja skromna osoba już Ci nie wystarcza - warczy, krzyżując ramiona. Mierzy go wzrokiem, co zdaje się nie przynosić żadnego efektu, bo gryfon wciąż jest rozbawiony i kurczowo trzyma poduszkę, jakby ta mogła odeprzeć atak gniewu arystokraty.
- Oh, robię to codziennie.
To przeważa szalę goryczy i sprawia, że palce blondyna zaciskają się na różdżce. Nie wie, czy bardziej żałuje, że w ogóle zaczął ten temat czy może samego faktu obecności bruneta w swoim życiu. Pomyśleć, że mógł wygrzewać się w fotelu z stadem kotów, zamiast mierzyć z tym idiotą. Zwierzęta przynajmniej nie nazywałyby go fretkami, a jeśliby to zrobiły, łatwiej pozbyć się kota niż ludzkich zwłok.
Jedno krótkie zaklęcie i zamiast jego chłopaka na kanapie pojawia się żaba. Musi opanować śmiech i utrzymać stalową minę, nim siada, by wrócić do oglądania telenoweli, jakkolwiek słaba by nie była. Musi też przyznać, że żaby bywają niezwykle irytujące. Przynajmniej zmienił Pottera w coś, co odpowiadało jego charakterowi. Powinien być mu wdzięczny, kiedy go odmieni. O ile to zrobi.
━─┉┈◈◉◈┈┉─━
Po dwudziestu minutach i trzech nowych mężczyznach w życiu głównej bohaterki Draco zaczyna się nudzić.
To samo można powiedzieć o żabie, czy jak kto woli - Harrym, zrezygnowanym nie przynoszącym efektów rechotaniem. Blondyn obraca różdżkę w bladej dłoni, napawając się ostatnimi chwilami kojącej ciszy, po czym cofa zaklęcie.
Brunet, jak można się domyślić, wręcz ocieka złością, a jego oczy ciskają błyskawice podobne do tej, którą ma na czole.
- Masz szczęście, że wolę całować ciebie od żaby. Nawet jeżeli to sprawia, że nigdy nie zostanę księżniczką - wzdycha z cierpiętniczą miną, nawet nie patrząc na chłopaka, bo grozi to niepohamowanym parsknięciem śmiechem. Co w obecnej sytuacji może go wiele kosztować.
Dostaje poduszką w twarz, nie pierwszy i z pewnością nie ostatni raz w ich związku. Zaczyna się do tego przyzwyczajać.
- Pocałunek księżniczki zmieniał żabę w księcia, kretynie.
- Pozwól, że nie będę tego wypróbowywać.
Chwilę później wysłuchuje wiązanki wyzwisk, dostaje zakaz na oglądanie telenoweli i jest zmuszony, by uciszyć swojego gadatliwego chłopaka pocałunkiem. Do końca wieczora leżą spleceni w uścisku na zbyt ciasnej kanapie, nogi Harry'ego są między jego nogami, dłonie błądzą wszędzie, od czasu do czasu spoczywając na policzkach rozpalonych czułościami. Draco zalicza bliskie spotkanie z podłogą tylko raz, gdy nie może się powstrzymać i szepcze "hipogryfku", ale chwilę później ich twarze ponownie są blisko. Nie robią nic oprócz wpatrywania się w swoje oczy i mimo że nadal doprowadzają się do szału, nie wyobrażają sobie tej chwili z kimkolwiek innym, gdziekolwiek indziej.
╭┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈╮
to jeden z tych one-shotów, gdy
nie mam ochoty ani weny na nic
ambitniejszego niż idiotyczne 1100
słów o drarrym oglądającym telenowele
i który prawdopodobnie nigdy nie powinien
ujrzeć światła dziennego
╰┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈╯