Rozdział 18

488 54 4
                                    

Obudziłam się z okropnym bólem ręki i wszystkie wydarzenia z wczorajszego dnia pojawiły się przed moimi oczami.

Jake.

Rana na ręce.

Ashton.

To wszystko było tak przytłaczające, że nie wytrzymałam. Dotarło do mnie, że w każdej chwili mogę zginąć i wszystko potoczyło się tak szybko. W łazience znalazłam żyletkę, a reszta potoczyła się tak szybko, że nie jestem w stanie powiedzieć, dlaczego to zrobiłam, ale w tamtym momencie, gdy dowiedziałam się czegoś więcej o Parkerze, po prostu wiedziałam, że jeśli mnie dorwie, to będę błagać o szybką śmierć, ale ona nie będzie nadchodzić.

Otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą twarz Irwina. Czekaj, what? Pamiętam, że wczoraj mi pomógł, ale on ze mną spał? Co ja wczoraj odwaliłam?

- Wszystko w porządku?- Ashton wydawał się naprawdę zmartwiony

- Myślę, że tak- odpowiedziałam cicho i mogę się założyć, że w tym momencie moja twarz płonęła żywym rumieńcem. Dlaczego? No cóż, twarz Irwina znajdowała się trochę za blisko mojej twarzy. On prawie robił zeza, żeby spojrzeć mi w oczy. Dopiero, gdy znacząco odchrząknęłam, ten się 'obudził'

- Ręka bardzo boli?- podniósł się z łóżka i widząc moją nieudolną próbę oparcia się na rozciętej ręce od razu znalazł się przy mnie i pomógł wstać. Dałabym radę! Co prawda mogłoby to trwać godzinę, ale w końcu bym się dźwignęła. Niestety, każdy mój naajdrobniejszy ruch sprawiał mi niemiłosierny ból, a to w końcu była tylko ręka.

- Boli jak cholera. Jestem totalną kretynką, że się okaleczyłam. Co mi do głowy strzeliło?- chyba zaczynałam myśleć na głos, ale widząc współczujący wzrok Asha się ocknęłam i czym prędzej wzięłam jakieś czyste ubrania i zniknęłam w łazience.

Nawet tak drobne czynności, jak niesienie ubrań w tej ręce sprawiały ból. Gdy tylko spokojnie odetchnęłam w łazience zobaczyłam plamy krwi na bandażu. Świerze. Następnym razem jak tylko pomyślę o okaleczeniu się, to od razu pierdolę się kijem baseballwoym w łeb. To już bedzie mniej bolesne niż rany cięte. Co ja sobie przecięłam? Ścięgno czy jak? Chyba bez lekarza się nie obejdzie.

Jakoś dałam radę się przebrać, ale nie wytrzymałam bólu i się rozpłakałam. Po prostu się rozpłakałam. Nie miałam zamiaru nawet nakładać makijażu, bo i tak będę pół dnia siedziała i użalała się nad sobą.

- Rose, wszystko okej?- usłyszłam z zza drzwi głos Ashtona, więc wzięłam się w garść i wyszłam z łazienki- płakałaś?- znowu zaczął mi się przyglądać.

Dziwnie czułam się, gdy moje kontakty z Ashtonem, nie ograniczały się, do denerwowania siebie nawzajem, ale pamiętałam co mówiłam wczoraj. Pamiętam też co on mówił. Wiem, że przełamujemy tą naszą otoczkę zbudowaną z nienawiści i uprzedzenia do siebie nawzajem, ale czuję się dziwnie. Muszę się do tego przyzwyczaić.

- Wiesz, to serio boli- pokazałam na rękę i uśmiechnęłam się nieśmiało.

- Wszystko będzie dobrze. Dzisiaj pojedziemy do lekarza, a potem do Michaela i Kate. Muszą w końcu poznać prawdę, bo Clifford już dzisiaj dzwonił i chciał mnie zabić przez telefon- Ash trochę poprawił mi humor, ale też trochę mnie zaskoczył. Czy on chciał powiedzieć Cliffordowi prawdę? Przecież wtedy on na pweno go zabije. Ashton jakby czytając mi w myślach sprostował swoją wypowiedź.

- Powiem im, że chronię Cię przed Jeffem i Jake'iem. Powiem im wszystko oprócz tego, jak się tu znalazłaś. Dobrze wiem, jak Clifford Cię kocha- Irwin potarł się nerwowo po karku. No cóż, dobre i to. Przynajmniej Mike będzie wiedział co sie dzieje. Mam nadzieję, że nie będzie miał mi za złe tego, że to przed nim ukrywałam. Po części ukrywałam....

FreedomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz