Nareszcie. KONIEC. Trzeba przyznać, że te produkcje z którymi mieliśmy ostatnimi czasy do czynienia były dość... specyficzne i naprawdę cieszę się, że już nie muszę się z nimi więcej męczyć. Z jednym wyjątkiem.
Pierwszy raz spotkałam się z tym filmem w pokrojonej wersji, bo tak jakoś wyszło, że w Polsce wyjątkowo lubi się ciąć stare animacje Disneya. Obejrzałam zatem wówczas "Legendę o Sennej Dolinie" i muszę wam się przyznać, że bardzo mi się ona spodobała.
Nie zmieniam swojego zdania nawet teraz, bo ze wszystkich dotychczasowych produkcji z dziury czasowej pomiędzy "Bambim", a "Kopciuszkiem" ta faktycznie jest (moim skromnym zdaniem) najlepsza.
Jak wszystko inne, nie jest to jednolity film, ale zlepka dwóch trwających po około pół godziny części.
Wprowadzenie do nich jest wręcz banalne - jakiś koleś łazi po bibliotece, klasztorze, czy cholera wie czym i coś tam biadoli o tradycyjnych anglosaskich opowieściach. Zatrzymuje się przy książce "O czym szumią wierzby" i postanawia nas zabrać w magiczny świat baśni, gdzie poznajemy historię niejakiego Pana Ropucha.
Tytułowy płaz, prowadzi się bardzo rozwiąźle, od czego rosną mu długi, rachunki, pojawiają się mandaty i inne biurokratyczne wydatki. Dewastuje swoim zachowaniem świat i okolicę, aż w oko mu wpada piękny, czerwony...
Audi 80 B4 mojego taty
Wróć. To trochę nie te czasy. No, w każdym razie też chodzi o samochód.
W wyniku jego fascynacji (niekoniecznie ^tym^) cudem motoryzacji, wpada w kłopoty i ląduje w więzieniu. Po jakimś czasie okazuje się jednak, że Ropuch nie jest do końca winny i jego przyjaciele za wszelką cenę chcą to udowodnić.
Wszystko to domyka się we wcześniej wspomniane mniej więcej trzydzieści minut i muszę przyznać, że jest to bezsprzeczna zaleta.
Fabuła naprawdę trzyma się kupy i jest całkiem zwięźle zarówno zawiązana jak i poprowadzona. Oczywiście - nie ma się co spodziewać nie wiadomo jak oryginalnych motywów, ale nadal jest bardzo dobrze. Momentami akcja jest poprowadzona jednak w naprawdę zaskakujący sposób i jakkolwiek możecie się ze mnie śmiać, były tu również chwile które wbijały mnie w fotel.
Bohaterowie zresztą również są ciekawie napisani, a animacja... rewelacyjna.
Oprócz ciekawego angielskiego, nieco mrocznego klimatu, mamy do czynienia również z niezwykle pięknymi tłami.
Warto wspomnieć również o jego nieco dziecięcej konstrukcji, która czyni ten seans niezwykle przyjemnym. Na plus bezsprzecznie można zaliczyć też jego długość, która umożliwia pociągnięcie fabuły w rozsądny sposób... nie jak w poprzednich produkcjach...
Morał można z kolei wypisać w dwóch podpunktach:
1. Sprawiedliwości zawsze stanie się zadość.
2. Niektórzy ludzie nigdy się nie zmieniają...
Przejdźmy zatem do seansu drugiej części tego "tworu", czyli znanej nam chociażby przez Tima Burtona historii o Sennej Dolinie.
Akcja rozpoczyna się w chwili przybycia do schowanej na końcu świata mieściny, pewnego Bakałarza* imieniem Ichabod Crane. Jest to postać dość specyficzna, nie tylko aparycją, ale również stylem bycia. Pewnego razu nawet przedstawiciele społeczności lokalnej śpiewają o nim piosenkę, zupełnie jak w "Pięknej i Bestii".
Jest to jednocześnie człowiek bardzo poważany (zwłaszcza przez mamusie jego uczniów), który wzbudza zazdrość pewnego charyzmatycznego przywódcy tutejszej szajki... zwłaszcza jeśli chodzi o pewną damę o imieniu Katrina.
Z tej to jest dopiero Izabela Łęcka. Kokietuje każdego kto popadnie, więc nie ma się co dziwić, że od razu zawróciła Ichabodowi w głowie. Aparycją przypomina nieco Pastereczkę z "Toy Story", ale charakterek ma już zupełnie inny.
Życie w mieścinie toczy się z pozoru bardzo leniwie, aż pewnego dnia z okazji Halloween, panna Katrina wystawia przyjęcie. Impreza rozgrywa się w dość radosnej atmosferze, do czasu gdy zaszaleć postanawia drugi kandydat do ręki gospodyni i śpiewa piosenkę o szalejącym w okolicy... Jeźdźcu bez głowy.
Żadna popijawa nie może trwać wiecznie, więc kiedy Ichabod wraca do domu, spotyka wcześniej wspomnianego upiora... ale reszty wam nie będę spojlerować, gdyż jest to naprawdę coś co warto obejrzeć samemu. Osobiście uznaję tę część za naprawdę świetny horrorek, poprowadzony w słodko-kreskówkowy, ale również niespodziewany i przerażający sposób.
Nie wspominając już o tym legendarnym śmiechu Jeźdźca...
Całości klimatu dodaje także niesamowita animacja. Chociaż technicznie nie jest to niebywale wartościowe dzieło, to atmosfera jaką tutaj uzyskano jest obłędnie świetna. Efekty dźwiękowe są swoją drogą nieziemsko wybitnie dobrane. Nie ma się co tutaj specjalnie rozwodzić z osobna nad muzyką samą w sobie, lecz właśnie odgłosy lasu, kopyt, (śmiechu) robią tutaj największą robotę.
Przyznaję, że bawiłam się przednio. "Przygody Ichaboda i Pana Ropucha" okazały się aż nadto nowoczesnym filmem, którego seans sprawił mi niezwykłą przyjemność. Oczywiście ma on swoje wady, jak na przykład sama jego konstrukcja i nieporadne zlepienie w całość. Nie zmienia to jednak faktu, że oba jego składniki zestarzały się bardzo ładnie. Całość otrzymuje ode mnie bardzo wysokie 8/10 i nie ukrywam - w tym przypadku jest to wyjątkowo subiektywna opinia. Mimo wszystko zachęcam was to zapoznania się z całością (aczkolwiek najbardziej z "Legendą o Sennej Dolinie") bo jest to bezsprzecznie interesujące zjawisko.
*Według sjp jest to stare określenie na nauczyciela.
CZYTASZ
Disney według Echi
AcakOto książka w której będziecie mogli przeczytać moje subiektywne "recenzje" filmów animowanych od wytwórni Walta Disneya :) Ponieważ nie mam żadnego wykształcenia w kierunku filmowym, spodziewajcie się opowieści bardzo "okiem widza". Liczę na waszą...