35. Po prostu... nie mówmy jej nic.

574 20 0
                                    

Ewelina

Powoli zaczyna mnie denerwować głupi uśmiech Zuzki, skierowany w moją stronę. Jeśli myśli, że go nie widzę, bo siedzę do niej tyłem, to jest w błędzie. Przecież mam na ścianie naklejone wielkie lustro, gdzie wyraźnie ją widzę.

Z głośnym westchnięciem, zamknęłam zeszyt i w chwili, gdy pakowałam się już na jutro do szkoły, weszła mama z dziwną miną.

  - Co robisz?
  - Skończyłam odrabiać lekcje, a co?
  - Chodź. - uśmiechnęła się. - Musisz coś zobaczyć.

Moja mamusia, do wyrośniętych ludzi nie należy, dlatego wchodząc za nią do jej pokoju, od razu dostrzegam uśmiechniętego bruneta, który wygląda bosko, w białej koszuli ze stójką i czarnych spodniach, trzymając w ręku mały bukiet czerwonych róż i jedną białą.

  - Hej... - podchodzę do niego i daję mu krótkiego buziaka, z czego nie jest zadowolony, ale nie protestuje. - ...mówiłeś, że się spóźnisz.
  - Udało mi się... już wszystko załatwić. - spojrzał na moich rodziców z błyskiem w oku. - Proszę.
  - Dziękuję... ale wiesz, że kwiaty dane bez okazji, są bardzo podejrzane? - uśmiechnął się, kręcąc lekko głową.
  - Jest okazja. - mówi tata. 
  - Jaka?
  - Jakby Ci to powiedzieć, córcia... - drapie się po głowie. - ...zostałaś sprzedana! - zaśmiał się.
  - Co? - z uśmiechem podniosłam brew, a wtedy tata zrobił krok w bok, pokazując mi stolik.

Jestem w takim szoku, że nie od razu dociera do mnie to, co na nim stoi. Jak zaczarowana, podchodzę do stoliczka i gdy ukucnęłam, z zachwytem przyglądam się każdej jednej rzeczy. 

• Czarna róża, a nawet bukiet, stoi już w wazonie.
• Złote jabłko, a nawet 5 sztuk, leżą w koszyku.
• Skrzynia skarbów, jest wypełniona po brzegi czekoladkami, w kształcie monet.
• Gwiazdka z nieba, to pięknie świecący się czubek, na choinkę.
• Łabędź, czyli piękna szklana, jak nie kryształowa figura, dwóch przytulających się łabędzi.
• A tuż obok, stoi ogromna butelka whisky.

O Bożenko...
On to wszystko znalazł!
Ba! On to przywiózł tutaj, dla moich rodziców.

  - Co to wszystko ma znaczyć? - pytam, wstając z kucków i starając się choć trochę, ukryć uśmiech. 
  - To, że potrafię zrobić wszystko, by Cię zdobyć i że mam wobec ciebie poważne zamiary. Kocham Cię, śliczna pyskolino i każdy dzień bez Ciebie, jest szary, nudny i nieciekawy. Potrzebuję Cię... cały czas. - podeszłam do niego i przytuliłam.
  - Adam... przecież jesteśmy razem.
  - Owszem... ale osobno. Ja mam pracę, ty masz szkołę, przyjdzie taki tydzień, że będziemy się mijać, a ja już dosyć czasu... byłem z dala od Ciebie. Dlatego chcę zapytać twoich rodziców, czy pozwolą mi zabierać Cię, do siebie na noc.
  - Jak często? - pyta tata, już teraz całkiem poważny.
  - Najlepiej, jakby ze mną zamieszkała, ale zdaję sobie sprawę, że to niemożliwe. - wstrzymałam oddech.

Chyba oszalałam, ale mogę już teraz się spakować, choć nie ukrywam, że mam pewne wątpliwości.

  - Adam... rozumiemy, że jesteście zakochani, ale Ewelinka ma dopiero 16 lat. Nie możemy pozwolić jej na wyprowadzenie się z domu. Jesteśmy za nią odpowiedzialni.
  - Załóżmy, że się zgodzimy... jak by to miało wyglądać? - pyta tata.
  - Chciałbym zabierać ją do siebie, od czwartku, kiedy jestem na porannej zmianie i żeby była u mnie, aż do następnej niedzieli.
  - Mam rozumieć, że ma u ciebie mieszkać większość dni w miesiącu? - dopytuje.
  - Na to wychodzi.
  - Naprawdę nie możecie spotykać się codziennie po szkole?
  - No nie bardzo, mamuś. - wtrąciłam się. - Gdy Adam będzie pracował na drugą zmianę, mogłabym po szkole jechać od razu do niego. Tam odrobiałabym lekcje i się uczyła, a później czekałabym na niego. Rano odwoziłby mnie do szkoły. - czuję, jak pieszczotliwie ściska moją rękę.

Moje Grube Życie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz