Prolog (chyba)

2 0 0
                                    

Obudziłam się w klatce. Znowu. Zawsze po sesji zabierali mnie tu. Nie do mojej klatki ale do tej. ,,Po szpitalnej" klatki.
Wstałam i rozejrzałam się. Wokół tylko ja, Kylo, Cora i dwie Łapy u wejścia pilnujące nas. Łapy zawsze pilnują nas po sesjach.
Właśnie obudziła się Cora.
- Cora, boli nadal???- spytałam najciszszym szeptem jaki potrafiłam wydobyć z gardła.
- Tak. Niestety nie tylko miejsce gdzie wprowadzili Antidotum. - pomasowała się łapką po głowie.
Antidotum. Środek (w sumie ciecz) którą podawano na by wywołać mutacje różnego typu. Ciecz różnie wyglądała. Czasami była gęstsza , czasami miała inny kolor (w sumie to praktycznie zawsze), ale zawsze była świetlista ,a po wstrzyknięciu jej do żyły bolało niemiłosiernie.
- Lori, a ty jak? - Cora zapytała mnie z wyraźną troską. Czy coś zmieniło się w moim wyglądzie? Wzrok mojej przyjaciółki zdawał się mnie przeszywać na wskroś.
Już chciałam odpowiedź ,gdy moje oczy zarejestrowały ruch. To jeden z Łap podniósł się i ruszył w naszą stronę. Cora i ja skurczyłyśmy się w swoich klatkach. Masywna sylwetka Łapa przewyższała nas o kilka stopni. Zatrzymał się warknoł i odszedł. Na szczęście.
I wtedy spojrzałam na Kylo. Zmroziło mnie. Wiedziałam. To było widać po jego oczach. Jego proces dobiegł końca.
Zamknęłam oczy. Widziałam tylko ciemność i czułam tylko chłód. Przejmujący ,sopelkowy lód sięgający mojego serca. I ciemność.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 05, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

KLATKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz