9

3.5K 162 4
                                    

Step
- witaj, kochanie. - odzywam się, opierając o futrynę drzwi. Patrzę się na przypiętą dziewczynę do łóżka, która sztywnieje i powoli odwraca głowę w moją stronę.
- ty...
- ja. - przyznaje jej rację. - jak się czujesz? - pytam.
- skoro mnie tu trzymasz, to i tak cię nie obchodzi. - warknęła.
- skarbie, co taka ostra? W ten sposób sprawiasz, że jeszcze, bardziej mnie kręcisz. - mówię uwodzicielsko.
- wypuść mnie psychopato! - krzyknęła, szarpiąc kajdanami.
- oj spokojnie. Teraz, to cię nie wypuszczę, wiedząc, że lwica ma pazurki.
- jesteś idiotą. - stwierdza spokojnie. - ale i tak cię nie nawidzę! - krzyknęła. Ugh, co za baba.
- uspokój się do cholery - warczę.
- to mnie wypuść.
- nie. Teraz należysz do mnie.
- chyba śnisz. Nigdy w życiu.
- ja śnie, tylko o jednym z tobą, od kąt cię zobaczyłem.
- to musi ci wystarczyć rączka i dzięki, a ja ją nie jestem. - uśmiecha się ironicznie.
- auć. To bolało. - udaję, że łapie się za serce i podchodzę bliżej.
- nie podchodź, a jeśli już to mnie wypuść.
- do póki jesteś nadpobudliwa, nie ma mowy. Nie dasz choć buzi, na przywitanie?
- tobie? - zaśmiała się. - wolała już bym pocałować goryla.
- ostatnio byłaś do tego skłonna. - mówię i patrzę na jej reakcję. W tym towarzyszy mi uśmiech, na to miłe wspomnienie. Cała sztywnieje, a więc pamięta. Zołza, oszukała mnie.
- byłam pijana i żałuję tego. - przebiegła. Zacisnąłem pięści, i wyszedłem, z pokoju trzaskając drzwiami. Powiedzenie mi, że żałuje, to jak powiedzenie mi, że byłem kiepski w secie, ale to nie możliwe. Wchodzę schodami na dół i idę do salonu. Za dwa dni przyjdą, w końcu wyniki badań. Ciekaw jestem jak wyjdą. Z jednej strony, trochę się boję. Ugh. Zachowuje się jak pizda. Nigdy się nie boje, po prostu się denerwuję. Tak to dobre określenie. Siadam na kanapie obok Enzo i Lenki.
- co tam?
- a nic mi nie mów. To będzie trudniejsze, niż myślałem. - westchnołem.
- słyszałem. - on perfidnie się, ze mnie śmieje. - nie mogłeś, znaleźć sobie, takiej, która od razu by ci dała i nie protestowała?
- Nie, nie mogłem. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby. - Lenka jadła? - zmieniam temat.
- jakieś dziesięć minut temu. Wyprzedzając twoje pytanie, tak jest przewinięta.
- to dobrze. Jak dałeś radę, sam w klubie przez te kilka dni?
- pewnie, nie działo się nic ciekawego. No właśnie, kiedy złożymy im wizytę?
- komu?
- no temu, który napadł na klub.
- aaa to. Tym zajął się mój ojciec podczas, kiedy byłem w Nowym Jorku. - mówię.
- chyba, że. - mówi.

Paula
On pamięta. Pamięta, ten cholerny pocałunek, a najgorsze jest to, że zdradziłam to, że ja też pamiętam. W cholerę, to wszystko wzięło. Nie dało się ukryć, jak zesztywniałam, a on to zauważył. Wkurzona wydarłam się.
- kretyn. - warknełam. Co ja teraz zrobię? Gorzej trafić nie mogłam. Kim do chuja on jest, skoro mnie porwał. Mam nadzieję, że nie ma powiązań z żadną mafią.
- wracaj! - krzyknęłam w nadziei, że wróci. Niestety, nie pojawił.
- co tak krzyczysz? - znów pojawił się w drzwiach.
- wypuść mnie. - warczę.
- dobra, najpierw sobie coś wyjaśnimy. - mówi i zamyka drzwi na klucz i o matko! Wrzucił go sobie w spodnie. - tak na wszelki wypadek, gdyby coś ci przyszło do głowy. - ma na twarzy ten swój uśmieszek. - za nim cię odepnę, powiem ci moje warunki. Po pierwsze, nie uciekasz i nie krzyczysz, bo cię zaknebluje. Nie mam zamiaru cię więzić i pozwolę ci przemieszczać się po domu, a także opuszczać mury domu i jeśli chcesz iść na zakupy. Proszę bardzo, ale jak spróbujesz uciekać nie będę taki miły.
- co masz na myśli? - pytam.
- twoja córka. - te dwa słowa sprawiły, że miałam ochotę go rozszarpać.
- o czym ty...
- o tym, że nie zobaczysz córki, albo coś jej zrobię. Z resztą i tak cię znajdę. - odpina mi ręce i nogi. Wstaję z łóżka i staję twarzą w twarz. Nim zdąży zareagować, jego twarz idzie w bok. No, nauczy się, że ze mną się nie zadziera. Spojrzał w moją stronę zszokowany a następnie rzucił się w moją stronę i moje ręce przytrzymał za moimi plecami.
- to boli. - jęknełam, bo na prawdę mnie bolało.
- to, nie waż się mnie bić, do jasnej cholery. - syczy przez zęby. - inaczej, przełoże cię przez kolano i wleje, aż do czerwoności. - szepcze do mojego ucha. - zrozumiałaś? Czy mam powtórzyć? - dodaje.
- zrozumiałam. - mówię potulnie.
- to dobrze. Chcesz się zobaczyć z córką?
- pozwolisz mi? - zapytałam się z nadzieją.
- pewnie. Chodź, ale masz być posłuszna. - mówi stojąc przy drzwiach. Kiwa do mnie, bym podeszła, co robię i otwiera drzwi. Wychodzimy z pokoju. Rozglądam się. Korytarz jest utrzymany w ciemnych kolorach a na środku ułożony czerwony dywan niczym z filmu o jakieś pieprzonej mafii. Idziemy labiryntem korytarzy mijając wcześniej kogoś ze służby Stepa i zatrzymujemy się przed jakimiś drzwiami. Wchodzimy do środka, a moim oczom ukazuje się dużej wielkości pokój niczym z bajki o księżniczce. Dotarło do mnie, że ja bym jej takiego nie dała.
- jest w łóżeczku. - słyszę. Podchodzę do łóżeczka i zaglądam do środka. Moim oczom ukazuje się śpiąca dziewczynka. Dotykam jej policzka uśmiechając się. Może Step, nie ma złych zamiarów. W końcu dzieci, czują jak ktoś jest zły, i nie lubią takich ludzi, a ona śpi sobie spokojnie i beztrosko. Co ty, kobieto do chuja, gadasz?! On cię porwał, więc na pewno ma, złe zamiary.
- nie mam złych zamiarów. - słyszę i odwracam się w stronę drzwi, skąd słychać głos.
- to byś mnie nie porwał.
- to, nie tak...
- a jak? - wciąż pytam spokojnie.
- może kiedyś zrozumiesz?
- kiedy? Jak ci się, znudze i mnie zostawisz? Tak jak inne? Nie zamierzam być, kolejną naiwną. - wyrzucam z siebie.

Step
Ona myśli, że ja ją chcę rozkochać i zostawić. Przecież to absurd. Szkoda, że ma mnie za takiego, jakim nie jestem.
- okej. - mówię i wychodzę zamykając drzwi za sobą. Szybko kieruję się schodami w dół i od razu do drzwi wyjściowych.
- stary.
- co? - odwracam się.
- dzisiaj wieczorem będziesz w klubie?
- teraz idę.
- okej, to na biurku będziesz miał teczkę. Musisz podpisać w niej papiery i przeglądnąć. Obok leży druga teczka, z papierami i dokumentami Pauli. - mówi.
- ta. - trzaskam drzwiami. Wsiadam do samochodu i uruchamiam silnik. Wyjeżdzam z posesji domu i wyjeżdzam na ulice kierując się w stronę miasta.  Jadę z niewyobrażającą prędkościa, a mimo to cały czas nie zwalniam. Jestem wkurwiony, nie wiem jak ona mogła pomyśleć o mnie w taki sposób. Może i jestem dupkiem, ale zawsze starałem się nie rozkochiwać w sobie dziewczyn i nie zamierzam. Byłem już zakochany, ale to było raz. Powiedziałem sobie, że nigdy więcej, tego nie zrobię.  Zatrzymuję pod klubem i witam z ochronirzem. Przechodzę między, jakby to powiedzieć pracownikami. Od paru dni jest tu w dzień dom publiczny a w nocy od dwudziestej klub ze striptizem. Wtedy jedynie jaki sex można uprawiać to w kibelku i żadną z naszych dziewczyn. Nikt nie może chodzić wtedy do pokoji. To jest zakazane.  Wchodzę do biura i siadam. Sprawdzam Książkę zażaleń i kiedy nie widzę nic nie pokojącego, zamykam ją i odkładam na bok.  Usłyszałem dzwoniący telefon, który zaraz odebrałem.
 - Słucham?
- co tak oficjalnie?
- siostrzyczko. Nie nic, nie spojrzałem na to, kto dzwonił.
- no nic. Dzwonię, bo chcę cię powiadomić o tym, że w następnym tygodniu jst dziesiąta rocznica ślubu mojego z Anastazy'm i robimy przyjęcie. Wpadniesz z Paulą i mała?
- jak mogłoby mnie nie być? W brata nie wierzysz?
- czyli mam cię wpisać na liste gości? Znaczy całą trójkę.
- oczywiście.
- okej, a co teraz poabiasz?
- siedzę w klubie i pracuję.
- nie przeszkadzam ci?
- na razie nie.
- na razie.  - słyszę śmiech.
- dokładnie, a ty co robisz? - pytam.
- karmię Antona i postanowiłam, że zadzwonię.
- aha, a Anastazy i dzieciaki?
- siedzą w basenie. Wyciągneli go, a ja mam chwilę spokoju. Nigdy nie zgotuj kobieie takiego piekła jakim jest mieć tyle dzieci. Za mnie na przykład zdecydował Anastazy a ja nie miałam nic do gadania.
- zdecydował, bo ty byś się nie zgodziła na tyle dzieci, a poza tym jest gangsterem i jest jak ojciec. Uważa, że może wszystko.
- dokładnie.
- doba sis muszę kończyć. Pozdrów resztę.
- no dobrze, to pa.
- pa. - żegnam się i rozłączam. Odkładam komórkę i słyszę stukanie w drzwi.
- proszę. - do pomieszczenia wchodzi Nina, menadżerka. Kobieta ma okolo czterdzieści pięć lat, a wygląda jakby miała trzydzieści. Wysoka i elegancka kobieta. Bez dzietna i bez męża. Jest już dwa lata, po rozodzie.  - coś się stało?
- jedna dziewczyn się zle czuje.
- dobrze. Choćmy. - wstaje z za biurka i razem z Niną wychodzimy i zamykam biuro na klucz. Idziemy długim i ciemnym korytarzem w strone pokoju jednej z dziewczyn. - poczekaj tu, wejdę i spradze, co jej jest. - wchodzę do środka, a moim oczom ukazuje się pokój z dużym łóżkiem. Po  lewo znajduje się nie wielka szafa, na ubrania. - co się stało Estera? - klęczę przed dziewczyną trzymającą się za brzuch i zgientą w pół.
- brzuch mnie strasznie boli.
- masz miesiączkę? - pytam, bo jeśli, to jest przyczyna wezwania mnie, to nie wiem, co im zrobię.
- Właśnie nie. Nigdy nie miałam takiego bólu brzucha, nawet podczas miesiączki.
- Nina.. - wzdycham. - przynieś jej nomane ciuchy i jezdzcie do lekarza. - wstaje i mówię.
- dobrze, idę po jej ciuchy i idziemy. - mówi i znika. kiedy wraca, ja wychodzę. Wracam do gabinetu, zasiadam na fotelu i słyszę dzwonek telefonu. Co znowy?
- halo?
- panie Lawrence, panienka Paula straciła przytomność. - usłyszałem spanikowany głos Paolo.
- ale jak to się kurwa stało?! - krzyknąłem do słuchawki.
- uderzyła się w szafkę, a pózniej zaczęła się źle czuć. Po godzinie straciła przytomność. Zabrała ją karetka.
- w którym szpitalu jesteście? - zapytałem spanikowany.
-  West Hills Hospital & Medical Center.   
- zaraz będę. - mówię szybko i się rozłączam. Wychodzę z biura i opuszczam szybko lokal. Wsiadam do samochodu i jadę szybko w stronę wcześniej pdanego szpitala. Dobrze, że tam pracuje znajomy taty. Dużo pomaga w Mafii ojca. Zatrzymuje się przed szpitalem nie daleko West Hills. Wbiegam do szpitala i mijam wszystkich ludzi. No staram się. Podbiegam do recepcji, gdzie stoi sztarsza kobieta.
- przywieziono tu moją narzeczoną Paula Salvatore.
- tak, w tej chwili jest operowana...

Mafia Game Tom lll •ZAKOŃCZONE•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz