Pov. Hubert
Otworzyłem oczy. Nademną była twarz karola. Panikował. Mrugnołem jeden raz... Drugi...
Spojrzał na moją czerwoną twarz. Momentalnie jak wizja mi się poprawiła, poczułem pieczenie na ciele. Ale takie pieczenie które mnie nie pali.. Takie szczypanie z mrowieniem... I raczej zimne.
-Hubert!!!
-Eh..?
Moja głowa leżała na jego kolanach, moje ciało było przykryte kocem. Jechaliśmy w samochodzie, nie wiem kto prowadził, ale był to zamochód bazy. Mój pendzel był przesiąknięty, a ubrania już lekko wyschnięte.
-Chłopaki, już jesteśmy.
Zkądś znam ten głos... Jednak nie mogłem go rozpoznać. Zemdlałem ponownie.
-Wcześniej-
Pędziliśmy pod wiatr. Jednak mi to nie przeszkadzało. Zauważyłem że tafla jest trozhę zbyt przeźroczysta. Karol mnie wyprzedził. Byłem trochę zmęczony. Pod chłopakiem jednak zauważyłem pęknięcia. Od razu wystraszony dorównałem mu i złapałem za ramię. Zepchnełem go do tyłu, jak najdalej mogłem. Po chwili nie miałem stałego gruntu pod sobą, a z tym przyszło zimno na całe ciało. Zdrętwiałem przerażony. Nie mogłem się ruszyć... Tak zimno... Tak ciemno...
-Teraz-
Pov. Karol
Byliśmy już w bazie. Położyłem nieprzytomnego Huberta na kanapie i owinołem go kolejnym kocem. Był cały czerwony ale jednak zimny. Po karetke ni zadzwonić bo policja by się przyczepiła.
-Karol..?
Usłyszałem głos Huberta
-Ciepło ci??!
------------------------------------------------------
Pierwsze co palnoł to "ciepło ci??!" xDD
Takie na odwal się bo nie mam za bardzo weny.
205 słów. Bardzo mało. Byście nie uznali że umarłam.