Hej, wrzucam dzisiaj kolejną część Białej Sowy. Mam nadzieję, że jest ok, akcja już trochę się rozkręca.
I BŁAGAMMM zostawcie po sobie jakiś ślad w postaci gwiazdki lub komentarz. To mega motywuje do dalszego pisania. Jeśli macie jakieś uwagi lub porady to też możecie je napisać. Z góry dziękuję i życzę miłego czytania. A teraz lecimy z opowieścią:
Opadłam na łóżko w pokoju i spróbowałam się uspokoić. Jednk po chwili po moich policzkach popłynęły gorące łzy, mocząc świeżą pościel w serduszka.
Nie chcę zostawiać mojego dotychczasowego życia i znajomych!
Myślałam gorączkowo jak to odkręcić, ale nie wpadło mi do głowy żadne rozwiązanie.
W końcu jakoś się ogarnęłam i napisałam do przyjaciółki:Olivia do Caitlin:
Hej, sama nie wierzę, że to pisze ale zmieniam szkołę. Tak bardzo nie chce cię zostawiać😭 Moja matka uparła się żeby przepisać mnie do jakiegoś cholernego internatu!
Przeprowadzam się tam już jutro.
Obiecuję, że będziemy się spotykać najczęściej jak będę mogła.
Buziaki Liv♡Był już późny wieczór, a raczej noc.
Leżałam w łóżku i pozwoliłam myślom swobodnie przepływać przez moją głowę. Coraz bardziej martwiło mnie to, że Caitlin nic nie odpisała. Od początku naszej znajomości miałyśmy w zwyczaju wieczorne esemesowanie, a przecież z randki powinna już dawno wrócić...
A jeśli się obraziła? - w mojej głowie zakiełkowała ta straszna myśl.
Poczułam jak żołądek mi się ściska, a oczy pieką.Nie Liv! Nie będziesz już płakać, przecież to nie koniec świata. Mamy jeszcze esemesy i możemy spotykać się w weekendy. Jakoś to będzie.
To były moje ostatnie myśli nim zasnęłam.
"Stałam chyba w jakiejś ciemnej komnacie, nie byłam pewna przez mrok panujący w pomieszczeniu.
Na ścianach były zawieszone pochodnie, które rzucały tajemniczy blask na kamienne ściany.
Jak zwykle przyglądała mi się sowa.
Nagle poczułam szarpnięcie, znalazłam się pod ogromnym labiryntem. Tym, który śnił mi się ostatnio. Sowa podfrunęła do mnie i usiadła na moim ramieniu. W miejscu gdzie jej łapki dotykały mojej skóry czułam przyjemne ciepło. Cały strach mnie opuścił, ptak pochylił główkę, a z jego szyi powoli zsunął się klucz i wylądował w mojej dłoni. Z zachwytu wryrał mnie odgłos strzałów. Sowa odleciała spłoszona, ale sen się nie skończył. Otoczyła mnie mgła, tak gęsta, że nie widziałam nawet własnej ręki. Nagle usłyszałam krzyki, mnóstwo krzyków - brzmiały jakby pochodziły z innego świata. Otoczyły mnie jak bezbronne zwierzę, którym w pewnym sęsie byłam. Zatkałam uszy rękami i upadłam na kolana. Na trawie dostrzegłam coś czerwonego, z przerażeniem odkryłam, że to krew. Już miałam wstać, lecz poczułam uderzenie z tyłu głowy. Raptem wszystko zniknęło, krzyki ustały, a mnie otoczyła kojąca ciemność."Powoli otworzyłam oczy. Najpierw zobaczyłam moj szary, puchaty dywan a później zasyfione biurko.
Uff... To był tylko sen, a ja leżałam bezpieczna w łóżku.
Odetchnęłam z ulgą. Zegar wskazywał 6:05, więc miałam jeszcze trochę czasu dla siebie. Podniosłam się do pozycji siedzącej i otarłam pot z czoła.
Pod koszulką poczułam dziwne ciepło, spojrzałam na klatkę piersiową.
Na mojej szyi wisiał klucz ze snu! Byłam w takim szoku, że chyba przez minutę siedziałam z otwartą paszczą gapiąc się w przedmiot. Teraz miałam przynajmniej okazję lepiej przyjrzeć się podarunkowi od sowy. Był złoty i nieduży, jednak dało się od niego wyczuć jakąś elektryzującą energię.
Wstałam z łóżka, przebrałam się, a włosy zaplotłam w luźny warkocz. Klucz schowałam pod t-shirtem z logiem The Rolling Stones. Na początku chciałam go od razu pokazać babci, ale stwierdziłam, że nie chce jej budzić. Najwyżej skontaktuję się z nią przez szklaną kulę.
Zeszłam powoli na dół i zabrałam się za robienie śniadania. Szczerze mówiąc wcale nie byłam głodna, ale musiałam czym zająć myśli. Ten sen był straszny, a najgorsze jest to, że mógł okazać sie prawdą. Usłyszałam kroki na schodach i po chwili do kuchni zeszła moja mama. Popatrzyła na mnie zaspanym wzrokiem.- O, już wstałaś - powiedziała.
- Nie mogłam spać. Chcesz jajecznicę?
- Tak, dzięki.
No normalnie nie wierzę! To była nasza pierwsza normalna rozmowa od dawna. Nie wiem czy się cieszyć czy płakać.
Przy śniadaniu sprawdziłam jeszcze telefon, ale skrzynka była pusta, zero wiadomości lub połączeń...*pół godziny później*
- Chodź! Musimy jechać.
Powiedziałam, że będziemy na miejscu o 8:30 - moja rodzicielka stała już ubrana w drzwiach.
- Idę!
Pobiegłam szybko do pokoju żeby wziąść walizkę.O dziwo droga mi się nie dłużyła, rzekłabym nawet, że była bardzo przyjemna. Widoki za oknem mnie uspakajały. Krajobraz powoli się zmieniał, teraz zamiast domów mijałyśmy pola i gęste lasy. Gdy droga stała się kręta i wyboista, wiedziałam, że jesteśmy już na miejscu. Gdy przejechałyśmy przez wysoką, czarną bramę moim oczom ukazał się wielki, stary budynek, trochę jakby pałacyk. W oknach wisiały czerwone zasłony, a do drzwi wejściowych prowadziła żwirowa ścieżka. Dookoła był wspaniały ogród, a na jego zboczu wielki.... LABIRYNT! I to dokładnie taki, jak ten ze snu. Krew zmroziła mi się w żyłach, poczułam jak serce mocno wali w klatce piersiowej. Cały mój dotychczasowy spokój wyparował.
Mama zaparkowała koło dużego klonu i wysiada z auta. Na trzęsących nogach poszłam w jej ślady.Nie chciałam tu być, chciałam zaszyć się pod kołdrą w moim pokoju i już nigdy stamtąd nie wychodzić.
Mama zastukała zardzewiałą kołatką w drzwi. Nie było już odwrotu.
Otworzyła nam wysoka i szczupła kobieta z krótko ostrzyżonymi, brązowymi włosami. Na nosie miała okulary, a ubrana była w zielony żakiet i czarną spódnicę. Domyśliłam się że to Panna Green. Na nasz widok uśmiechnęła się promiennie.- Witamy w Académie des sorts Panno Collins.
CZYTASZ
☆Biała Sowa☆
FantasiaWszystko zaczęło się kiedy miałam 5 lat. Tajemniczy sen i latające filiżanki stały się moją codziennością. Już wtedy wiedziałam, że coś jest ze mną nie tak. Nazywam się Olivia Collins i jestem czarownicą. !UWAGA! W książce mogą się pojawić przekleńs...