Różowe Goździki

40 4 2
                                    

Thea Maxwell była wyraźnie przybita. Ten tydzień wymęczył ją doszczętnie. Każdego dnia jej klasa był zasypywana górą kartkówek i referatów. Do tego dochodziły obowiązki domowe i BUM! Nieszczęście gotowe. Jednak dziewczyna na pewno nie dała się zwariować. Była przecież tą wygadaną blondyną, która w każdej sytuacji potrafiła odpyskować, niezależnie od tego z kim rozmawiała. Zawsze można poprosić ją o pomoc lub radę, a ona rzuca wszystko, byś ty nie musiał się męczyć. A przy tym z jej twarzy nigdy nie schodził uśmiech. Istny wulkan energii. Żywe srebro. Tak powiedziałby każdy postronny obserwator. Niestety prawda była zgoła inna.

***


Wycieńczona blondynka pochyliła się nad sedesem. Z niemym jękiem sięgnęła w stronę swoich ust i wyjęła z nich kolejny różowy płatek. Źródło jej cierpień. Bolesna świadomość tego, że umiera.

Raz w akcie desperacji zajrzała do Internetu, poszukując odpowiedzi. I je znalazła. Cały blog o ludziach z podobną przypadłością. W przypływie odwagi przeczytała wszystkie ich świadectwa. Były najróżniejsze. Niektórzy umierali, dusząc się własną miłością, inni pozbywali się jej, a nieliczni się nią cieszyli. I to ją dobijało. Pewność, że albo o tym zapomni, albo... umrze. Trzeciej opcji nawet nie brała pod uwagę. Była nierealna. To tylko przyjaźń i upewniała się o tym na każdym kroku. Słone łzy popłynęły po jej policzkach. Nawet nie wiedziała, ile czasu jej zostało. Kilka dni? Miesięcy? A może lat? Mogła tylko zgadywać. Ale przecież miała tyle planów, chciała zostać lekarzem i pomagać ludziom. Chciała wyjechać do Europy. Chciała przygarnąć jakiegoś psiaka ze schroniska. Chciała żyć. Ale nie mogła. Bo przecież czym jest życie bez miłości? W takim wypadku jedynym możliwym wyjściem była śmierć. Śmierć z miłości. Pewnie wielu wydawała się romantyczna, jednak dla Thei była po prostu smutna. Umierasz, bo osoba, którą kochasz, nie czuje tego samego.

Nagle w łazience rozległo się pukanie.

— Ti, wszystko okej? Siedzisz tam już dobre dwadzieścia minut. — rozległ się głos Damiena, jej przyjaciela i jednocześnie powodu jej upadku. I tak musiała to w końcu przyznać. Zakochała się w swoim najlepszym przyjacielu. Niemal bracie.
Na tę myśl po jej policzkach przetoczyła się nowa fala łez.

— Nic nie jest w porządku — wychlipała.

Po tych słowach chłopak bez zawahania pachnął drzwi do pomieszczenia. W tym momencie blondynką wstrząsnęły kolejne torsje. Natychmiast odwróciła się w stronę sedesu i zaczęła wyrzucać z siebie płatki pomieszanie z krwią i lepkim nektarem. Niektóre z nich plamiły białe kafelki, przyozdabiając je szkarłatem krwi. Zaszokowany chłopak stał w progu i wpatrywał się w dziewczynę zmieszany. Od pewnego czasu wiedział, że z jego przyjaciółką coś jest nie tak, jednak stwierdził, że poczeka aż Thea sama mu o wszystkim opowie. Był cierpliwy, ale teraz miarka się przebrała. Mógł zrozumieć wiele, lecz to, że ktoś mu bliski wymiotuje płatkami, nie było normalne i musiał dowiedzieć się, o co chodziło. Powoli podszedł w stronę łkającej cicho dziewczyny i otoczył ją troskliwie ramionami. Na początku dziewczyna zaskoczona zachowaniem Damiena nie poruszyła się ani o milimetr. Zaraz potem się rozluźniła i wtuliła w czarnowłosego z ufnością. Siedząc w mocnym uścisku, wylewała z siebie wszystkie żale i smutki. Bo to nie był czas na słowa, teraz królowały gesty.

Minęło kilka chwil, zanim blondynka była na tyle spokojna, że dało się z nią załapać jakiś kontakt. Oczywiście w międzyczasie przemoczyła brunetowi koszulę. Jednakże nie przeszkadzało mu to, wręcz przeciwnie, w duchu cieszył się, że Thea w końcu się rozluźniła. Chłopak powoli podniósł ją do pionu, po czym powoli poprowadził w stronę pokoju dziewczyny. Pomieszczenie było utrzymane w jasnych kolorach. Jedynym całkowicie ciemnym elementem było łóżko, na którym oboje usiedli, opierając się plecami o ścianę. Damien wbił w swoją towarzyszkę wyczekujące spojrzenie, zachęcając ją do zabrania głosu.

— Ja umieram — zaczęła. — Po prostu umieram.

— Ale jak to? Nie rozumiem. To rak? Albo guz mózgu? — panikował chłopak.

—Nie, idioto! — wybuchnęła dziewczyna. — Umieram, bo w moich płucach wyrosły cholerne goździki. Umieram, bo masz mnie tylko za przyjaciółkę. Umieram, bo... — przerwała na moment. — Bo cię kocham. I wiem, że ty tego nie odwzajemnisz — wyszeptała.

Chłopak zdębiał. Nie docierało do niego, że jego najlepsza przyjaciółka wyznała mu miłość. A Thea, widząc jego reakcję, powoli wstała i ruszyła w stronę wyjścia. Nagle poczuła mocny uścisk na nadgarstku. Nawet nie zdążyła pisnąć, a już była pociągnięta w jego stronę. Damien przycisnął ją do siebie i wtulił twarz we włosy, zaciągając się ich zapachem.

— Ja też cię kocham, Thea. Ja też — szeptał gorączkowo.

***

Walka z chorobą trwała długi czas. Organizm dziewczyny mozolnie pozbywał się resztek kwiatków z płuc. Wysuszone płatki, łodygi i liście za każdym razem raniły jej gardło, lecz świadomość tego, że to już koniec, łagodziła wszystkie niedogodności. Oczywiście największą radością było uczucie, którym obdarzył ją jej przyjaciel. A właściwie to już chłopak. Thea mogła z pełnym przekonaniem stwierdzić, że to była największa nagroda za te wszystkie miesiące katorgi. Bo miłość zawsze wynagradza wszystko, nie ważne, co działo się wcześniej. Miłość jest siłą potężniejszą od czegokolwiek innego.

A Thea i Damien są tego żywym przykładem.

Różowe Goździki Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz