Epilog

1.6K 134 165
                                    


Levi wszedł do jasnego pokoju, w jednej ręce trzymając niewielki wazon, a w drugiej białe kwiaty. 

Jego wzrok padł na nieruchome ciało, leżące na łóżku. Patrzył na nie przez chwilę, a potem podszedł do małego stolika, znajdującego się między łóżkiem a oknem, które było lekko uchylone. Postawił na stoliku wazon, wypełniony wodą i umieścił w nim kwiaty. Następnie usiadł na krześle stojącym obok łóżka.

Ponownie spojrzał na nieruchome ciało. Martwe ciało. Ciało, które już nigdy się nie poruszy, nie obejmie go, nie ogrzeje. Levi podniósł się i odkrył materiał, jakim przykryty był mężczyzna. Twarz Erwina była gładka i spokojna. Wyglądał, jakby spał. Jedynie szarość jego skóry świadczyła o tym, że stan, w jakim znajdował się mężczyzna to nie sen.

Spokój wypisany na jego twarzy dziwnie kontrastował z uczuciami Leviego, które nie miały w sobie nic że spokoju. Czuł w środku wielką, obezwładniającą pustkę.

Nie była to dla niego nowość. Poznał to uczucie w dniu, w którym umarła Kuchel. Nie była idealną matką, ale starała się, ile mogła i... kochała go. Mimo wszystko był do niej przywiązany. Potem w jego życiu pojawili się Farlan i Isabel, a gdy i ich zabrakło, w jego sercu pojawiła się ta sama luka. To samo tępe uczucie smutku. Zapomniał o nim gdy poznał nowych towarzyszy, Miche'a, Petrę, Oluo i wielu innych. Każda kolejna strata powodowała kolejną wyrwę w jego sercu, podczas gdy szuflada jego biurka zapełniała się od kolejnych naszywek, pochodzących z mundurów martwych żołnierzy.

Erwin zajął najważniejsze miejsce w jego sercu. Zarówno jako jego kapitan, przywódca, ale i jako przyjaciel, partner i kochanek. Oczywiście nie był idiotą, zdawał sobie sprawę z tego, że życie zwiadowcy nie trwa długo. Ciągła walka, niebezpieczeństwo i wieczne podążanie w kierunku nieznanego sprawiają, że człowiek nieustannie ociera się o śmierć. Gdy poznał Erwina i zdecydował się do niego dołączyć, doskonale wiedział, na co się pisze.

Wiedział. Cały czas to wiedział. A teraz mimo wszystko nie mógł pozbyć się tego pospolitego uczucia smutku.

Wciąż zastanawiał się, czy jeśli chodzi o podanie serum Arminowi podjął właściwą decyzję. Cóż, teraz nie było już sensu o tym myśleć.

Erwin mógł odpoczywać w spokoju.

Kochał go i właśnie dlatego nie chciał więcej widzieć go w takim stanie, w jakim się znajdował, gdy znalazł go Floch. Śmiertelnie ranny, majaczący w malignie... Chciał, żeby wszyscy zapamiętali Erwina takim, jakim był przez większość swojego życia – majestatyczny, przystojny, silny, niezależny od nikogo. Levi nie mógł pozwolić na to, aby Erwin bezustannie poświęcał się wobec ludzkości. Zrobił już zbyt wiele. Zresztą podanie serum i tak nie ratowało sytuacji, gdyż czym jest trzynaście lat, jak nie powolnym odliczaniem do śmierci?

Choć decyzja ta rozdzierała go od środka, musiał ją zaakceptować. Nie mógł jej cofnąć. Nie miał wtedy wiele czasu, nie mógł zastanawiać się w nieskończoność.

Czasem nachodziły go myśli pełne złości i żalu wobec siebie. Jakaś część jego jaźni chciała wtedy postąpić samolubnie. Wciąż pamiętał swoją rozmowę z Erenem, wtedy, na dachu. Oskarżył chłopaka o zbytnie kierowanie się własnymi uczuciami, na co Eren odpowiedział mu, że chyba nie tylko on daje się ponieść emocjom. I że to Levi zawahał się przed podaniem serum Arminowi, jeszcze zanim pojawił się Floch. To była prawda.

Levi wiedział jednak, że wybierając Erwina, zrobiłby to głównie dla siebie.

Hanji będzie świetnym dowódcą, wiedział o tym. A Erwin nie ustąpiłby ze stanowiska, nawet gdyby stracił kolejną rękę, a potem obie nogi. Levi nie mógł zmuszać go do kolejnych poświęceń... Nie mógł pozwolić mu na kolejne poświęcenia. 

Teraz zostało mu jedynie doprowadzić do końca tylko jedną sprawę... Przyrzekł Erwinowi, że to zrobi. Chciał, aby śmierć jego i pozostałych zwiadowców miała znaczenie. 

Musiał dotrzymać obietnicy danej Erwinowi, choćby miało go to pozbawić życia.

Usłyszał, jak drzwi za nim się otwierają. Usłyszał znajome kroki i po chwili poczuł delikatny dotyk dłoni na swoim ramieniu.

Sięgnął w tamtą stronę i uścisnął rękę Hanji. Przyjaciółka odwzajemniła gest. Trwali tak razem, obok siebie, choć oboje czuli się w tej chwili najbardziej samotni na świecie.

Wiatr delikatnie poruszył firanką.

Levi powiódł spojrzeniem w tamtym kierunku. Jego oczy wypełniły się jasnością, w którą się wpatrywał. Po chwili podniósł się z miejsca.

Miał wciąż sprawę do załatwienia. 



"Tylko jeden człowiek". ||  ERURI  || [Completed] +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz