Niby podobała mu się od zawsze, niby jej nienawidził. Ostatecznie nie była mu obojętna, nienawiść, którą ją otaczał jakby zanikła? Nie dokuczał jej, po prostu nie miał ochoty.
***
Myślałem, że tylko ja znam zaułek jednego z korytarzy, do którego zmierzałem. Gdy dotarłem na miejsce, zdziwiłem się na widok Granger, ale tego nie okazałem, usiadłem na ławce naprzeciwko dziewczyny i oparłem się o ścianę, przy tym zatapiając się w myślach. Czułem na sobie spojrzenie Gryfonki, która była prawdopodobnie zaskoczona tym, że usiadłem w jej towarzystwie bez większych przeszkód.
— Wiesz próbuje myśleć, ale nie pozwalasz mi na to — powiedziałem załamanym głosem, przy tym próbując zamienić wymówione przed chwilą słowa w żart.
— Myślałam, że nikt oprócz mnie nie wie o tym miejscu — powiedziała po chwili milczenia, jej głos też był załamany. Gdy spojrzałem w jej stronę, w mroku dojrzałem, że dziewczyna ma czerwone i podpuchnięte oczy od płaczu, w sumie sam nie wyglądałem lepiej. Miałem zachrypnięty głos przez ilość wypalonych papierosów, pod oczami znajdowały się wory od nieprzespanych nocy, a na paliczkach palców ślady wcześniejszej krwi od wyżywania się na meblach w dormitorium.
— Też tak myślałem — odpowiedziałem i poprawiłem się na ławce. Ciekawiło mnie, dlaczego dziewczyna płakała, słyszałem, że chodziła z Weasleyem... może zerwali? Po mojej głowie krążyło kilka podobnych myśli, siedzieliśmy w ciszy. Każde z nas zatopione było we własnych problemach i złych scenariuszach na temat otaczającego nas świata.
— Co tu robisz? — zapytałem, przymykając oczy, przede mną była już sama ciemność, w której, co jakiś czas pojawiały się obrazy wytwarzane przez wyobraźnię.
— Zastanawiam się, dlaczego życie jest do dupy — powiedziała przygnębionym głosem i oparła bok głowy o ścianę. Uchyliłem oczy, które skierowałem na dziewczynę.
— Myślałem, że tylko ja tak myślę — powiedziałem i zaśmiałem się z nutką sarkazmu.
— Jak widzisz nie tylko Ty — odpowiedziała, przy tym usadawiając się wygodniej na ławce.
— Dlaczego? — zapytałem z ciekawością.
— Co dlaczego? — zdezorientowana Gryfonka, spojrzała na mnie pytająco.
— Dlaczego Hermiona Granger zgadza się z czarnymi scenariuszami w mojej głowie? Dlaczego myśli, że życie jest popierdolone i do dupy? Dlaczego nie jesteś mi obojętna? — ostatnie pytanie powiedziałem szeptem, tak jakbym pytał samego siebie. Poprawiła się na ławce, by lepiej na mnie spojrzeć.
— Nie mam pojęcia czy masz takie same myśli, co ja. Prawdopodobnie słyszałeś, że chodzę, a raczej chodziłam z Ronem — westchnęła na wspomnienie o Gryfonie.
— Słyszałem, zerwaliście? — zapytałem niepewnie, mój głos dalej był załamany. W sumie nie wiedziałem, czemu o to pytam.
— Tak, zerwaliśmy dwa dni temu — dziewczyna pociągnęła nosem i przechyliła lekko głowę do tyłu, przy tym opierając ją o ścianę.
— Dlaczego? — zapytałem znów jakby siebie.
-— Przez niego, zdradził mnie. Raz szukałam Harry'ego, bo chciałam się go zapytać, kiedy grają najbliższy mecz przeciwko wam. Poszłam do jego i Rona dormitorium, gdy otworzyłam drzwi, zobaczyłam, jak Ron całuję się z Lavender — gdy skończyła opowiadać, z jej oczu wypłynęły łzy, dziewczyna schowała twarz w dłonie. Widząc to, zastanawiałem się czy do niej podejść, w końcu wstałem bezszelestnie z ławki, po czym uklęknąłem przed Gryfonką.
Złapałem delikatnie za jej nadgarstki, przy tym lekko odsłaniając jej twarz, nie bałem się ubrudzenia "szlamem", wiedziałem, że był on tylko wymysłem mojej wyobraźni. Spojrzała na mnie zza łez zdziwionym wzrokiem.
— Przepraszam — szepnęła cicho, kilka łez skapnęło na moje przedramiona. Wkuła swój wzrok w lewe przedramię, pozwalałem jej na to.
— Nie masz, za co przepraszać — odpowiedziałem po dłuższej chwili, po której wstałem i usiadłem na swojej wcześniejszej ławce. Patrzyłem wprost na dziewczynę.
— Dziękuję — powiedziała cichym głosem, po czym oparła się o ścianę.
— Chce coś w zamian — powiedziałem stanowczym, lecz łagodnym tonem, dziewczyna popatrzyła na niego niedowierzającym wzrokiem.
— Wrócił stary Malfoy, a już było tak pięknie — powiedziała z ironią w głosie i westchnęła — słucham, jaka jest Twoja zachcianka? — nic nie odpowiedziałem, wstałem i podszedł do ławki, na której siedziała Gryfonka.
— Podnieś ręce — powiedziałem i pokazałem na przykładzie swoich. Gdy dziewczyna podniosła ręce zwinnym ruchem położyłem się na ławce i przytuliłem do niej, przy tym kładąc głowę na jej brzuchu. Hermiona zachichotała cicho i zaczęła bawić się moimi platynowymi włosami. Magicznie rozluźniłem się pod jej dotykiem.
— Za dwa dni — powiedziałem do Gryfonki.
— Co? — znów wywołałem u niej zdezorientowanie.
— Pytałaś, kiedy jest mecz gryfonów i ślizgonów — powiedziałem z lekkim śmiechem.
— Zamierzasz dać nam wygrać?
— Nie.
— To, czemu to robisz?
— Co robię?
— Doprowadzasz się do takiego stanu.
— Mój stan jest zawsze idealny.
— Czyli zawsze masz wory pod oczami, krew na paliczkach palców i tragiczny głos od używek? — zapytała z troską i wkurzeniem. Wtedy moja pewność siebie wyparowała.
— Musisz być taka irytująca? — zapytałem wkurzonym głosem. Nienawidziłem, jak ktoś tak robił.
— A co ja niby robię? — zirytowałem ją i gdyby nie to, że leżałem na niej, przy tym blokując jej ruchy, dawno by jej tu nie było — tylko stwierdzam fakty.
— Po pierwsze nie potwierdziłaś, że zawsze jestem idealny, po drugie przestałaś bawić się moimi włosami i przez to jest mi zimno, po trzecie myślisz, że moja drużyna przegra z Gryfonami, po tym, jak Weasley został obrońcą, po czwarte przestałaś być mi obojętna i to mnie strasznie wkurwia, bo nawet nie wiem dlaczego? — nie chciałem mówić ostatniego zdania, ale powiedziałem. Nic na to nie poradzę, mówiłem wszystko, co przyszło mi na myśl. Speszyłem się, gdy dotarło do mnie to, co właśnie powiedziałem.
— Odpowiadając, zawsze wiedziałam, że ślizgoni mają zawyżona samoocenę, bo zacząłeś się ze mną kłócić, właśnie tak myślę, patrząc na to, że siedzisz tu ze mną, zamiast spać w swoim łóżku i zrobić jutro trening, też nie jesteś mi obojętny Draco... — wyszeptała speszona ostatnie zdanie, zdziwiłem się, gdy je usłyszałem. Podniosłem się na łokciach i spojrzałem na Gryfonke — ale ja nie mogę, to przez niego. Tej rany nie da się uleczyć pierwszym lepszym zaklęciem leczącym, to nie zniknie, gdy powiesz Vulnera Sanetur, nieważne ile razy byś to powtarzał — jej głos był załamany i słaby, z oczu leciały łzy w ogromnej ilości. Omiatałem jej twarz swoimi stalowymi tęczówkami, nie chciałem, żeby płakała no ale, co poradzę, że z łasicy taki idiota.
CZYTASZ
«Vulnera Sanetur | Dramione»
Fanfiction"they both had black scripts and they both annoyed each other" Spotkali się przypadkiem, w jednym z szkolnych zaułków, gdzie nikt nie przychodził. Oboje snuli czarne scenariusze i oboje irytowali siebie nawzajem. "- Zamierzasz dać nam wygrać? - Ni...