- Czemu jesteś sam? Paula nie chciała przyjechać? - do kuchni weszła moja starsza i jedyna siostra. Jakąś godzinę temu tu przyjechałem i siedzę w kuchni. Jakoś nie mam ochoty na towarzystwo, ale nie chciałem robić przykrości siostrze.
- To nie chodzi o to. Chciała bym pozwolił jej odejść. Zrobiłem to.
- czemu o nich nie walczysz?
- bo są w niebezpieczeństwie.Paula
Właśnie dzisiaj przeprowadzam się do nowego mieszkania, które załatwił mi Step. Wcale nie chciałam tego mieszkania, ale ochrona kazała mi albo wziąść je, albo zostać. Nie miałam wyboru. Wiem, że Step chce dla nas jak najlepiej, ale to za dużo. Od razu nasze rzeczy zostały rozpakowane. Noc nie musiałam robić. Znaczy chciałam, ale mi nie pozwolono. Po uspaniu Lenki położyłam ją w łóżeczku w salonie. Mieszkanie było przystosowane do dziecka. Usiadłam na białej kanapie, a na czarnym stoliku była Czerwona koperta z moim imieniem. Wzięłam ją w dłoń i otworzyłam.Zapewne, skoro czytasz ten list, to jesteś już w swoim nowym mieszkaniu. Jest całe twoje i do waszej dyspozycji. Ma strzeżone osiedle i monitorowane, a ochrona będzie cię obserwować, gdyby coś się stało. Masz też do dyspozycji Polo, który też przeniesie się z tobą. Będzie miał pokój dalej niż ty, ale da radę. W komodzie pod telewizorem w pierwszej szafie jest druga koperta. Otwórz ją, obok jeszcze będziesz miała klucze od mieszkania i każdych drzwi w mieszkaniu. Pamiętaj, że się tak łatwo nie poddam, ale nie chce się spieszyć. Dam ci czas, byś sobie wszystko poukładała i się we mnie zakochała. Nie chcę byś się do czegoś zmuszała.
Step!!!Po skończeniu listu miałam łzy w oczach, ale wstałam i podeszłam do komody. Wyciągnęłam z szuflady kopertę i wróciłam na kanapę. Otworzyłam kopertę, tym razem czarną wyciągnęłam kartkę i zaczęłam czytać.
Jeśli dotarłaś do tego to czas się pożegnać. Oczywiście na jakiś czas. W kopercie masz kartę, która nie pozwoli ci pracować. Będziecie mieli wszystko. Zapewnie to wam. W kopercie znajduje się jeszcze ode mnie naszyjnik. Za każdym razem, kiedy go założysz pomyśl o mnie. Może to nie tak wyobrażałem sobie, że co to powiem, ale Kocham Cię.
Twój StepTeraz to już ryczałam, zwłaszcza kiedy przeczytałam dwa ostatnie słowa. Moje serce zabiło dwa razy szybciej. Czy to możliwe, żebym go kochała, ale moje serce bije w rytm jego imienia. Tak, kocham go. Wszystko zniszczyłam. Załamana podeszłam do łóżeczka. Teraz jak tak spojrzeć na spokojnie, to jest taka do niego podobna. Może zgodził się byśmy odeszli, bo nas tam nie chce. Już mnie bzyknął, więc nie jest mu do niczego potrzebna.
- Witam panienko. - słyszę za sobą. - pan Lawrence mnie tu przysłał bym był do pani dyspozycji. - mówi.
- Polo możemy mówić sobie na ty?
- dobrze panien...Paulo. To co dziś chcesz robić?
- chyba pójdę i wejdę do Wanny. - wzruszam ramionami.
- nie chcesz iść na jakieś zakupy?
- nie mam humoru. A i jeszcze jedno. - mówię zatrzymując się. - oddaj Stepowi kartę. - mówię i wchodzę do pokoju. Pokój był ogromny, jak królewny ale ja nie wierzę w bajki. Wiem, że to pozory. Podchodzę do jednych drzwi i wchodzę do łazienki. Nalewam wody do wanny i mieszkam kilka płynów, co może być nie dobre, ale po chwili unosi się w powietrzu zapach, który kojarzę z dzieciństwa ale nie pamiętam skąd, go pamiętam. To co, że ta myśl jest bez sensu. Rozbieram się do naga i wchodzę do wanny. Zasiadam i układam się wygodnie. Włączam ulubioną piosenkę na komórkę. Nagle wszystkie wspomnienia z tą piosenką powróciły. Step wiedział, że to moja ulubiona ballada i zawsze kiedy siadaliśmy do wanny, ją puszczał. To było coś naszego. Chwyciłam telefon w dłoń i za machnęłam się rzucając z całej siły o ścianę obok drzwi. Wybucham płaczem, ale można powiedzieć, że się zanosiłam nim. Podkuliłam nogi, obejmując je rękami, a głowę usadowiłam między nogi.Step
- synu zrobimy co w naszej mocy, by zapłacił za wszystko. - patrzę na niego nic nie mówiąc. Z mojej miny można wyczuć, że jestem wkurwiony i nic ani nikt tego nie zmieni. Oprócz niej. Wzdycham i wstaję. Czuję wzrok wszystkich tu na sobie, ale nie zwracam na to uczucie uwagi. Wychodzę trzaskając drzwiami. Żegnam się ze zdziwioną mamą i siostrą. Wychodzę i wsiadam do samochodu. Wyciągam telefon i wybieram numer.
- halo? - słyszę gruby głos w słuchawce.
- spotkajmy się i porozmawiajmy.
- nie mamy o czym.
- mamy. Jestem gotów oddać wszystko, tylko by oni byli bezpieczni. - mówię. Słyszę ciszę, ale po chwili otrzymuje satysfakcjonującą odpowiedź.
- za dziesięć minut przy opuszczonej wieży zegarowej za miastem. - rozłącza się. Ruszam z podjazdu i dociskam gaz oddalając się od domu rodziców i jadę za miasto. Wjeżdżam do lasu i jadę jeszcze dziesięć metrów. Zjeżdżam z trasy i jadę teraz polną drogą. Zatrzymuję się przed wierzą zegarową, gdzie stoi czarne bmw. Drzwi od BMW się otwierają i z samochodu wychodzi gruby facet. Biorę pistolet i chowam go za marynarkę. Opuszczam samochód nie zamykając drzwi. Idę w jego stronę.
- Stefano Lawrence. Jak tam u ojca? - pyta kpiąco.
- nie o tym mieliśmy gadać. - mówię wymijająco.
- A no tak, mieliśmy gadać o tej twojej dziwce i bachorze.
- Nie nazywaj ich tak. - warczę. - a teraz mów co chcesz w zamian, że nic im nie zrobisz?
- oddaj mi klub. - mówi od razu.
- a jeśli nie? Po co ci on?
- nie daleko jest mój klub, a twój to konkurencja. Oddaj mi go, a wtedy podpiszemy kontrakt, że ani jeden z moich ludzi nie tknie twojej rodziny. Wszyscy będą bezpieczni, a do tego nie otworzysz żadnego klubu w tym mieście. - dodaje z uśmiechem i wyższością.
- no dobrze. - wzdycham. - dla mnie ich bezpieczeństwo jest najważniejsze, ale do tego kontraktu dopiszesz, że zapewniacie pomoc i ochronę. - dodaje.
- zgoda. Tyle jestem wstanie zrobić. - mówi.
- w takim razie, przyjdz za kilka dni z umową do mojego domu. - mówię i zadowolony wsiadam do samochodu. Jest już godzina dwudziesta pierwsza. Wyjeżdżam na drogę i wjeżdżam po dwóch minutach do miasta. Jadę na drugi koniec miasta, gdzie znajduje się mieszkanie Pauli. Teraz mogę ją z powrotem zabrać do siebie, bez obawy, że coś im się stanie. Podjeżdżam pod apartamentowiec i idę na piętro mojej kobiety. Chcę zapłukać, ale drzwi są otwarte. Wchodzę do środka, ale jest pusto. Gdyby też spali drzwi były zamknięte.
- Halo? Jest ktoś ty? - pytam, ale odpowiada mi głucha cisza. - Polo, jesteście? - wciąż nic. Miałem nadzieję, że on się odezwie, ale skoro tego nie robi, to musi być zle. Idę schodami na górę, najpierw do pokoju Lenki. Zaglądam do łóżeczka, ale ona śpi. Poczułem ulgę, bo nic jej nie jest, ale skoro ona jest to powinna być tu Paula i Polo. Teraz kieruję się do pokoju Pauli. Niestety jej nie ma nigdzie, ani w garderobie ani w łazience. Załamany siadam na łóżku. Coś spadło na podłogę. Okazało się, że to zwykła kartka. Czytam i od razu wybieram numer ojca.
- Tak?
- Porwali ją.
- gdzie jesteś?
- W tym mieszkaniu, który dla nich wynająłem. Nie ma ani Polo, ani Pauli. Jest tylko Lena. Na pewno nikt nie wiedział, że dziecko jest w mieszkaniu, bo ją też by zabrali. - mówię łapiąc się za głowę.
- Weź ją i przyjedź do nas. Zrobimy wszystko by ją znaleźć. - rozłącza się. Chowam telefon i wstaję. Wracam do pokoju dziecka i biorę ją na ręce. Dobrze, że jest lato i nie muszę ja budzić do ubrania. Kładę maleństwo na swojej piersi i trochę na ramieniu. Chwilę się przebudza, ale wtula się bardziej i śpi dalej. Wychodzę z mieszkania i zamykam je zapasowym kluczem, który noszę zawsze ze sobą. Schodzę schodami, bo będzie szybciej i odkrywam kocem, który zdążyłem chwycić dziecko. Wychodzę na dwór i kieruję się do samochodu. Z tyłu mam fotelik, który zawsze wożę ze sobą. Nawet ten miesiąc, kiedy oni nie byli ze mną. Tak bardzo za nimi tęskniłem. Wsadzam dziecko i zapinam bardzo dokładnie pasami. Przykrywam kocykiem i całuje w czółko moje maleństwo.
- znajdziemy mamę. Obiecuję. - szepcze i zamykam tylnie drzwi. Siadam za kierownicę i ruszam. Cholera przecież to osiedle jest strzeżone i ma monitoring. Jak udało się przedostać przez to wszystko nie zauważonym?Gdybym przyjechał z jakąś godzinę temu to może zdążył bym. Ktoś musiał uspać Lenę. Ona dopiero zaczyna raczkować i wątpię, że sama poszła by się położyć do łóżeczka i spać. Ktoś to musiał zrobić. Tylko gdzie oni do cholery są? Parkuję pod domem rodziców. Widzę dwa samochody, czyli, że Scott i Anastazy z Arianą przyjechali. Opuszczam samochód i kieruję się do tylnich drzwi. Wyciągam fotelik z dzieckiem i zamykam auto. Wchodzę do domu. Od razu obok zjawia się mama z Arianą.
- Ojciec czeka w gabinecie. - mówi mama, odbierając ode mnie Lenę.
- dziękuję. - mówię i idę w tamtą stronę. Wchodzę bez pukania i siadam na wolnym miejscu.Paula
- Teraz powiesz mi grzecznie, gdzie Stefano trzyma papiery firmy.
- nie mam z nim kontaktu od miesiąca. Rozdaliśmy się. Nie obchodzę go i nie interesuje się mną. - ledwo hrypie z bólu w żebrach.
- mów do chuja, gdzie on to wszystko trzyma.
- nic nie wiem.
- może będziesz wiedziała, gdy twoja córka będzie w niebezpieczeństwie. - teraz przegiął.
- tylko spróbuj ją tknąć. - warczę. - Step nie pozwoli by coś jej się stało.
- ah no tak. Step. Czasami zapominam, że pochodzi z rodziny mafijnej. - zaraz, co?! Ale, to by wszystko wyjaśniało te napady na jego bar i rozmowa jego mamy, że się przyzwyczaje. Czuję się jakby ktoś trafił mnie w twarz. W ogólne nic o nim nie wiedziałam. To całkiem obcy dla mnie człowiek. Rozumiem teraz jego duży dom ze służbą.
- oj chyba o niczym nie wiedziałaś. Nie obchodzi mnie to. Jutro przyjdzie mój wspólnik, który zrobi z tobą co będzie chciał. - opuszcza pomieszczenie zostawiając mnie przywiązaną do krzesła.
CZYTASZ
Mafia Game Tom lll •ZAKOŃCZONE•
Любовные романыTom lll Paradise Mafia Stefano jest jednym, z trzech synów Thomasa. Nie chciał przejść mafii po ojcu, bo chciał coś swojego. Kiedy już, to zrobił musiał, to oddać. Dla dobra, swojej rodziny. Paula dwa lata wcześniej, straciła rodziców, w wypadku sa...