Prolog

24 3 3
                                    

Rok 1906.

Tył liliowej wieczorowej sukni sunął po wykładanej drewnem podłodze. Wykonana z satyny i jedwabiu, przyozdobiona cekinami i koronkami idealnie wyglądała na Śmierci. Ciasno przylegała do talii, jednak nie ukazywała tego, co powinno pozostać ukryte. Niedostępne dla męskich oczu.

Ludzie z epoki wiktoriańskiej i edwardiańskiej bawi ją niesamowicie. Na szczęście tym pierwszym przyglądała się jedynie zza kurtyny. Paradoksalnie czas w Anglii, w którym swój największy rozkwit przeżyła prostytucja, był zarazem tym, gdzie w towarzystwie zabronione zostało używanie słów na przykład „noga". Opisywały one bowiem zbyt bezpośrednio biologiczność człowieka.

Potrząsnęła głową, chcąc przestać myśleć o konwenansach panujących za rządów królowej Wiktorii na dworach. Kilka czarnych kosmyków uwolniło się z luźnego koka. Miała przed sobą wizję miłego wieczoru spędzonego u boku przystojnego mężczyzny. Rozkoszną noc z kolei planowała spędzić przy kobiecie o wyjątkowych złotych oczach i silnych, choć delikatnych dłoniach.

Powoli zeszła ze schodów, patrząc niewinnym wzrokiem na mężczyznę stojącego u ich podnóża. Sir Henry Chapman uśmiechnął się do niej delikatnie, znad ramienia jej brata. Dyskusja toczyła się w najlepsze, nawet wtedy, gdy już Śmierć stanęła u ich boku. Przerwali jedynie na chwilę, po to, aby dwoje kochanków mogło się grzecznie przywitać. Nie wypadało inaczej.

Młodsza siostra wybranki Henry'ego odciągnęła ją na bok. Mężczyzna zbytnio się nie przejął. Znał domowników już niemalże rok. Wiedział, że mają swoje tajemnice. Wiedział również, że jego wybranka pisała książkę. Planował ją kiedyś przeczytać. Najpierw jednak musiał sprawić, żeby ta wpadła w jego ręce. Czuł, że to nie będzie łatwa misja.

— Chyba czas, abyśmy wyruszyli, moja droga. Nie wypada się spóźnić — odezwał się Henry, gdy tylko Śmierć wytłumaczyła coś siostrze.

— Och, oczywiście.

Wieczór mijał im na wspaniałej zabawie. W oczach Henry'ego było perfekcyjnie. Nawet zrobili sobie pierwsze wspólne zdjęcie! Wyglądali na nim niczym zakochana para, jednakże w rzeczywistości tylko jedna strona zaangażowała się uczuciowo. Śmierci zależało na dobrej rozrywce, znajomościach i dobrych trunkach.

— Jest możliwość, żebym kiedyś przeczytał to, co tak usilnie tworzysz? — zagaił i niewiele brakowało, a Śmierć zakrztusiłaby się własną śliną.

— Może kiedyś — odparła, uśmiechając się pięknie.

Dobrze jednak wiedziała, że nigdy w życiu nie dopuści go do swojego dziedzictwa. Stwórca polecił jej spisywać wszystko to, co działo się na przestrzeni wieków. Robiła to, nie miała wyjścia. Jednak nie mogło to również wpaść w niepowołane ręce. Konsekwencje byłyby nieodwracalne. Straszne. Nieprzewidziane.

Wieczór szybko dobiegł końca, do czego nieco przyczyniła się Śmierć. Wróciła do domu, udając niewielką niestrawność. Tamtego dnia nie była w stanie znosić tego ułożonego mężczyzny. Choć nie zamierzała urwać kontaktu. Jej plan polegał na zdobyciu go, w każdym wymiarze tego słowa.

Tymczasem zapytała jedynie Zarazę czy księga jest bezpieczna, po czym udała się na drugą randkę. Zdecydowanie ta podobała jej się bardziej. Rude włosy, złote oczy, piękna sylwetka, to był tylko wierzchołek góry lodowej, który Śmierć uwielbiała w swojej wybrance.

Ich los był ze sobą związany. Na wieki i przez wieki.

Para, o której nikt nie wiedział. Ale czy to nie było oczywiste?

W końcu los zawsze mieszał się ze śmiercią.

***

Wiem, prolog pojawił się trochę późno, ale ciężko było mi wybrać coś, co w pewnym stopniu łączyłoby niemal wszystko.

Mam nadzieję, że się Wam spodobał ;D


DeadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz