Temat Laurenta powrócił niespodziewanie, tuż przed rodzinnym przyjęciem organizowanym każdego lata w okolicach września. Alba siedziała w bujanym fotelu na tarasie ich wakacyjnego domku w Maladze, czytając książkę i pijąc mrożoną herbatę malinową. Ciepły wiatr muskał jej rozgrzane ciało, co było niezwykle miłym uczuciem po całodziennym skwarze. Ojciec leżał na hamaku, przeglądając dokumenty, a mama rozmawiała przez telefon wewnątrz domu. Po raz pierwszy od bardzo dawna, Alba czuła, że w końcu są normalną rodziną. Oczywiście brakowało jej siostry, jednak wiedziała, że Maite nigdy nie lubiła Hiszpanii i jej szczęście wiązało się z Ameryką. Czasami miała jej to za złe i zazdrościła jej tej swobody, której rodzice nieco jej poskąpili. Wiedziała jednak, że tak było lepiej i że z nich dwóch, przynajmniej Maite będzie mieć życie, o jakim zawsze marzyła. Alba nigdy nie poświęcała dużo czasu rozmyślaniu o przyszłości. Przyjmowała wszystko z pokorą, nie licząc na zbyt wiele. Powieść, którą właśnie czytała, wydawała się w pewien przedziwny sposób odnosić się do jej życia – odpowiednie studia, ambicje rodziców, brak sprzeciwu i czekanie – czekanie na innych, bowiem główna bohaterka nie miała wolnej woli, a każdy jej krok podyktowany był przez najbliższe jej osoby. Alba nie czuła się tłamszona. Wiedziała, że rodzice nigdy nie zrobiliby nic wbrew jej woli, ale ostatecznie to oni podejmowali decyzje za nią. Westchnęła cicho. Nie powinna była o tym myśleć. Nie teraz.
- Jedziecie jutro na zakupy?
Ojciec wstał z hamaka, siadając tuż obok Alby. Jej ciemne oczy skupiły się na sylwetce mężczyzny. Przez chwilę wciąż odczuwała nieracjonalny gniew na myśl o jej życiu. Pokiwała głową w odpowiedzi na pytanie.
- Mama musi odebrać sukienkę, a ja pewnie coś przymierzę. Szkoda, że nie będzie Maite. Znowu będę sama i będę musiała siedzieć obok nieznanych ludzi i znosić ich pytania o szkołę, o chłopaka i o plany na przyszłość – odparła spokojnie, starając się, by w jej głosie nie było cienia pretensji. Ojciec wydawał się być zawsze odrobinę rozczarowany jej buńczuczną postawą. Nie chciała go denerwować. Właściwie nie miała nic złego na myśli. Przebywanie z osobami starszymi od niej było po prostu męczące. Kiedy Maite wciąż z nimi mieszkała, Alba uwielbiała letnie przyjęcia. Siedziały wówczas przy jednym ze stolików i komentowały stroje gości, czasami przyznawały im punkty, a potem głośno się z tego śmiały. Od kilku lat jednak zdana była na samą siebie.
- Nie będziesz sama – Juan uśmiechnął się nieznacznie, jakby poniekąd zadowolony z siebie – Yves i Marie-Ann będą z Laurentem, pamiętasz ich syna?
Oczywiście, że pamiętała. Laurent zrobił na niej dziwne wrażenie. Z jednej strony go lubiła, z drugiej jednak był starszy i nie potrafiła z nim rozmawiać. Byli skrajnie rożni, a na dodatek odnosiła wrażenie, że chłopak traktuje ją jak dziecko. Nie znosiła tego.
- Och... To dość dziwne – powiedziała cicho, wbijając wzrok w okładkę książki. Na samą myśl o ich kolejnym spotkaniu poczuła ucisk w żołądku. Zrozumiała w końcu, dlaczego mama tak bardzo naciskała na zakup nowej sukienki i wizytę u fryzjera. Alba zaczęła w końcu rozumieć, do czego zmierzają te spotkania i jaką rolę Laurent miał odegrać w jej życiu. Nie chciała jednak, by jej wnioski były zbyt pochopne. Być może jej młody umysł podsuwał jej scenariusze rodem z romantycznych filmów. Znała swoich rodziców i była pewna, że nie zrobią nic, co mogłoby jej zaszkodzić, nawet, jeżeli snuli już plany dotyczące jej przyszłości. Uśmiechnęła się niewyraźnie, starając zakończyć rozmowę. Nie chciała myśleć o Laurencie, przyjęciu i tym, co mogłoby nastąpić w dalszej przyszłości.
- Laurent staje się ważną częścią firmy, więc starają się go wprowadzić do towarzystwa, a tak się składa, że jesteście w podobnym wieku i będzie raźniej, no wiesz, we dwoje.
YOU ARE READING
WYBÓR
RomanceIf you say run, I'll run with you If you say hide, we'll hide Because my love for you Would break my heart in two Życie Alby jest już ułożone - ma narzeczonego, kończy prestiżowe studia, niedługo zacznie pracę i jest szczęśliwa. Przynajmniej wtedy...