1.

1 0 0
                                    


Od urodzenia byłam już w wielu miejscach na ziemi, dziesiątki razy latałam samolotem. Zawsze trochę się bałam, jednak jakoś potrafiłam stłumić złe myśli. Tym razem jest inaczej, włada mną wręcz paraliżujący strach, ale nie jestem do końca pewna, co jest jego źródłem. Przez niewielkie okienko widzę, jak biały puch ustępuje miejsca licznym wieżowcom, ściskam mocno bluzę, którą trzymam na kolanach i biorę głęboki oddech. Czuję ucisk w żołądku, spowodowany podekscytowaniem i ogromnym stresem jednocześnie. Znam to miejsce, można powiedzieć, że znam je bardzo dobrze, a to jak bardzo jestem w nim zakochana uwydatnia, to co czuję w tej chwili. Aż ciężko uwierzyć, że jeszcze wczoraj byłam na lotnisku w Warszawie i żegnałam całą moją rodzinę.

Kiedy koła samolotu uderzają o bruk lotniska zalewają mnie wspomnienia najlepszego lata mojego życia, chwili kiedy zdecydowałam, że Kalifornia to moje miejsce na ziemi, a San Francisco miasto, w którym chcę spędzić resztę życia. Świadomość, że kiedyś tutaj zamieszkam dawała mi siłę, aby z uśmiechem na ustach przetrwać ostatnie lata w moim miasteczku, które tak strasznie mnie męczyło. Miałam kilka bardzo dobrych koleżanek, ale nie jestem pewna, czy którąś z nich mogłabym nazwać przyjaciółką, jeżeli chodzi o miłość było jeszcze gorzej i zanim przyjechałam tutaj rok temu nie wierzyłam, że coś takiego, jak prawdziwe, zwalające z nóg uczucie może mi się przytrafić. Stało się - Berkeley, miasteczko studenckie, w którym spędziłam dwa miesiące w zeszłym roku zmieniło mnie diametralnie i dało nadzieję na prawdziwe szczęście, ale przede wszystkim pozwoliło uwierzyć w siebie.

Rok temu przyjechałam tutaj po raz pierwszy, nie miałam wtedy żadnych konkretnych oczekiwań. Oczywiście, gdzieś w głębi serca liczyłam na to, że się tutaj odnajdę, ale przede wszystkim chciałam zasmakować tego, o czym tak długo marzyłam. Czas spędzony tutaj przebił moje najśmielsze oczekiwania, poznałam cudownych ludzi, dowiedziałam się, co chcę robić w życiu, ale przede wszystkim poczułam się, jak w domu. Nie było jednak łatwo i musiałam bardzo dużo pracować, głównie nad moim angielskim. Kiedy przyjechałam do Ameryki byłam dość pewna języka, ale moja pewność siebie spadła poniżej zera w momencie, kiedy poszłam na pierwsze wykłady z psychologii. Nie rozumiałam praktycznie niczego, a biorąc pod uwagę to, że dobre zaliczenie wakacyjnych kursów na Berkeley pozwoliłoby mi zyskać punkty przy rekrutacji zawalałam praktycznie każdą noc, aby słowo po słowie studiować podręczniki.

Czekanie na kontrolę paszportu i bagaż zajęło mi jakieś dwie godziny, ale w końcu z trzema walizkami, plecakiem i uśmiechem na twarzy opuściłam budynek lotniska w San Francisco. Poczułam ukłucie w sercu, patrząc na miejsce, w którym rok temu zostawiłam część siebie. Prawie zapomniałam, o tym, jakie tutaj wszystko jest intensywne. Patrzyłam na chodnik przed wejściem na halę odlotów i praktycznie czułam to, co wtedy, kiedy to zakończyłam moją wakacyjną przygodę. Pamiętam dokładnie ten pocałunek, był pełen rozpaczy, cierpienia, ale przede wszystkim miłości, która do teraz zwala mnie z nóg. Tuliliśmy się tak długo, że prawie nie zdążyłam na samolot. Nie wszedł ze mną do środka, bo byłoby jeszcze gorzej, a i tak podczas mojej podróży do Polski płakałam tak bardzo, że kiedy wróciłam rodzina posądziła mnie o branie narkotyków ze względu na moje przekrwione oczy. Ostatecznie jednak z dnia na dzień było nam coraz ciężej i tęsknota oraz różnica czasu, która sprawiała, że nie mieliśmy nawet czasu na regularne rozmowy doprowadziła nas do tego, że się rozstaliśmy. To głównie ja twierdziłam, że tak będzie lepiej, bo myślałam, że wtedy będzie łatwiej mi panować na uczuciami. Nic bardziej mylnego, było jeszcze gorzej. Kiedy zorientowałam się, że Liam to naprawdę poważna sprawa było już za późno i za bardzo go zraniłam tym, że się poddałam, kiedy on chciał walczyć. Codziennie pisałam do niego listy, dobra chyba nie można tego tak nazwać. Założyłam zeszyt, w którym od dnia, kiedy opuściłam to miasto opowiadałam mu o tym, co czuję naprawdę. Bardzo często moje wypowiedzi przepełnione były żalem, cierpieniem i złością, chociaż to ja powiedziałam, że związek na odległość nie ma sensu. Wiem, że jestem okropną hipokrytką, bo to, co do niego czuję z całą pewnością już nigdy się nie powtórzy, jednak wszystkie te uczucia mnie przerażały. Zawsze byłam bardzo zamknięta w sobie, ciężko było mi kogoś do siebie dopuścić, on wszystko zmienił, ale bałam się być tak bardzo szczęśliwa, więc spieprzyłam najlepsze, co mnie w życiu spotkało. Jestem na tyle żałosna, że nawet nie poinformowałam go o moim przyjeździe tutaj, a spotkanie jest nieuniknione, biorąc pod uwagę to, że mamy tutaj wspólnych znajomych, a koleżanka, która przyjechała po mnie na lotnisko jest dziewczyną jego przyjaciela i jednocześnie moją współlokatorką.

Rozważam moją głupotę, kiedy widzę Chloe, moją przyjaciółkę, z którą dzieliłam pokój podczas zeszłorocznych kursów w Berkeley. Złapałyśmy bardzo dobry kontakt i szybko się zaprzyjaźniłyśmy. Kiedy Chloe dowiedziała się, że przyjeżdżam, nie chciała nawet słyszeć o tym, że będę jechać do miasta pociągiem. Ściskamy się kilka dobrych minut, a mnie napływają łzy do oczu. Jejku, co robi ze mną to miejsce? Płaczę, bo widzę moją przyjaciółkę, płaczę, bo w końcu tu jestem, płaczę, bo gdzieś w głębi czuję spokój. Wsiadamy do niebieskiej Toyoty należącej do dziewczyny i ruszamy w kierunku naszego mieszkania (jak to pięknie brzmi). Jest około dziewiątej rano, więc na drogach panuje ogromny ruch. Chloe wypytuje mnie o wszystkie szczegóły tego, co w ostatnim czasie wydarzyło się w moim życiu, mimo że miałyśmy ze sobą stały kontakt i o wszystkim na bieżąco ją informowałam. W końcu następuje milczenie, a ja czuję, że zaraz padnie pytanie, które z całą pewnością moja przyjaciółka pragnie mi zadać od momentu, w którym mnie zobaczyła.

- Czy Liam już wie, że miłość jego życia ma zamiar zamieszkać w tym samym budynku, co on? - wiedziałam.

Dziewczyna spogląda na mnie wyczekująco, ale w jej oczach widzę również troskę.

- Liam nie wie - mówię szybko.

- Wiktoria, o co ja cię prosiłam. Wiesz, że cię kocham, ale Liam to również mój przyjaciel, mało tego muszę okłamywać również Ethana. Jeśli ty mu nie powiesz, ja to zrobię. No chyba, że chcesz, abym zaprosiła go dziś na grilla, ale nie wiem, czy chcę widzieć jego minę kiedy cię zobaczy.

- Wiem, ale tak bardzo się boję. Co ja mam mu właściwie napisać? „Hej, Liam! Nie mieliśmy kontaktu przez ostatnie trzy miesiące, ale chciałam ci tylko powiedzieć, że od dziś mieszkam w tym samym budynku, co ty.". - do głowy przychodzą mi tylko równie idiotyczne wersje, ale z drugiej strony gorsze byłoby spotkanie, wtedy zapadłabym się chyba pod ziemię, a moje serce wyskoczyłoby z piersi.

- Chciałabym ci tylko przypomnieć, że to ty zakończyłaś ten związek. Chłopak niemal się załamał, chciał nawet kupić bilet i przyjechać do ciebie podczas przerwy świątecznej! W końcu poznał Lissę, ale uwierz mi, widziałam, co było między wami, Lissa w porównaniu do tego to nic. Ja to wiem, Ethan to wie i Liam też.

Moje serce przyspiesza, kiedy to słyszę i robię się cała czerwona na twarzy ze wstydu. Czuję się, jak najgorsza osoba na świecie. Doskonale wiem, co było między nami, a ja jak tchórz po prostu to zakończyłam i przez pół roku trwałam w związku z kimś, do kogo nawet w jednej trzeciej nie czułam tego, co do Liama. Jestem cholerną idiotką i jedyne na co mam w tej chwili ochotę to zakopanie się w łóżku i nie pokazywanie się nikomu do końca życia.  

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 18, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

San FranciscoWhere stories live. Discover now