01 : Rany Julek!

3 0 0
                                    


01


Rany Julek!

ilość znaków: 4836



   Słoneczne popołudnie. Wtorek. We wtorki nic nigdy specjalnego się nie dzieje. Wtorki to czarne dziury tygodnia. Poniedziałki to szybujące przez kosmos asteroidy, niszczące wszystko na swojej drodze, zwiastuny śmierci i nieszczęścia. Nikt nie lubi poniedziałków. Wtorki po prostu są, jak czarne dziury. Nikt nie wie co ma w stosunku do nich czuć, bo nikt nie wie czym są. Po prostu są, lecz gdyby ich nie było, nikt by nawet nie zauważył.   

Właśnie w taki zwykły, nic nie znaczący wtorek Anna głowiła się nad swoim zadaniem domowym. Dziesięć zadań z matematyki, opis obrazka na hiszpański i esej. W mgnieniu oka odrobiła dwie pierwsze powinności. Z rozprawką był większy kłopot.    

Zeszła do kuchni po kubek herbaty. Matka siedziała przy stole i rozwiązywała sudoku, ojciec był w pracy, kot spał na parapecie. Wstawiła wodę do dzbanka, przekręciła palnik i podeszła do okna. Wyjrzała przez nie i zaczęła głaskać śpiącego kota. 

Jej myśli pogalopowały ku piątkowi.   W piątek w liceum odbywa się potańcówka. wyłącznie damskie liceum świętej Faustyny organizuje je wraz z wyłącznie męskim liceum świętego Karola. Do tego liceum chodził Paweł.   

 Znali się z Pawłem od przedszkola. Mieszkał na drugim końcu ulicy. Anna podkochiwała się w nim od trzynastego roku życia, bo to w tym roku zrozumiała co to znaczy kochać inną osobę bo w święta całą rodzinę oglądali To właśnie miłość.    Jak na złość, to właśnie był temat eseju jaki miała napisać. Może jednak nie kocha Pawła, może jednak nie wie co to jest właśnie miłość. 

   Nieliczne chmurki przesuwały się leniwie po niebie. Powietrze pachniało wiosną, życiem i... miłością. Znowu ta miłość, czym w ogóle jest miłość, po co nam ona, kto ją wynalazł i w jakim celu.

Na horyzoncie pojawił się mały samolot, równie leniwie przemierzał wielki ocean błękitu. Czy samoloty czują miłość? Czy obiekty również wymagają miłości? Nagle zakołysał się lekko jak łódka podczas wichury a potem zaczął latać tak dziwnie, niczym pijany wujek na urodzinach. Gdy zbliżył się bardziej w jej stronę, Anna zauważyła żółte coś, co wyglądało jak wielka rura przyczepione do samolotu. Zaczął wolno obniżać swój lot i wkrótce zniknął z jej pola widzenia za domami i miastem. 

 Pewnie leciał na lotnisko, pomyślała. Owszem, za miastem było niewielkie lotnisko, ale samolot wcale tam nie zmierzał. 

Czajnik zaczął gwizdać i już miała po niego iść gdy nagle cały świat zrobił się biały. Rozległ się ogromny, ogłuszający huk i ziemie się zatrzęsła. Anna nie wiedziała co się właśnie stało, ale nie miało to większego znaczenia. Piątek, Paweł, esej i herbata szybowały w powietrzu razem z odpadami promieniotwórczymi.

Julian był doświadczonym pilotem, najlepszym z całym kraju, dlatego to właśnie mu przypadł zaszczyt przetransportowania głowicy nuklearnej z punktu A do punktu B. Z jednego laboratorium, gdzie opiekowali się nią naukowcy, do drugiego laboratorium gdzie będą się nią opiekować inni naukowcy. Robota nie była aż tak ryzykowna, bo jeszcze inni naukowcy obmyślili świetne systemy zabezpieczające. Lot miał się zacząć o czternastej po południu a zakończyć tuż po dziewiętnastej. Łatwizna. 

 Dzień wcześniej zabrał córkę i psa na spacer po lesie. Byli na mostku przy rzecze gdy głupi kundel zobaczył wiewiórkę i wbiegł prosto w niego, zrzucając go do wody. Całą drogę powrotną przeklinał psa, wiewiórkę, rzekę i Boga. 

Następnego dnia obudził się z małym przeziębieniem, które go czternastej zrobiło się już nieco, minimalnie, zdecydowanie większe. Nakłamał przełożonemu, że to alergia na pyłki i za sekundę mu przejdzie, a ten się zgodziło bo było to "bardzo ważne zadanie, Julek!" 

 Pierwsze trzy godziny trochę psikał i smarkał, ale prawdziwy koszmar zaczął się później, gdy doszła wysoka gorączka. Z jego ciała wydał się największy psik jaki widział wszechświat, aż cały samolot się zatrząsł a Julek przypadkiem wcisnął jakieś guziki, nawet nie wiedział jakie bo jego oczy były zamknięte.
- Rany Julek! - Wykrzyknął i próbował ratować sytuację, ale wbił się jak lotka w tarczę podczas gry w darta. Tylko, że tarczą była ziemia, lotką samolot, w dodatku wszystko szlag trafił i wyleciało sobie w powietrze.


W piątek Anna wyznała miłość Pawłowi, a on ją pocałował. Julianowi urodziło się drugie dziecko. Tak naprawdę to nie, nic się z tego nie wydarzyło. W poniedziałek wydarzyła się ogromna katastrofa: pies zobaczył wiewiórkę.

Oczywiście był to poniedziałek, gdyby był to inny dzień tygodnia, nie wydarzyłoby się to. Poniedziałki to wyjście do kina na długo wyczekiwany film, ale osoba siedząca przed tobą cały czas rozmawia i bawi się telefonem, a potem nagle wyłączono prąd, a potem nagle ta osoba siedząca przed tobą celuje w ciebie bronią i pyta się, gdzie są pieniądze, ale ty nic nie wiesz, chciałeś tylko zobaczyć film a jakimś cudem nagle to ty jesteś głównym bohaterem filmu, ale spoiler: nie ma on dobrego zakończenia. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 18, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

cośWhere stories live. Discover now