Madryt
Serce kraju, które od razu porwie cię w krainę zachwytu. Mało tego, ono rzuci na ciebie urok nie pozwalający oderwać oczu od różnorodnej społeczności, gdzie to jedna osoba płacze ze śmiechu, a inna ze smutku. Tutaj możesz być kim tylko chcesz, na dodatek twe marzenia nie zostaną zahamowane przez ścianę drwin i wyzwisk. Raj na Ziemi, czego by chcieć więcej? Umiejętności doceniania. Prócz tego, mieszczą się tu piękne stadiony. Santiago Bernabeu, a także Wanda Metropolitano, na którym to właśnie się skupimy. Czymże byłby klub bez pola trawy, na którym może toczyć bitwy w postaci meczów, składające się następnie na wojnę o tytuł mistrza?
Dziś trybuny miały tu zadrżeć pod wpływem ryku wiernych kibiców Rojiblancos. A co będą świętować? Chociażby dwusetny występ kapitana Antoine Griezmanna. Nie mówiąc nic o apetycie fanów na jakiegoś pięknego gola, którymi coraz częściej ich rozpieszczał. Nawet, jeśli piłka po kontakcie z jego magicznymi stopami nie spotykała się z siatką, swoją perfekcyjną, dopiętą niemalże na ostatni guzik, grą przepraszał, że dziś nie będzie hat-tricka. Do każdego spotkania podchodził z równie wielkim skupieniem, podczas nich nawet puls dostosowywał się do rytmu gry, jaki wywierał na wszystkich, także przeciwnikach, Antoine. Dla nich wszystkich był superbohaterem i dosłownie nienagannym, ba, świętym człowiekiem! Tyle, że zamiast typowego stroju z peleryną on preferował czerwono-białe barwy. Choćby fakt, jak wiele razy był dla nich ostatnią deską ratunku i bez tak silnego fundamentu najprawdopodobniej wszystko by się sypnęło w gruzy, umacniał jego wysoką pozycję w zespole.
Natomiast o jego rzekomej "świętości" sami się zaraz przekonacie. Ani trochę nie przypominał on człowieka z przyśpiewek i ustnych podań kibiców, był mu wręcz totalnie odwrotny. Jakby ktoś obserwował każdy jego ruch i przekręcał go na przeciwieństwo, by móc z tych farb kłamstw namalować obraz wspaniałej osoby.
Wnętrze jednego z domów w najbogatszej uliczce miasta tego dnia akurat było w wielkim nieładzie. Gdyby ktoś postanowił odwiedzić dziś państwa Griezmannów, zastałby niezbyt przyjemną niespodziankę. Jasne panele przyozdobione kolorowymi zabawkami były sprawką kochanej córeczki, Mii. Wkład w to miała również nieuwaga Eriki, mamy blondyneczki, piękniejszej kobiety Ziemia przenigdy nie widziała. Nie była jak partnerki jego przyjaciół, och nie, Eri zawsze czekała na niego z pysznym obiadem, gdy Antoine wracał ledwo żywy po wycisku na treningu. Robiła mu masaże obolałych mięśni, gotowała pyszne zupy, gdy był chory. Jak dobrze, że nigdy więcej jej nie zobaczy.
Czyli można rzec, że miał wszystko... Tyle, że nie doceniał niczego, co go otaczało, no może oprócz czubka własnego nosa. Uważał, że to po prostu się mu należy i tyle. Był takim debilem. Nawet z córką nie chciało mu się bawić, jakby był jakimś królem. Jeszcze za to zapłaci.
Faktycznie do wszystkich odnosił się z wyższością, jak szlachetnie urodzony. Tylko czekać, aż się przekona, że wcale taki świetny nie jest. Zanim faktycznie poszedł do szafy wybrać strój, jeszcze pięć razy obejrzał się w lustrze. Sprawdzając tym ułożenie jego włosów, może i były krótkie, ale pięknego koloru i on po prostu musiał być pewny, czy każdy kosmyk był ułożony na właściwym centymetrze. Ciekawe, co by było gdyby... Niewątpliwie potrzebny był wyszukany strój na specjalną okazję. Zbierał się znacznie dłużej niż większość tych dziewczyn, których drugie połówki podczas przygotowań zasypiają. Jego partnerka jednak nawet nie myślała o drzemce, przygotowała mu posiłek do pracy. Kiedy już Griezmann się zebrał, nawet nie podziękował kobiecie za takie starania. Klepnął ją po plecach, z córką nijak się nie pożegnał, spakował jedzenie do torby i wyruszył na jego teren.
Wybrał samochód, był straszny korek, a głosik w jego głowie podpowiedział mu, że powinien się porządnie rozglądnąć wokół. Więc to też uczynił, patrząc się na wszystko, jakby to miał być ostatni raz, gdy tędy przejeżdża. To była przepowiednia. Swoje niebiańskie oczy zawiesił na bezdomnym mężczyźnie, błagającym o cokolwiek do strawienia. Jeszcze nie wiedział. Jak on nienawidził takich ludzi... Pijacy nie umiejący się powstrzymać od sięgnięcia po kolejną butelkę, chociażby mieli pozyskać ją kradzieżą, nawet do tego mogą się posunąć. Sami są winni swego losu, nikt im alkoholu do dłoni przecież nie wcisnął. A co z niesprawiedliwie potraktowanymi? Między parkingiem a szatnią zawsze była przestrzeń przeznaczona na czas z fanami. Niedługo ich straci. Francuz uwielbiał szczerzyć się do zdjęć i składać swój podpis na najróżniejszych przedmiotach, a niekiedy także policzkach kibiców. Potem jeszcze przybicie kilku piąteczek, ze świadomością, że dla nich to przecież jak dotyk Boga. Aniołkiem jest ktoś inny.
CZYTASZ
Ressuscité || A. Griezmann
FanfictionMijają trzy lata od zaginięcia Antoine Griezmanna, piłkarza Atlético Madryt. Do dziś okoliczności jego zniknięcia pozostają niewyjaśnione. Od niepamiętnych czasów ulice są domem i miejscem schadzek alkoholików i po prostu tych, którzy przegrali nier...