16

3.1K 153 5
                                    

Paula
Dzisiaj ma przyjść do mnie jeden z porywaczy. Skłamała bym gdybym powiedziała, że się nie boję. Boli mnie to wszystko, że Step tyle ukrywał prawdę, ale teraz przez niego tkwię tutaj. Żałuję, że go poznałam. Przez niego moja córeczka jest w niebezpieczeństwie. Od wczoraj siedzę na tym krześle i cała jestem obolała. Spałam tylko nie całe dwie godzinki, do tego czujnie. Usłyszałam czyjeś ciężkie buty i drzwi otworzyły się z hukiem. Przymknęłam oczy, by nie widzieć twarzy mojego oprawcy.
- No...Paula? - usłyszałam zatroskany głos. Do tego znajomy. W szoku szybko podniosłam głowę, co było złym pomysłem. Skrzywiłam się z bólu. Jestem pewna też, że cała jestem pokryta siniakami. - co ty tutaj robisz? - klęka przede mną. W oczach ma troskę.
- domyśl się. - warczę zbolałym gardłem.
- czy to Eddy, mój wspólnik? - pyta. Kiwam głową. - Zajebie chuja. - mówi i nagle czuję ulgę. Sznury opadły na podłogę. Wstaję i moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa i lecę. Zamykam oczy przygotowana do upadku, ale nic się nie dzieje. Mężczyzna podnosi mnie i trzyma w stylu panny młodej. Kładzie mnie na prowizoryczną leżankę.
- Zaraz tu przyjdę. Poczekaj chwilę. - mówi i wychodzi. Wciąż jestem w szoku, który nie chce najwyraźniej puścić. To nie możliwe, że Parker jest moim porywaczem. Przecież znam go zbyt dobrze i wiem, że nie jest w stanie zrobić krzywdy dla muchy, a co dopiero drugiemu człowiekowi.
- Już jestem. - mówi i podchodzi. Daje mi butelkę z wodą i pomaga się napić. Daje również mi coś do jedzenia. Kiedy mam już siłę postanawiam zadać pytanie.
- Czemu? - pytam.
- to długa historia.
- mam czas. - unoszę brwi.
- W takim razie, zostawiłem was, bo miałem już wtedy Mafię. Nie mogłem pozwolić by wam coś zrobili. Wiem wszystko o tobie i Lenie, bo tak się nazywa nasza córka, prawda? - zapytał a ja kiwnęłam głową.  - Kiedy dowiedziałem się, że masz kogoś, ucieszyłem się, że znalazłaś obie już kogoś i traktuje moja córkę jak swoją. Wiem, że u Stepa będziecie bezpieczni.
- Czemu? Skoro widziałeś, że sobie nie radzimy, że małej brakuje wszystkiego. Czemu nam nie pomogłeś? - pytam z wyrzutem.
- to było trudne. Musiałem was chronić, co wiązało się z tym, że nikt nie mógł wiedzieć, że wam pomagam. - mówi ze smutkiem.
- To nie twoja córka. - Odzywam się. Kiedy dowiedziałam się, że to Step, a nie Dylan jest ojcem dziecka, miałam wyrzuty sumienia, bo w głębi serca wciąż go kochałam, ale teraz się cieszę,  że moje dziecko będzie bezpieczne. Szczerze to, wiem, że takie będzie przy Stefano.  Nagle coś, do mnie dotarło. - gdzie Lena? - Patrzę szybko w jego stronę.
- Jest bezpieczna. Ale jak to nie moja córka?! - Warczy, jakby dopiero to dotarło.
- Długa historia, ale musisz wiedzieć, że jej biologicznym ojcem jest Stefano.  - wzdycham.
- Nie wierze! - Krzyczy i kopie w krzesło. - Zdradziłaś mnie, już wtedy kiedy, byliśmy razem. - warczy i łapie się, za głowę.  - Puszcze cię z tąd, ale musisz mi, coś obiecać.
- A co to takiego? 
- Zostaw ich i wyjedzmy razem. Jak najdalej z tąd.
- Nie zrobię tego. - Nie namyślam się, tylko od razu zaprzeczam.
- Czemu? - unosi brwi.
- Podejrzewam, że jestem w ciąży... ze Stepem. - Ta informacja go złamała. Widziałam to. Schylam głowę w dół. Nie umiem mu spojrzeć w oczy. Zwłaszcza po tym, jak oznajmiłam mu, że Lena to nie jego córka. Widziałam jaki był smutny, a pózniej, smutek zastąpiła złość.
- W takim razie, usunę się wam z drogi. Mój wspólnik wyjechał i wraca dopiero za tydzień. Planuję, go zabić, kiedy wróci. Jesteśmy sami, możesz wstać i wyjść.
- A gdzie jesteśmy? - pytam cicho.
- Na obrzeżach Los Angeles. Zaraz dam ci jakieś ciuchy i pieniądze na taksówkę.

Step
Od kilku dni próbujemy namierzyć, tego skurwiela, który porwał moją ukochaną. Ojciec postawił na nogi, całą mafię. Wszyscy się zawzieli, by ją odszukać. Ojciec uznał, że nie chce tracić synowej, już na samym początku.  Nie wiem, gdzie jest, ani co robi. Nie wpadłem na pomysł, by dać jej jaki kolwiek nadajnik GPS. Niby dawałem jej różne prezenty, ale w niczym nie zamontowałem tego cholerstwa. Jak ją będę miał już przy sobie, to wtedy dam jej go w nie ważne czym, ale dam.  Upijam łyk bursztynowego płynu i odpalam cygaro. Właśnie siedzie u siebie w gabinecie i mam dosyć tej chmary. Od kąd trwają poszukiwania, tylko tu mam chwilę spokoju. Zjechali się wszyscy. Rodzice, dzadek, bracia, a nawet siostra z Anastazym i dzieciakami. Przyłączył się nawet Zack, ale minimalnie. On nie lubi zbytnio Mafi, i nie chce mieć z nią nic wspólnego.  Nagle usłyszałem pisk. Chwyciłem pistolet z blatu biurka, i wybiegłem z pomieszczenia. Wpadłem do salonu i uszyłem w stronę korytarza, tam gdzie byli wszyscy. Kiedy już się przepycham, mogę zobaczyć ją. Stoi tam, na środku i nie wie co ma zobić. Szybko podbiegam do dziewczyny i biorę w ręce. Obracam nami w okół własnej osi.
- Kochanie... - szepczę do jej ucha. - Już nigdy Cię nie puszczę. - mówię, napierając uścisk, czy czasem mi, się to nie śni. Prawdą jest to, że nie spałem, od kilku dni.
- Dusisz... - słyszę jej cichy i ledwo normalny głos, co sprawia śmiech za mną.
- Przepraszam. - mówię oddalając się minimalnie. - Gdzie byłaś? - pytam.
- To długa historia. Byłam w mieszkaniu, ale kluczy nie mam przy sobie, ani nic. - odpowiada cicho.
- Chodz. - mówię i zamykam drzwi, za nią. Kieruję nas do salonu. - Usiądz. Jesteś głodna? - pytam.
- Nie, dzięki. - jej głos wciąż jest cichy.
- I tak pójdę, powiem Jonhowi, by coś zrobił. - mówię i odchodzę, w stronę kuchni. Wtedy wszystkie podbiegają i wypytują moją kobietę. Teraz, kiedy tu jest nie pozwolę jej odejść. Choć miałbym ją ponownie porwać, to zrobie to. Gdybym mógł cofnąć czas, to nie pozwoliłbym jej odejść.  - Jonh, zrób coś, dobrego na obiad. - mówię.
- dobrze szefie. - mówi i zabiera się do gotowania. W tej samej chwili, do kuchni wchodzi Paula.
- Coś się stało kochanie?
-  Nic, tylko miałam już dość, tego wypytywania o wszystko. Chcę się jeszcze czegoś napić. - odpowiada podchodząc do blatu. - Gdzie Lena? - pyta pijąc zrobioną wcześniej ciepłą herbatę.
- Śpi w swoim pokoju.
- Jeszcze go nie zmieniłeś?
- Nie i nie zaierzam. - stwierdzam. Podchodzę do dziewczyny i przytulam ą w pasie stając obok. - Wróc do domu. Zostańcie tutaj.
- A co z mieszkaniem?
- Coś wymyślę, ty się nie musisz tym przejmować. Tak nawiasem, twoje rzeczy zostały tu z powrotem przewiezione.
- Step...
- tak?
- Polo, on... Nie żyje. - Z jej oczu poleciały pierwsze łzy. Obiołem ją jeszcze mocniej. Wtuliła się w moją klatkę piersiową i zaczęła szlochać.
- Wiem co poprawi ci humor. Idziemy do Leny? - kiwa głową, więc idziemy do salonu, gdzie kierujemy się na schody. Idziemy na górę i prosto do pokoju naszej córeczki.

***
Rozdział krótki, ale mam nadzieję, że się podoba. Zapraszam na różne media społecznościowe, które podane są w opisie, na moim profilu!!

Mafia Game Tom lll •ZAKOŃCZONE•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz