rozdział 26

829 63 6
                                    

"Co taki synek mamusi może wiedzieć o życiu?"

— Zwariowała. Jak może mnie tak obrażać? — stwierdzam, gdy kończę opowiadać Matthew sytuację, która zaszła pomiędzy mną, a Narcissą przed jej odejściem.

Swoją drogą nareszcie, bo mam wrażenie, że jeszcze jedno mycie podłogi połamałoby mi plecy.

— I ma rację — Nick jak zawsze nie może po prostu siedzieć cicho i brzydko wyglądać. — Zawsze wywlekasz swoją matkę, nawet jeśli coś nie ma z nią nic wspólnego. To chore.

Pokazuje mu środkowy palec i łapie ręce Matta, które leżą na stole. To niesprawiedliwe, że usiadł po tej samej stronie stołu, co ten zboczeniec.

— Matthew znasz mnie dobrze, powiedz coś.

Patrzę na niego oczami pełnymi nadziei, kiedy Nick z kpiącym uśmiechem je swojego burgera. Cass by nas zabił, gdyby wiedział, że znowu jemy bez niego na mieście. Znaczy się, zabiłby Nicka, bo ja jestem przecież tylko małą, słabą omegą.

— Możesz mieć kompleks matki.

Mimowolnie odsuwam się do niego.

— Kompleks matki — powtarzam po nim, mrużąc oczy.

Podnoszę wysoko ramiona i obdarzam, przyglądając się nam omegę zimnym wzrokiem. Chowa twarz we włosach spłoszona. Szkoda. Jej różowa szminka była urocza.

— Coś w stylu kompleksu Edypa, tak myślę — Matt uśmiecha się do mnie delikatnie, starając się mnie uspokoić.

Może i bym na to poleciał, gdyby chwilę temu nie pozwalał się nakarmić ciastem truskawkowym Nickowi. Moje biedne dziecko musi na to patrzeć.

A nie. Nie patrzy, bo wciąż siedzi w moim brzuchu. Jak dobrze, że już niedługo się z niego wyniesie. Nawet nie płaci czynszu. Co z tego, że jesteśmy rodziną? Moja mama...

Kurwa. Czy moje myśli właśnie zaprzeczają moim słowom?

— Masz mnie za jakiegoś dziwaka? — pytam gburowato, starając się odgonić jakiejkolwiek myśli o tej kobiecie.

— No, wciąż nie wiesz?

Czemu Nick tu w ogóle jest?

— Nie odbieraj tego w ten sposób — Matt trąca łokciem swojego męża. — Wiem, że miałeś trudną relację ze swoją matką, traktowała cię ozięblej, dlatego podświadomie szukałeś i wciąż szukasz jej uwagi. To nic złego. Może trochę niezdrowe, ale...

— Niby kiedy?

Może niekoniecznie ciągnę ten temat. Mogłem wysłać wiele błędnych sygnałów.

— Pamiętasz pierwszy dzień w szkole? — skrzywiam się, moja blizna zaczęła krwawić. — Jedyne, czego chciałeś, to, żeby twoja mama cię do niej odprowadziła, ale nie było jej w domu, a tata musiał zająć się twoim rodzeństwem. Zmusiłeś Adelaide, żeby niosła cię na rękach i zapłakany pytałeś ją, dlaczego twoja mama cię nie kocha.

Czerwienieje twarzy, widząc pogardę w oczach tego jebanego dupka. Nie chciałem, żeby reszta dzieci myślała, że jestem sierotą. To normalne.

— Kiedy złamałeś nogę na w-fie, nikomu nie pozwoliłeś się dotknąć oprócz twojej mamy. W swoje urodziny dbałeś tylko o prezent od niej, nawet jeśli jedynie cię karciła, zupełnie zapominając, jaki to dzień. Albo ten dzień, kiedy zgubiłeś się w zoo i...

— Starczy! — przerywam ostro.

Nawet jeśli to Matthew, nie pozwolę nikomu się tak poniżać.

My fucking soulmate || A/B/OWhere stories live. Discover now