Budzę się z potwornym bólem głowy, ale chwila... dlaczego jest pod mną tak miękko? Przecież... nic nie pamiętam. Jestem w pokoju, który kosztował mnie więcej niż całe moje życie. Wstaje z łóżka i dopiero ogarnąłem że jestem w samych bokserkach i koszulce. Co jest kurwa!!! Otwieram drzwi od pokoju biegne przez korytarz omijając różne pomieszczenia. Komu chciało się tyle budować?!?! Widząc schody od razu zmierzam w ich kierunku. Schodząc po nich o mało się nie zabiłem.
Widzę kogoś kto ma gniazdo na głowie i siedzi do mnie tyłem robiąc coś przy komputerze. Jak on mnie nie usłyszał?! Przecież biegałem po tym domu jak pierdolnięty dinozaur!!!
- Gdzie ja do kurwy nędzy jestem?!?!
Podskakuje na krześle o mało z niego się nie zwalając. Odwraca się do mnie i przez krótka chwilę jest zdziwiony, a po chwili na jego twarzy pojawia się uśmiech. Psychopata, mówie wam.
- Choć za mną. - wstaje z krzesła i idzie do piwnicy.
Kurwa, a nie mówiłem!? Zaraz mnie zgwałcił, potnie, zje, ugotuje i nie wiadomo co jeszcze zrobi.
Idę ostrożnym krokiem za nim. Schodzę powoli trzymając się ściany jakby miała mi pomóc, ale później że zdumieniem patrze na pomieszczenie, w którym się znajduje. On ma tu kurwa kuchnie. Kto normalny robi coś takiego pod ziemią. Kto?!?!
Podał mi tabletkę i butelkę wody.
- A to co? Tabletka antykoncepcyjna? - przyglądam się mu z przymróżonymi oczami.
- Co? Nie, nie, to na ból głowy. Walłeś się w głowę, nie pamiętasz?
- Nie.. - połknąłem tabletkę bez popijania wody, bo mógł coś do niej wsypać prawda?
- Gdzie ja jestem? - spytałem spokojnie mimo, że mój gniew jest już na granicach wytrzymałości.
- Na Florydzie.
Zachłysnąłem się powietrzem. Kurwa gdzie?!?!
- Że co? - jeszcze jedna taka informacja a wybuchne.
- Przeprasz, ale nie mogłem Cię zostawić samego.
Wygląd jakbym miał się zaraz rozpłakać.
- Mogę Cię odwieść tylko muszę pojechać jutro do Francji na koncert.
- Kurwa nie!!! Ty myślisz, że będę jechał z takim małolatom jak Ty?!?!
- Ej!! Mam za miesiąc osiemnaście lat!
- To było głupie z twojej strony. - usmiechnałem się lekko.
- Nie prawda. Ja nie muszę Cię stąd wypuszczać.
Jak tylko to wypowiedział pobiegłem znowu na górę i cudem znalazłem balkon. Nabrałem rozpędu i skoczyłem. Dziś mam szczęście nad szczęściami, bo wpadłem do basenu. Szybko z niego wypłynąłem i biegłem przed siebie dopóki nie natrafiłem na bramę. Zacząłem się na nią wspinać, ale ktoś pociągnął mnie do tyłu i zablokował mi ręce, tak że nie mogłem mu przypierdolić. Przyłożył mi chusteczkę do nosa, a ja jak głupi powąchałem ją. Zrobiło mi się słabo... znowu zemdlałem.