Rozdział 16

3.3K 232 15
                                    

Wparowałem jak zwykle spóźniony do klasy. Udawałem zdyszanego i zakłopotanego. Przepraszając, szybko usiadłem na miejsce. Wszyscy się nabrali. Jak zwykle. A przynajmniej mam taką nadzieję. Znów czuję na sobie wzrok Uchihy. Jakim cholernym cudem patrzy na mnie siedząc w trzeciej od przodu klasy ławce, kiedy ja siedzę na ostatniej? I nawet nie widzę, że się obraca... Cwaniak znalazł jakiś sposób. Nienawidzę go. Sensei większość czasu tłumaczył jakieś bezsensowne rzeczy. Jednak na koniec zaczął nam przypominać procedury, jakie nas obowiązują w razie ataku na wioskę. Po jego oczach i aurze wiedziałem, że coś się świeci. Ale przepraszam bardzo, czemu ja nic o tym nie wiem? Jak skończył wrócił do normalnych zajęć. Nuda. Znałem to wszystko na pamięć, więc go nie słuchałem. Ziewnąłem cicho, by nauczyciel mnie nie usłyszał. Usiadłem na miejscu w ławce, które najmniej się rzuca w oczy i położyłem się. Chyba naprawdę zmieniam się w tą hybrydę. Jak kot cały czas chce spać... W klasie był hałas. Iruka-sensei co chwilę wszystkich uciszał. Jakiego lekarza byście nie zapytali to każdy z nich dałby tą samą odpowiedź. „W takich warunkach nie można normalnie spać". Mimo wszystko ja do tego przywykłem. Jestem tu od kilku lat, dzień w dzień, kilka godzin. Po takim okresie czasu nie sen w sali lekcyjnej nie sprawiał mi żadnego problemu. Jak tylko zamknąłem oczy znalazłem się w objęciach Morfeusza.
~~~~Pov. Sasuke~~~~
Naruto znowu usnął. Jak kotek. Uroczo. Patrzyłem się na jego odbicie znajdujące się w oknie. Wiedziałem, że go to irytowało. Nie mógł doszukać się sposobu w jaki go obserwuję. Przez głowę przeleciała mi rozmowa z mamą. Znała blondyna dosyć dobrze. Dlatego ja i Raito, jak tylko wróciliśmy z targu, dostaliśmy ochrzan za bycie nachalnymi. Do niego niezbyt to dotarło. Ja sam nie byłem pewny czy dam radę się hamować. Dla mnie był najpiękniejszą istotą na ziemi, a moje oczy tylko na nim spoczywały i odruchowo znajdowały każdy jego uśmiech. Nawet udawany. Jednak nie za urodę go kochałem. I nie był to jedynie zachwyt oraz wdzięczność w kierunku kogoś, kto uratował mój klan. On mi pomógł. Od dziecka cały czas stałem w cieniu Itachiego. Harowałem jak wół, byle by ojciec mnie zauważył. By zwrócił na mnie choć troszkę uwagi. Pewnego dnia trenowałem Technikę Wielkiej Kuli Ognia. Czułem wtedy na sobie wzrok kogoś, kto bacznie obserwował każdy mój ruch. Myślałem, że to kolejna z rówieśniczek starająca się do mnie zbliżyć. Po godzine on po prostu do mnie podszedł i wytknął każdy najmniejszy błąd oraz dał kilka rad. Najważniejsze z nich - „Zbyt starasz się kogoś kopiować. No ja wiem, że to specjalność Uchiha, ale nie lepiej by było gdyś zrobił to po swojemu? Chcesz mieć ciało, mózg, potencjał czyjeś czy swoje? " - były dla mnie szokiem. W końcu jako potomka głowy klanu szanowano mnie, a tu ktoś taki podchodzi i mnie poprawia. Opanowała mnie wtedy złość, mimo tego, że głos, który to mówił był najcudowniejszą muzyką dla moich uszu. Desperacja, z powodu braku zainteresowania ze strony ojca, zaćmiła mi umysł. Byłem gotowy wyrzucić z siebie sporo obraźliwych słów. W końcu wzorowałem się na tacie i Itachim, którzy byli dla mnie chodzącymi ideałami. Jednak kiedy się obróciłem i spojrzałem mu w oczy... To wszystko przeszło. Czułem się jakby każdy mój problem - nawet najmniejszy - wyparował. Gdy nasze ręce się zetknęły odskoczyłem jak poparzony i wpadłem do jeziora. Szybko się z niego wydostałem. Z pomocą blondyna. Był pierwszą osobą, której pozwoliłem sobie jakkolwiek pomóc. Zdarzały się nieliczne przypadki, gdy mama lub Itachi mi pomagali, ale to były drobnostki. Takie, jakich nikt nie liczy jako pomoc, ale jest w mniejszym lub większym stopniu za nie wdzięczny. Po wyjściu z wody znów spojrzałem mu w oczy. Przez jego zmartwione oczy czułem się winny. Przeprosił mnie, a kiedy chciałem odpowiedzieć mu tym samym to zaczął się śmiać. Przepraszał ponownie tłumacząc się, że pierwszy raz widział członka potężnego klanu tak lądującego w wodzie. Wtedy uśmiechnąłem się lekko. Pokochałem jego śmiech, jego głos, jego dotyk, jego charakter i ten występujący tylko u niego błysk w oczach. Potem pożegnał się i mnie zostawił. Chciałem by został, ale robiło się późno, a nie chciałem by szedł ulicami po ciemku. Kiedy patrzyłem jak odchodził widziałem jak grupki przechodzących koło blondyna ludzi patrzą się na niego z nienawiścią, co mnie utwierdziło w przekonaniu, że dobrze zrobiłem nie prosząc go by dłużej ze mną został. Gdy już zniknął za horyzontem wróciłem do treningu. Wziąłem sobie każde jego słowo do serca i trenowałem. Jak skończyłem to wróciłem do domu. Poprosiłem ojca by sprawdził jak mi idzie. Nie był do tego chętny. Uważał mojego brata za o wiele bardziej utalentowanego. Jednak, gdy Itachi powiedział, że pójdzie, zgodził się. Po wykonaniu poczułem niesamowite samozadowolenie z ich reakcji na moją technikę oraz tego jak mi wyszła. Oboje byli w ciężkim szoku. Dzięki radom blondynowi naprawdę się poprawiłem. Widziałem kiedyś jak robił to Itachi. Byłem dumny z tego, że moja kula osiągnęła większe rozmiary niż jego. Naruto tego nie pamięta. Mieliśmy po cztery lata, a w pamięci bardziej mu utykały ataki i nienawiść mieszkańców. Nawet jeśli mu coś świta, to prawdopodobnie nie wie, że to ja. Wtedy naprawdę wzorowałem się na bracie i ojcu, a od tamtego momentu byłem sobą, nie podziwiającym i nie traktującym Itachiego oraz taty jak bogów. Zmieniłem się z wyglądu, ubioru. Teraz już wcale nie przypominałem siebie z tamtych czasów. Z rozmyślań wyrwało mnie pytanie nauczyciela, na które odpowiedziałem perfekcyjnie. Dziewczyny automatycznie zaczęły się do mnie lepić. Idealna okazja, huh? Poprosiłem senseia o możliwość zmiany miejsca. Z racji bycia wzorowym uczniem i wywiązywania się ze wszystkich obowiązków miałem o wiele więcej zaufania od nauczycieli. Kiedy otrzymałem zgodę szybko skierowałem się w stronę ostatniej ławki i usiadłem koło Naru. Na twarzach każdej osoby płci żeńskiej - oprócz Hinaty, czyli jedynej normalnej - pojawiła się rozpacz i zawód. Unikają Uzumakiego jak ognia piekielnego. Jedynymi wyjątkami są Haruno, Yamanaka i Hyuga. Z ostatnią nie ma problemu, bo nie jest fangirl, a z pozostałą dwójką sobie bez problemu poradzę. Muszę wymyślić jak najokrutniejszy sposób. Do Ino nic nie mam, ale do tej landryny... Jak mnie irytuje to, że Uzumaki za nią lata! Nawet jeśli doskonale wiem, iż to po prostu niedorzecznie mały fragment maski, na którą praktycznie każdy się nabiera. Spojrzałem na chłopaka śpiącego koło mnie. Poczułem niesamowite ciepło w sercu. Jak zawsze, gdy tylko go widzę. Na mojej twarzy pojawił się niewidoczny uśmiech. Najbardziej spostrzegawczy człowiek na świecie nie zauważyłby go. Chciałem się o niego troszczyć, pomagać mu tak jak on mnie wtedy. Jeśliby mnie przytulił z swoim cudnym uśmiechem prawdopodobnie bym odleciał. Kilka minut później lekcja się skończyła. Wszystkie dziewczyny oprócz Haruno i Yamanaki bez nadziei opuściły klasę. Tamte dwie do mnie podeszły. Siedziałem na brzegu ławki, więc nie musiałem się martwić, że przyczepią się do Naru.
- Sasuke-kun~ Czemu usiadłeś do tego idioty~? Oh, wiem~! Chciałeś być ze mną sam na sam~! - mówiła lepiąc się do mnie. Odepchnąłem ją. Zdziwiło mnie, że Ino nie zaczęła się z nią wykłócać. Stała niedaleko nas z... Hinatą? Przecież one się prawie nie znają. Bazgrały coś na kartce, a po chwili podbiegły do nas. Kątem oka zauważyłem, że blondasek się budzi.
- Sasuke-kun! Sakura! Patrzcie, co pięknego stworzyłyśmy z Hinatą! - powiedziała Ino z entuzjazmem. Naru wychylił się by też zobaczyć. Hinata zaczęła się szczerzyć. Pierwszy raz widziałem u nie tę minę. Kątem oka zauważyłem, że Uzumaki też jest tym lekko zaskoczony. Nagle Ino odwróciła kartkę. Usłyszałem kaszel Naru. Zadławił się powietrzem.
-... Chcę kopię. - powiedziałem zupełnie poważnie, patrząc na rysunek, na którym całuję się z niebieskookim mającym kocie uszy i ogon. Mina Haruno była bezcenna. Niestety chłopak obok mnie zaczął kaszleć jeszcze bardziej. Odwróciłem się do niego i spytałem czy wszystko w porządku, dotykając jego policzka. Nie minął nawet moment, a go już nie było w klasie. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Ino i Hinata dostały jakiejś fazy. Idealnie. Mogą się przydać. Pomogą mi w zdobyciu Naru. Po chwili słyszalne było czyjeś dyszenie. Spojrzałem na Sakurę. Była cała czerwona. Widocznie wpadła w furię.
- Zabiję go! On was zmanipulował do tego, a teraz udaje! Nie martw się, Sasuke, uratuję cię od tego potwora! - krzyczała wściekła. Już miała ruszyć, ale ja ją złapałem za bluzkę i obróciłem do siebie. W moich oczach z charakterystycznym trzaskiem zabłysnął sharingan. Aktywowałem go już dawno. Chcąc bronić mojego ukochanego od tych wszystkich, szurniętych nawet nie ludzi, a śmieci.
- Oh, naprawdę? Jeszcze jedno złe słowo na jego temat, a skończysz gorzej, niż w swoim najstraszniejszym koszmarze. Jeśli go tkniesz, zrobisz mu jakąkolwiek krzywdę to zmasakruję cię bardziej niż Itachi klan Uchiha. - wysyczałem. W tej chwili nawet Hyuga i Yamanaka zamilkły mimo swojej „fazy yaoi". Haruno była maksymalnie przerażona. Kiwała szybko głową nie chcąc mnie jakkolwiek bardziej denerwować. Puściłem ją i wyszedłem z sali. Chciałem znaleźć Naru. Byłem naprawdę wściekły, a wystarczy jedno spojrzenie na niego bym się uspokoił.
~~~~Pov. Naruto~~~~
Kurama cały czas mnie męczył. Nie mogłem go odciąć ani wyciszyć. Obiecałem mu, że pozwolę mu na taką fazę. W ogóle czemu istnieje więcej osób takich jak on? Co się z tymi wszystkimi ludźmi, że mają takie fazy? Mam nadzieję, że nikogo takiego już nie spotkam. To i tak będzie katorga. Przez większość pięciu dni w tygodniu będę się użerał łącznie z trójką, a cały czas z jednym z nich. I w dodatku Uchiha wykorzysta je. Jestem tego pewny. Szarpnąłem drzwiami na dach. Przez chwilę obawiałem się, że je zamknęli. Na szczęście po prostu się zacięły. Chociaż nawet jeśli by je zamknęli to i tak znalazłbym sposób, by się tam dostać. Zamknąłem drzwi za sobą i położyłem się na środku dachu. Akademia była umieszczona w miejscu, gdzie shinobi nie przebywali, jeśli nie mieli powodu. Cywile też. Leżałem i patrzyłem się w niebo. Jednak po chwili wstałem i zacząłem chodzić w kółko. Nadpobudliwość Uzumakich... Czemu akurat teraz się mi odpaliła? Chciałem sobie pospać. Zostałem na dachu jeszcze kilkanaście minut i ruszyłem z powrotem do klasy. Gdy tam dotarłem po prostu usiadłem na miejsce. Już chciałem by ten dzień się skończył. Po lekcjach miałem jeszcze spotkanie z Tsunade. Czytałem o ćwiczeniach na kontrolę chakry. Miałem też dużo wiedzy o ludzkim ciele. Dzięki mojej pamięci byłem trochę jak Hyuga z Byakuganem - ko po prostu nie prześwietlałem ciała. O truciznach i lekach również sporo wiedziałem. W końcu od dziecka byłem sam. Samotnie dałem sobie radę z każdą moją chorobą. Prawie samotnie. Futrzak mi trochę podpowiadał. Znał różne sposoby, teraz nie praktykowane by, na przykład zbić gorączkę. Z truciznami musiałem się zaznajomić. Często zdarzało się, że mieszkańcy zatruwali bronie, którymi później mnie atakowali. Z moja wiedzą nie obawiałem się spotkania z Senju. Poza tym miałem dwie godziny by się ogarnąć.
~~~~Time skip~~~~
Wróciłem do domu zmęczony po spotkaniu z sanninką. Był już wieczór. Miałem chodzić do niej cały tydzień, co oznacza siedem dni pełnych rutyny. Potem mieliśmy coś wymyślić. Senju była całkiem zaskoczona poziomem mojej wiedzy. Ogarnąłem się szybko i poszedłem spać. Nawet się nie martwiłem pracą domową, która jak zawsze była zadana. Sensei wybiera pojedyncze, losowe osoby i u nich sprawdza. Wystarczy udawanie, że akurat dzisiaj zapomniałem. Położyłem się na łóżku, ale nie mogłem spać. Zrezygnowany zapaliłem lampkę i wziąłem książkę. Trudno. Prześpię się w Akademii. Zagłębiając się w lekturze spędziłem czytając całą noc.

Egzystencja ~ Naruto FanFictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz