Rozdział 7

144 11 6
                                    

Po powrocie do zamku, Agad wyjaśnił mi dlaczego tak na prawdę nasi goście przyjechali a rankiem razem z nimi wyruszyłam w poszukiwania jakiegoś klucza. Mimo wczesnej pory niebo było już przysłonięte ciemnymi chmurami co nigdy nie zwiastuje nic dobrego. Kiedy zaczęliśmy się wspinać po górskim stoku, zaczął sypać śnieg.

-Może zanim zapuścimy się głębiej, dam wam kilka rad. Oczywiście jeśli chcecie.- Powiedziałam.

-Ja chętnie posłuchałam kogoś bardziej obeznanego w temacie smoczych azyli niż Aaron.- Odparł Warren a wspomniany przez niego mężczyzna tylko przewrócił oczami.

-Najważniejsze jeśli chcecie przeżyć jest to, żeby nie zbaczać z wyznaczonych ścieżek. No chyba, że wolicie zostać karmą dla ogniogada.-

-Co to ogniogad?- zapytała Kendra.

-Ziejąca ogniem istota. No wiesz: długie kły, zielone oczy.- Wytłumaczyłam a dziewczyna kiwnęła głową.- Ale wracając do tematu. Na terenie rezerwatu znajdują się punkty bezpieczeństwa w postaci kopuł. Jeśli wejdziecie do środka to nikt ani nic nie może wam nic zrobić. Ostatnia rada tyczy się głównie ciebie, zaklinaczu smoków.- Powiedziałam sarkastycznym tonem do Gavina. - Jeżeli zabijesz bądź zranisz smoka na terenie azylu, jego pobratymcy będą mogli cię ścigać nawet poza granicami Gadziej Opoki, aby uzyskać odwet. Jeśli jeszcze będziecie chcieli coś wiedzieć to pytajcie.- Skończyłam. Szliśmy jeszcze chwilę aż dotarliśmy na szczyt. Nad nami krążyły gryfy, więc Warren i Trask zeszli do chlebaka po broń.

-Wy nie macie broni?- Zapytała wróżkokrewna, kiedy mężczyźni wyszli spowrotem na powierzchnie.

-Ja posługuję się strzałkami usypiającymi i eliksirami.- Odpowiedział Tanu, wskazując na swoją torbę.

-Mi narazie wystarczy to, zresztą unikanie konfrontacji to nasza najlepsza broń.- Gavin obrócił wokół siebie laskę.

-A ty Sophie?- Zapytał Trask. - Wiem, że bardzo dobrze znasz to miejsce ale chyba nie jest najmądrzejszym pomysłem, zapuszczać się tu bez niczego.-

-Nikt nie powiedział, że jestem bezbronna. Mam po prostu dobre skrytki na broń.- Uśmiechnęłam się. -A teraz chodźmy.-

Mendigo, który również wydostał się z chlebaka i poszedł pierwszy na zwiady. Po dwóch godzinach wędrówki przez linię grzbietu, zaczęło się ściemniać. Jako, że nie było żadnych ochronnych punktów w tej okolicy, znaleźliśmy glinianą grotę. Rozpaliliśmy ogień i zjedliśmy posiłek. Na warcie najpierw stanęłam ja, a po mnie Kendra. W ciągu nocy jeszcze zmienialiśmy się kilka razy.

-Wstawajcie! Musimy się zbierać!- Wykrzyknęła Mara, która stała na warcie jako ostatnia.

-Co się stało?- Spytał Dougan.

-Widzę perytona.- Oznajmiła kobieta. -Nie, kilka. Nie, całe stado! Uciekajcie ja was osłaniam!- Krzyknęła i wszyscy zerwali się do ucieczki.

Shadow WhispererOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz