Gdy Liam wrócił do domu, czuł się wyjątkowo źle. Zawsze po spotkaniu z Williamem czuł się lekko, jakby zrzucił jakiś ciężar ze swoich barków. Tym razem czuł się gorzej niż przed rozmową z ukochanym. Przede wszystkim jednak czuł się rozbity i zdezorientowany. Nie wiedział już co myśleć i co robić. Nie potrafił stwierdzić, co było prawdą, a co zwykłymi wymysłami. Miał wrażenie, że wyolbrzymia, że to wszystko jedynie seria zabiegów okoliczności i nieszczęśliwych wypadków, którą jego bogata wyobraźnia wyolbrzymiła i zmieniła w fabułę jakiejś powieści grozy.
Wszystko musiało dać się jakoś racjonalnie wytłumaczyć. George po prostu uległ tragicznemu wypadkowi i tak się złożyło, że stało się to tuż po tym, jak skrzywdził swojego młodszego kuzyna. Te dziwne zasinienia... być może Liam sam je sobie zrobił przez sen. Próbował odciągnąć wyimaginowane dłonie, raniąc się przy tym. A to, co przydarzyło się ciotce Esme? Było ciemno, a ona nie czuła się przecież zbyt dobrze. Spadła z powodu własnej nieuwagi. Kropka. W tym wszystkim nie było niczego dziwnego a tym bardziej nadprzyrodzonego. Duch Georga nie chciał go skrzywdzić. Duchy nie istnieją. William wyjątkowo nie zwrócił uwagi na nowe sińce na ciele młodszego, bo zwyczajnie ich nie zauważył lub zignorował, myśląc, że ten nie chce jeszcze o tym rozmawiać. To wszystko.
Z tą myślą chłopiec usiadł na swoim łóżku. Zrozumiał, że to wszystko nie ma sensu. Racjonalizowanie tego wszystkiego było jak walka z wiatrakami, bo umysł chłopca i tak podążał dziwnymi ścieżkami. Było zbyt wiele niewiadomych. Zbyt wiele zbiegów okoliczności. Zbyt wiele niepokojących sygnałów. Liam jednak bał się zrobić jakiś krok w kierunku prawdy. Jego życie było bowiem teraz lepsze. Zniknął George. Na chwilę zniknęła też ciotka. A co najważniejsze Liam miał swojego kochanego Willa, z którym był szczęśliwy jak nigdy wcześniej.
Nie chciał tego uczucia niepokoju. Pragnął za wszelką cenę wrócić do tych chwil beztroski. Chciał móc porozmawiać z ukochanym i spędzić z nim miło chwile bez zamartwiania się i bez tych wątpliwości. Brunet był teraz całym światem chłopca. Był dla niego wszystkimi. Uświadomił sobie, że nieważne, jakim William nie okazałyby się człowiekiem... nie byłby w stanie bez niego żyć. Tylko jego miał. Tylko Williamowi zależało na chudej, bezużytecznej sierocie. William był dobry... W końcu tak bardzo pomógł Liamowi. Chłopiec nie mógł wyobrazić sobie, jak potoczyłyby się jego losy, gdyby nie spotkał wtedy tajemniczego mężczyzny. Czy wytrzymałby? Jak długo dałby radę żyć ze swoimi oprawcami, nie mając przy tym żadnego poczucia celu, nadziei czy swojej ostoi, którą były ich spotkania. Dlatego tym bardziej nienawidził się za te wątpliwości, które odczuwał.
W końcu chłopiec postanowił położyć się do łóżka wcześniej. Jednak nim to uczynił, zrobił coś, czego nie robił od dawna. A przynajmniej nie robił tego szczerze.
Uklęknął przy swoim łóżku i zaczął się modlić. Jednak nie do Pana Boga. Nie. Modlił się do matki. O to by jakoś mu pomogła. By dała jakiś znak. By poradziła mu coś, tak jak zawsze to robiła, gdy borykał się z jakimś problemem. Mówił jak bardzo tęskni i jak bardzo jej teraz potrzebuje. To była długa modlitwa pełna łez. Gdy skończył, położył się i już wkrótce usnął.
***
Sen był znajomy. Liam miewał podobne, jednak było to już dawno, mniej więcej wtedy, gdy wprowadził się do posiadłości swoich krewnych.
Wszystko wydawało się znajome. Liam stał na wzgórzu otoczony gęstą mgłą. Ledwo był w stanie dostrzec zarys końca klifu i rozciągające się daleko morze. Mijali go ludzie, których twarzy nie rozpoznawał. Ich spojrzenia były puste a cera wręcz trupio blada. Byli to ludzie starzy, młodzi, kobiety, mężczyźni, a wnosząc po ubiorze zarówno ci bogaci, jak i biedni. Stroje pochodziły też z różnych epok. Liam dostrzegał damy w sukniach, jak i żołnierzy w mundurach. Wszyscy szli w stronę krańca, a im bliżej byli, tym bardziej bledli, aż w końcu tuż przy nim rozpływali się w gęstej mgle.
CZYTASZ
Złamane Obietnice [BxB]
ParanormalLiam zawsze kochał gotyckie powieści... nigdy nie spodziewał się, że jego życie zacznie przypominać jedną z nich. Opuścił głośny Londyn, by zamieszkać ze swoimi krewnymi w dużej, rodzinnej posiadłości, oddalonej od zgiełku miast. Nie mógł nazwać jej...